Ponieważ zaczął się już kolejny rok, życzę Wam dużo szczęścia, radości, zdrowia, miłości i Weny na nadchodzące dni.
Pozdrawiam
Agata.
Seth nie mógł sobie pozwolić na dłuższą zwłokę. Siedział tak z Gabrielą wystarczająco długo, a musieli jak najszybciej dotrzeć do Andyego. Obudził dziewczynę, wołając ją po cichu, aby jej nie przestraszyć. Gabi przetarła dłonią oczy, odchyliła się do tyłu i zamarła, widząc znajomą twarz.
– Masz zabawną minę – powiedział Seth, lekko się uśmiechając.
Gapiła się na niego, niedowierzając własnym oczom.
– No wstawaj już. Nogi mi zdrętwiały. – Skrzywił się, pomagając jej wstać. – Zaraz sobie wszystko przypomnisz – pocieszył ją.
– Wyglądasz… – przerwała, gdyż poczuła olbrzymi ból w gardle. Jej głos brzmiał okropnie.
No tak, przecież się o mało nie utopiła. To on ją uratował.
– Nie ważne, jak teraz wyglądam. Musimy iść. – Schylił się po kurtkę dla dziewczyny, a jego ciało przeszył okropny ból. – Nie mam za wiele czasu – stwierdził.
Bochowiecka przyglądała mu się pytającym wzrokiem. Wzdrygnęła się, słysząc przeraźliwy krzyk. Spojrzenie Setha, utwierdziło ją w przekonaniu, że to był głos Andrew. Zaczęła w niej narastać panika. Muszą mu pomóc i to już!
– Zanim wyruszymy, musimy jeszcze wezwać pomoc.
– Jak? – Nie potrafiła się komunikować w magiczny sposób.
– Zdejmij z siebie czar, ukrywający twoją energię. Chwyć Amulet i wezwij mnie.
Spojrzała się na niego, jak na wariata. Przecież stał przed nią, po co miała go wzywać?
– Zrób to proszę, potem się wszystkiego dowiesz. – Wpatrywał się w nią z taką nachalnością, że nie mogła tego wytrzymać. Zrobiła to, o co ją prosił, choć miała spore wątpliwości.
– Teraz ukryj moc ponownie i chodź.
Narzucił szybkie tempo. Miał jakieś złe przeczucia i to one sprawiały, że bał się zatrzymać nawet na chwilę. Dziewczyna na szczęście dotrzymywała mu kroku, chociaż z trudem. Nie odzywali się, nie odwracali, tylko szli, starając się zachowywać jak najciszej. Gałęzie i liście pod nogami, wcale nie ułatwiali im zadania. Sethem, co jakiś czas, wstrząsały silne dreszcze i tracił oddech. Starał się niczego po sobie nie pokazywać, a Gabriela nie chciała go teraz denerwować. Zresztą, mieli ważne do wykonania zadanie. Wiatr przyprawiał ich oboje o dreszcze. Jego żałosne wycie było nie do zniesienia. Do tego był zimny i silny, a nie doszli jeszcze do siebie, po kąpieli w jeziorze. Nagle tristanczyk za
trzymał się i ukucnął pod jednym z drzew. Dziewczyna przykucnęła obok niego i spojrzała pytająco. Wskazał jej ręką kierunek, w którym miała patrzeć. Po chwili dostrzegła parę lśniących oczu, a wiatr przyniósł ze sobą straszny odór. Skrzywiła się, a dłonią szybko zasłoniła nos i usta. Była pewna, że to nie było stworzenie z Ziemi, a więc musiało mieć coś wspólnego z tymi magami. Czyżby Istota? Spojrzała na Setha, a on potakną głową. Wtedy zorientowała się, że dotykał jej ramienia. Komunikował się z nią w taki sam sposób, jak Andrew, gdy uczył ją przechwytywać księżycowe światło.
– Musimy jakoś ich ominąć – powiedział w jej myślach. – Nie traćmy czasu na walkę z nimi. Zresztą, jest ich naprawdę dużo.
– To, co proponujesz? Przypuszczam, że otoczyli teren, na którym znajduje się McCartney – pomyślała.
– Na pewno tak zrobili. Najłatwiej byłoby dostać się tam górą. Tyle, że tamta dwójka może nas dostrzec wtedy znacznie szybciej – stwierdził. – Mam nadzieję, że posiłki niebawem przybędą.
Gabriela zamilkła i zaczęła nieświadomie dygotać. Chłopak spojrzał na nią czule.
– Boisz się? – spytał, gdy jego dłoń spoczęła na jej policzku.
– Mam lęk wysokości. Poza tym, ja nie potrafię lewitować – odpowiedziała.
– Czyli, to dlatego nie mogłaś odeprzeć zaklęcia, które cię sparaliżowało. Wiele rzeczy, których się o tobie dowiedziałem, już mi umknęło. – Jego głos wydawał się jej o wiele głębszy niż przedtem. Sprawiał, że czuła się spokojniejsza. – Nie bój się. Skup się na zadaniu. Przecież chcesz mu pomóc.
Poczuła jak mięśnie mu się napięły. Oddech mu przyspieszył, ale szybko go uspokoił. Co mu się stało? Gabriela coraz bardziej zaczynała się martwić. Kiedy doszedł do siebie, zignorował jej pytające spojrzenie i wstał. Poszła w jego ślady. Seth, nie chcąc tracić ani sekundy więcej, objął dziewczynę i wzniósł się z nią w powietrze. Wiatr był strasznie zimny, a przy tej prędkości, wręcz paraliżował mięśnie jej twarzy. Dlatego wtuliła się mocniej w jego ramiona, inną sprawą było, że była tak przerażona, aż o mało nie zaczęła płakać. Cały lot, nie trwał więcej niż z minutę, dla Gabi wydawał się prawie wiecznością. Nie zauważyła nawet, że stali już na ziemi.
– Już po wszystkim – szepnął jej na ucho. – Możesz mnie puścić.
Delikatnie, aczkolwiek z wielkim bólem, odsunął ją od siebie. Łatwe to nie było, gdyż wczepiła się w niego jak małpka. Chciała zaprotestować, ale uciszył ją, zasłaniając jej usta dłonią. Wychylił się delikatnie zza drzewa, za którym się ukryli. Gabriela również zerknęła w tamtym kierunku. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. Jej opiekun i przyjaciel leżał na ziemi w kałuży krwi. Był tak pokiereszowany, że ledwie przypominał siebie. Cofnęła się parę kroków i opadła na kolana. Wpatrywała się w jakiś martwy punkt płytko oddychając. Przez jej głowę przebiegały myśli o wszystkim, co się do tej pory stało, od czasu jak poznała McCartneya. Jej życie zmieniło się nie do poznania. Czuła się szczęśliwa i na swoim miejscu, nie spędzała samotnych wieczorów przed telewizorem, choć nie było idealnie i nie była otoczona gronem przyjaciół, to nie odczuwała tak samotności. To on ją zabrał do tego świata, dzięki czemu zmieniło się jej życie. Nie mogła go teraz stracić, nie mogła pozwolić na to, żeby tak skończył! Jej przerażenie i żal, zaczęły ustępować miejsca gniewowi. Spazmatyczny, płytki oddech stawał się głębszy. Jej ciało się napięło, a wokół niej zalśniła delikatna poświata. Gabriela przestała ukrywać swoją energię. Postanowiła działać. Wstała i podeszła do Setha. Otoczyła go swoją barierą. Spojrzał się na nią zdezorientowany.
– Po coś tu w końcu przybyliśmy – oznajmiła. – Nie potrafię używać jeszcze magii ofensywnej, ale bariery ochronne tworzę dość dobre. Ty ich jakoś zajmij, a ja osłonię McCartneya. Wierzę, że pomoc, o której wspominałeś, przybędzie – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.
– Już i tak ich zaalarmowałaś, więc ruszajmy.
Po tych słowach, akcja potoczyła się szybko. Pobiegli we dwoje w stronę Andrew. Tarcza stworzona przez Gabrielę osłoniła ich przed atakiem zdezorientowanych magów. Gabriela ukucnęła przy Andym, a Seth wdał się w bitwę z Flynnem. Nie był w stanie samemu zająć się dwójką wrogów. Drugi mag – Ty, atakował barierę Gabrieli. Ataki były bardzo potężne. Nie miała wcześniej do czynienia z tak silnymi magami. Nieprzygotowana na taki atak, niebyła wstanie utrzymać tarczy. Jej osłona rozpadła się, a ona otrzymała potężny magiczny cios. Otrząsnęła się po krótkiej chwili, słysząc wrzask McCartneya. Przywołała szybko kolejną barierę i pobiegła do chłopaka. Zerknęła na Setha. Nie wyglądał za dobrze. Sprawiał wrażenie jakby dodatkowo toczył walkę z samym sobą. Kiedy znalazła się obok Andrew, zaczęła rozpychać swoją osłonę, aby objęła całą ich trójkę. Zawołała Setha, a ten szybko znalazł się obok nich.
– Nie ma sensu, abyś z nim walczył – zauważyła. – Ledwie stoisz na nogach.
– Miałem nadzieję, że wytrzymam dłużej.
– Co wytrzymasz? – Miała złe przeczucia.
– To chyba nie jest miejsce na takie rozmowy. – Choć się do niej uśmiechnął, to wcale nie poczuła się lepiej, a wręcz przeciwnie – dużo gorzej.
– Seth…
– Zaczekaj – przerwał jej. – Chcę żebyś wiedziała, że jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką spotkałem. Nie wiem, dlaczego mnie tak do ciebie ciągnie? Jednak, co by to nie było, to cieszę się, że cię poznałem. Nigdy…
– Pocałuj mnie.
– Co? – Sądził, że się przesłyszał.
– Pocałuj mnie – powiedziała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Jedną ręką pogładziła po czole Andrew. Zupełnie nie obchodziło jej, co dzieje się poza barierą. Włożyła w jej stworzenie prawie całą swoją moc. Jej ciało drżało z wysiłku, ale większy ból sprawiał jej widok Tristanczyka. Powoli się rozpadał. Z jego ciała ulatywały drobniutkie iskierki. Wiedziała, że za chwilę zniknie zupełnie tak z jej życia, jak i z całego świata.
Seth spojrzał na swoją dłoń. Teraz zrozumiał wszystko. Czyli taki koniec zaserwował mu Wszechświat. Spojrzał dziewczynie w oczy i przysunął się bliżej. Siedziała obok swojego opiekuna, głaszcząc drżącą ręką po pozlepianych od brudu i krwi włosach.
– Opiekuj się nią przyjacielu. – Posłał tę myśl do nieprzytomnego McCartneya, jednocześnie chwytając zapłakaną twarz dziewczyny.
– Będzie dobrze – powiedział, po czym złożył na jej ustach czuły pocałunek. Trwał on parę sekund, gdyż jego ciało rozsypało się w lśniący pył, który zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszej drobinki. Zupełnie jakby Seth Northempton nigdy nie istniał. A to przecież nie była prawda! Serce Gabrieli zatrzymało się. Na jej oczach zniknął człowiek. Przyjaciel. Osoba, która dziś ocaliła jej życie. Czy to była cena, jaką musiał zapłacić, żeby ona mogła żyć?! Jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Zupełnie straciła nadzieję. Pomocy jak nie było, tak nie ma. Seth zniknął, a ona jest sama z ledwo żywym Andym, otoczona przez dwójkę sadystycznych magów.
– Jak może być dobrze, Seth? – zapytała przez łzy.
Nagle poczuła delikatny uścisk na ramieniu. Spojrzała i zobaczyła, że to McCartney ją chwycił.
– Nie poddawaj się teraz. – Usłyszała w myślach. – Musisz to przekazać Dyrektorowi. – W jej głowie pojawiły się dziwne sceny, trochę niewyraźne, ale w miarę czytelne.
– Andy – szepnęła. – Sam mu to przekażesz. Obiecuję.
Nie wiedziała, jak dotrzyma tej obietnicy, ale to zrobi. Zmniejszyła, jak tylko mogła, barierę, aby oszczędzić resztki sił. Dopiero wtedy zorientowała się, że jej wrogowie siedzą niczym sępy na ziemi, czekając na odpowiedni moment, do rozpoczęcia posiłku. Z myślą, że niepotrzebnie tak traciła siły, poczuła się znacznie gorzej. Dała się ponieść emocjom i to może ich teraz zgubić. Popatrzyła na swojego przyjaciela i ponownie się rozpłakała.
– Nie wiem, co robić – zaszlochała i skuliła się obok Andrew. Nawet nie mogła go opatrzyć, gdyż wszystko spoczywało na dnie jeziora. Leżąc tak obok niego, powoli zaczynała przysypiać. Była już tak zmęczona, a do tego było jej tak zimno. Zdawało jej się, że słyszała jak ktoś ją woła, ale jej świadomość zdawała się mieć inne plany. Powoli zanurzała się w głębokiej i spokojnej ciemności. Zdziwiła się, gdyż tym razem nie odczuwała niepokoju, a po chwili, w ogóle niebyła niczego świadoma.
Wydarzenia, które miały potem miejsce, niebywale by ją zaskoczyły. Na miejsce dotarła ekipa ratunkowa S.A.W.M. Jedna z Istot poinformowała Tya i Flynna, o dużej grupie zbliżającej się w ich kierunku. Choć byli niezwykle potężni, nie chcieli ryzykować starcia z tak dużą grupą magów, tym bardziej, że zużyli już sporo swej mocy tego dnia. Szybko się stamtąd ewakuowali, pozostawiając Gabrielę i Andrew na pastwę trolli, które wciąż błąkały się w okolicy. Bariera dziewczyny, była już bardzo niestabilna, a kiedy straciła świadomość, znikła zupełnie. Zapach krwi przyciągał nie tylko Istoty, ale także inne mniejsze, drapieżne zwierzęta mieszkające w tamtym miejscu. Szczęśliwie, magowie z S.A.W.M, dotarli do nich przed trollami. Odział ten liczył czternastu magów. Głównie byli to typowi ratownicy, magowie, którzy przybywali na miejsca magicznych potyczek, lub szczególnie brutalnych ataków Istot. Znali się na magii bitewnej, w szczególności tej obronnej oraz przyrządzali mikstury lecznicze, nie wspominając już o pierwszej pomocy. Z nimi przybyli na miejsce Dyrektor, Ren, który na prośbę Edwarda McCartneya otworzył przejście w pobliżu lotniska oraz Seth. Ratownicy od razu zajęli się Andym. Usztywnili złamaną nogę, zatamowali krwawienia, nastawili kości. Zrobili wszystkie najpotrzebniejsze czynności, a resztą zajmą się w Szpitalu Akademickim. Gabriela była tylko bardzo wyczerpana i w sumie nie odniosła poważniejszych obrażeń. Seth przeniósł dziewczynę w inne miejsce i okrył ją kocem, który wręczył mu jeden z ratowników. W międzyczasie, Ren otwierał portal do Akademii. Wszyscy byli tak zajęci lub przejęci, że nie zauważyli małego chłopca, wychodzącego z pomiędzy drzew. Seth podszedł do Dyrektora, który obserwował, jak jego wnuk jest układany na noszach. Ren właśnie skończył otwierać nowe przejście. Odwrócił się w stronę dziewczyny i dostrzegł chłopca. Dziecko uśmiechnęło się do niego i, choć zostało zauważone, dalej szło w stronę Bochowieckiej.
– Nie! – krzyknął Ren. – Nie zbliżaj się do niej.
Pozostali spojrzeli na maga czasu. Był wyraźnie czymś wstrząśnięty. Seth od razu ruszył do Gabrieli. Chłopiec był jednak szybszy. Ukucnął przy niej i odgarnął jej włosy z twarzy. Powoli się pochylił i pocałował ją czule w czoło. Pojawił się tam lśniący symbol, ale natychmiast zniknął. Szepnął on coś jej jeszcze do ucha i wstał. Dziewczyna poruszyła się, mrucząc coś niezrozumiale, po czym jej twarz rozpogodziła się.
Seth stał od nich, w odległości jakiś dwóch metrów. Coś nie pozwalało mu podejść bliżej.
– Czego chcesz?! – zawołał. – Kim jesteś?
Chłopiec nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko zawadiacko i odszedł między drzewa.
Wszyscy spoglądali po sobie, szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia.
– Zabierajmy się stąd – zakomenderował Dyrektor.
Ratownicy przenieśli nosze z Andym przez portal, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Potem przeszedł Seth z Gabrielą, Dyrektor, pozostali ratownicy i na końcu Ren. Zanim jednak zamknął przejście, spojrzał w stronę drzew, między którymi zniknął chłopiec. Zdawało mu się, że nadal tam jest i ich obserwuje.
***
Nathaniel, Diana i Elwira dotarli do Akademii. Na szczęście nie napotkali już żadnego niebezpieczeństwa po drodze. Jarzębska dopiero po przekroczeniu bramy odetchnęła z ulgą. Pierwsze kroki skierowała do gabinetu Dyrektora. Dwójka nieszkolonych magów podążyła za nią. Cała trójka wyglądała na wymęczonych. Podkrążone oczy, sina cera, wygniecione ubrania, to tylko powierzchowne oznaki tego, co przeszli i jak się teraz czuli. Tak naprawdę było z nimi znacznie gorzej. Wciąż martwili się o Andrew McCartneya. Odwrócił uwagę Istot, żeby mogli spokojnie uciec, a od tego czasu nie dał znaku życia.
Nataniel z Dianą podziwiali wnętrze Akademii. Ogromny, okrągły plac był sercem tego miejsca, stąd można było dostać się wszędzie. Odchodziło od niego wiele korytarzy, a na każdej ścianie budynków otaczających plac, były schody pnące się w górę niczym bluszcz. Dopiero po chwili zorientowali się, jak wysokie są te budynki. Można było w sumie stwierdzić, że Akademia, to olbrzymi budynek, w którym znajduje się wiele mniejszych. Przy wejściach do korytarzy, widniały tabliczki informujące o tym, co można dalej znaleźć. Kiedy tak się rozglądali urzeczeni, a jednocześnie dość zagubieni, Elwira zdążyła zamienić kilka zdań z jednym z przechodzących magów. Nie wyglądała na zadowoloną, gdy się do nich zbliżała.
– Zmiana planów – oznajmiła od razu. – Dyrektora aktualnie nie ma w gabinecie, a tam gdzie przebywa, wy nie możecie wejść. Pójdziemy coś zjeść do mojego mieszkania, później spróbujemy się ponownie z nim spotkać – stwierdziła.
Skierowała się w stronę jednego z korytarzy. Był to ten najbardziej wysunięty na zachód. Przejścia były dość szerokie, a oświetlały je ciepłym światłem, wiszące na ścianach kinkiety. Był to jedyny przyjemny akcent, gdyż, pomijając oświetlenie, ściany były zupełnie gołe. Ich szary kolor nie należał do najładniejszych, a podłoga korytarza była w podobnym, ale nieco ciemniejszym, odcieniu. Wciąż szli prosto, nigdzie nie skręcali, nie wchodzili na żadne schody, nawet ich nie mijali, co sprawiało jeszcze bardziej ponure wrażenie. Kiedy Diana spojrzała w górę, dostrzegła na ścianach wiele betonowych półek i drzwi, a przy każdych z nich, wisiał kinkiet podobny do tych, jakie mijali po drodze.
Diana skrzywiła się z niesmakiem. Co za beztalencie projektowało to miejsce?, pomyślała. Znudzona monotonnym wyglądem miejsca, skupiła się na obserwowaniu Nathaniela. Wyglądał na strasznie spiętego. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a brwi ściągnięte. Zastanawiała się, co go tak denerwowało. Korytarz był zupełnie pusty, a jedyne kroki, jakie można było usłyszeć, należały do nich. Kiedy spotkali się pierwszy raz, wywarł na niej ogromne wrażenie. Ta pewność siebie i nonszalancja bardzo spodobały się Dianie. Pomógł jej w dość niezręcznej sytuacji i dodał otuchy. W sumie to nią „potrząsnął”, mówiąc, że jej problemy są niczym i nie powinna załamywać się z ich powodu. Wydał jej się wtedy taki dojrzały. Dodatkowo był przystojny – ciemnobrązowe włosy do ramion, złotozielone oczy, dość mocno zarysowana szczęka, a do tego, ten zaczepny uśmiech, który gdzieś dziś wyparował. Uważała jednak, że jest on trochę za wysoki. Przy jej wzroście stu pięćdziesięciu sześciu centymetrów, czuła się przy nim jak karzełek. Wyglądam, jak jego młodsza siostra, denerwowała się. Zatopiona w swoich obserwacjach nie zauważyła, że Elwira stanęła przy drzwiach i prawie na nią wpadła. Jarzębski złapał ją za ramię i uśmiechnął się lekko pierwszy raz od dłuższego czasu. Zmieszana odwróciła wzrok i weszła za jego siostrą do pokoju. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to rozmiar pomieszczenia, było bardzo duże i jasne. Kiedy dokładniej się rozejrzała, zauważyła, że pełni ono wszystkie możliwe funkcje – sypialni, kuchni, gabinetu, salonu, jadalni – takie pięć w jednym. Dostrzegła jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Choć w pokoju było sporo różnych elementów wyposażenia, to nie był on zagracony. Na samym środku stały dwie beżowe kanapy, a między nimi szklany stolik. Na ścianie na przeciwko drzwi, urządzona była maleńka kuchnia z wyspą – lodówka, kuchenka, mikrofalówka, zlew i parę szafek – wszystko było beżowe. Na ścianie na prawo od drzwi, stała ogromna szafa i komoda. Obok komody znajdowały się właśnie te drugie drzwi.
Po lewej stronie, znajdował się duży regał z książkami i biurko. Zapewne Elwira spała na kanapie, gdyż nie było tu zwykłego łóżka. Na prawej ścianie, naprzeciwko jednej z kanap wisiał telewizor. Diana złapała się na myśli, że to bez sensu, skoro znajdują się w innym wymiarze. Jakoś kłóciło się to z jej wizją. Całe to mieszkanko, wyglądało za zwyczajnie! Poczuła się trochę rozczarowana. Poza tym, było tu strasznie czysto! Wszystko poukładane jak pod linijkę, a kolorystyka niebywale stonowana, wręcz nudna. Praktycznie same beże oraz trochę czerni i srebra.
– Rozgośćcie się – powiedziała. – Tam jest łazienka, gdybyście chcieli się odświeżyć. Zaraz zaniosę ręczniki.
Podeszła do dużej komody i wyjęła dwa czerwone, duże ręczniki, które zaniosła do łazienki, znajdującej się obok. Po wyjściu podeszła do kuchenki i wstawiła wodę.
– Czego się napijecie? Kawa, herbata? – spytała.
– Ja poproszę herbatę – odpowiedziała Diana.
– Kawa – rzucił Nataniel i podszedł do kanapy stojącej na środku pokoju. Rozłożył się na niej jak długi i zamknął oczy.
Elwira pokręciła tylko głową i zajęła się nasypywaniem kawy i herbaty do szklanek. Diana dostrzegła na jej twarzy rozbawienie wymieszane z konsternacją. Kowalska postanowiła skorzystać z oferty i odświeżyć się. Gdyby to mój brat, którego nie mam, tak się zachował, pewnie zrzuciłabym go na podłogę. Tak myślę. Diana, jako jedynaczka, nie miała zazwyczaj do czynienia z takimi sytuacjami. Życie rodzeństwa wyobrażała sobie, jako ciągłe wojny, przepychanki, kłótnie czy docinki. Tak opisywały to jej koleżanki. Kiedy u jakiejś była, to raczej nie przebywały w towarzystwie jej brata czy siostry. To było ciekawe doświadczenie. Pierwszy raz jest z nimi tak długo w zwyczajnej sytuacji. Poprzednie wizyty były krótkie, a ona traktowana była jak nieznajoma osoba. Teraz czuła się inaczej, nie jak członek rodziny, ale też nie jak obcy. Pod prysznicem oddała się przemyśleniom o ostatnich dniach.
W międzyczasie Elwira zrobiła napoje oraz odgrzała mrożoną pizzę. Kiedy ustawiła wszystko na stole zawołała Dianę. Nate z niechęcią usiadł na kanapie i wziął talerz z jedzeniem. Głowa go strasznie bolała, chociaż nie był to jakiś przeszywający ból, jak kilkanaście godzin wcześniej. Teraz czuł głównie tępe pulsowanie w czaszce. Było bardziej męczące niż bolesne. Nie pamiętał już, kiedy jego głowa należała wyłącznie do niego oraz była wolna od jakiegokolwiek kłucia czy pulsowania. Zmęczenie psychiczne i fizyczne dawało o sobie znać każdą częścią jego ciała. Marzył tylko o tym, aby rzucić się na łóżko i zapaść w głęboki sen. Starał się nie słuchać myśli siostry i Diany, ale słabo mu to wychodziło. Co chwilę docierały do niego jakieś przemyślenia, niewypowiedziane na głos uwagi, przypadkowe myśli oraz wiele innych informacji, które zupełnie go teraz nie interesowały, a nawiedzały jego wyczerpany umysł. Choć nikt się nie odzywał, dla niego cisza nie istniała. To słowo, ten stan, nie miały dla niego, ostatnimi czasy, racji bytu.
– Czy mogłybyście, z łaski swojej, nie rozmyślać tyle! – warknął. – Zaraz łeb mi pęknie!
Elwira spojrzała na brata, marszcząc ze złością brwi. Diana była bardziej zakłopotana. Nathaniel podniósł znad talerza oczy i patrząc na nie, westchnął zrezygnowany. Fakt, to było bezsensu. Stwierdził w duchu.
– Przepraszam, to była głupia prośba. – Uśmiech, jakim je obdarzył, był wymuszony. Twarz chłopaka była ściągnięta, przypominała maskę i to taką dość nieprzyjemną z wyglądu.
Dziewczyny potaknęły tylko na znak zrozumienia i wróciły do posiłku.
Atmosfera była dość nieprzyjemna. Kiedy ktoś nagle zapukał do drzwi, Elwira odetchnęła z ulgą. Ona i Diana starały się skupić na jak najnudniejszych myślach, aby nie drażnić Nathaniela. Jednak nie było to wcale takie proste. Wstała od stołu i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Miała podejrzenie, kim może być gość, w sumie to spodziewała się wizyty w ciągu kilkudziesięciu następnych minut. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do siebie.
– Spodziewałam się ciebie – zaświergotała radośnie. – Dawno się nie widzieliśmy, Alanie. Jak się masz?
– Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnął się.
– Wejdź – zaprosiła go. – Przedstawiam ci Dianę Kowalską i Nathaniela Jarzębskiego. Moi drodzy, to Alan Restrought. Jest asystentem Dyrektora.
Kiedy przedstawiła sobie wszystkich i poczęstowała Alana herbatą, przyszła pora na pytania.
– Jak minęła wam podróż? – zapytał Restrought. – Może opowiecie wszystko po kolei?
Opowieść zaczęła Elwira, co jakiś czas, Diana i Nate dopowiadali pominięte wydarzenie. Zrelacjonowali wszystko aż do przybycia do międzywymiaru. Alan cierpliwie ich wysłuchał ani razu nie przerywając, gdyż mogliby coś pomieszać lub o czymś zapomnieć. W trakcie słuchania przyjrzał im się uważnie. Nie wyglądali za dobrze, a zwłaszcza chłopak. Sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i poddenerwowanego.
– To kiedy poznamy tego Dyrektora? – spytał Nathaniel, nie kryjąc swego zniecierpliwienia.
– Dzisiaj nie będzie to możliwe – odparł Alan. – Natomiast teraz, zaprowadzę was do waszych pokojów. Przed wyjściem napij się tego – zwrócił się do Jarzębskiego, wyciągając z kieszeni niewielką buteleczkę z żółtym płynem. Widząc nieufność na jego twarzy, uśmiechnął się pokrzepiająco. – To zablokuje na kilka godzin dostęp do twojego umysłu – wyjaśnił.
– Czyli nie będę słyszał żadnych myśli? – Nate nie był specjalnie przekonany.
– Właśnie! – stwierdził, pełen entuzjazmu, asystent dyrektora.
Nathaniel od razu stał się bardziej ożywiony, gdyż wiadomość, że jego głowa znów będzie należeć tylko i wyłącznie do niego, była najlepszą jaką od dawna usłyszał.
– Wiem, że wyglądam żałośnie – westchnął chłopak, spoglądając na Alana. – Czy mógłby pan skupić się na czymś innym.
– Och! Wybacz – przeprosił zaskoczony mężczyzna, nie wiedział, że jego myśli też był wstanie usłyszeć. – Kiedy wypijesz eliksir to wyjdziemy.
Chłopak wypił duszkiem zawartość buteleczki, krzywiąc się, jakby jadł cytrynę. Po przełknięciu ostatniej kropli stwierdził, że eliksir rzeczywiście zadział i odetchnął z wyraźną ulgą. Ta cisza była niczym balsam na rany.
Po wyjściu z mieszkania Elwiry, Alan poprowadził ich ku części przeznaczonej dla studentów Akademii. Wszystkie korytarze były do siebie podobne, co strasznie irytowało Dianę. Nathaniel za to, rozkoszował się odzyskaną wolnością swego umysłu. Teraz w spokoju obserwował otoczenie, bo po przybyciu tutaj, nie bardzo mógł sobie na to pozwolić. W pewnym momencie, jego uwagę przykuł dość osobliwy chłopak o zielonych włosach. Jego spiczaste uszy raczej nie były powszechnym widokiem w Warszawie. Najwyraźniej czuł, że ktoś go obserwuje, gdyż odwrócił się w stronę Nate'a. Co dziwniejsze, uśmiechnął się, obnażając przy tym ostre kły. Jarzębski drgnął i cofnął się parę kroków. Alan odwrócił się, chcąc mu coś wyjaśnić, ale także dostrzegł dziwnego chłopaka. Jego reakcja różniła się jednak od Nathaniela. Gestem ręki zaprosił nieznajomego.
– Moi drodzy, to jest Seth Northtempton – zwrócił się do nich. – Seth, to Nathaniel Jarzębski, Diana Kowalska oraz Elwira Jarzębska, nasza pracownica.
– Miło mi was poznać. – Ukłonił się lekko. – Przykro mi, że wasza podróż przybrała tak przykry obrót.
– Nam również jest miło. – Elwira odpowiedziała w imieniu wszystkich.
– Dołączysz do nas? – spytał Alan.
– Niestety nie mogę. Muszę odwiedzić te nieszczęsna dwójkę w szpitalu. – Uśmiechnął się, po czym spojrzał drwiąco na Nathaniela.
Teraz chciałbym wiedzieć, o czym on myśli. Niech to szlag! Chłopak zagryzł wargę nie chcąc czegoś niestosownego powiedzieć. Zastanawiał się, dlaczego Seth go tak prowokuje.
– Och! Seth! – wołał ktoś z daleka. – Tutaj jesteś.
Podszedł do nich drugi chłopak, sprawiający wrażenie dziwaka. Czy wszyscy tutaj są tacy? Nathaniela przeszedł dreszcz na tę myśl.
– Witaj Ren – przywitał go Alan, a następnie przedstawił tak samo jak wcześniej. – Ren Feloy jest bibliotekarzem w Akademii.
– Miło było was poznać – rzucił Ren. – Seth, musimy lecieć. Wiesz, że godziny odwiedzin nie są zbyt długie.
– Więc, mogłeś iść sam – bąknął Northtempton.
– Trzymajcie się, a zwłaszcza ty koteczku – powiedział Seth.
– Ładniutki musi być z niego kociaczek – zaśmiał się Ren.
Nathaniel nie mógł uwierzyć własnym uszom. Skąd oni wiedzą, że to on.
– O co im chodziło? – spytała się Diana.
– A kto ich tam wie – rzuciła Elwira i pociągnęła ją za sobą.
– Coś ty nagadała Gabi – mruknął pod nosem i poszedł za resztą. Jego dobry humor prysł jak bańka mydlana.
– Masz zabawną minę – powiedział Seth, lekko się uśmiechając.
Gapiła się na niego, niedowierzając własnym oczom.
– No wstawaj już. Nogi mi zdrętwiały. – Skrzywił się, pomagając jej wstać. – Zaraz sobie wszystko przypomnisz – pocieszył ją.
– Wyglądasz… – przerwała, gdyż poczuła olbrzymi ból w gardle. Jej głos brzmiał okropnie.
No tak, przecież się o mało nie utopiła. To on ją uratował.
– Nie ważne, jak teraz wyglądam. Musimy iść. – Schylił się po kurtkę dla dziewczyny, a jego ciało przeszył okropny ból. – Nie mam za wiele czasu – stwierdził.
Bochowiecka przyglądała mu się pytającym wzrokiem. Wzdrygnęła się, słysząc przeraźliwy krzyk. Spojrzenie Setha, utwierdziło ją w przekonaniu, że to był głos Andrew. Zaczęła w niej narastać panika. Muszą mu pomóc i to już!
– Zanim wyruszymy, musimy jeszcze wezwać pomoc.
– Jak? – Nie potrafiła się komunikować w magiczny sposób.
– Zdejmij z siebie czar, ukrywający twoją energię. Chwyć Amulet i wezwij mnie.
Spojrzała się na niego, jak na wariata. Przecież stał przed nią, po co miała go wzywać?
– Zrób to proszę, potem się wszystkiego dowiesz. – Wpatrywał się w nią z taką nachalnością, że nie mogła tego wytrzymać. Zrobiła to, o co ją prosił, choć miała spore wątpliwości.
– Teraz ukryj moc ponownie i chodź.
Narzucił szybkie tempo. Miał jakieś złe przeczucia i to one sprawiały, że bał się zatrzymać nawet na chwilę. Dziewczyna na szczęście dotrzymywała mu kroku, chociaż z trudem. Nie odzywali się, nie odwracali, tylko szli, starając się zachowywać jak najciszej. Gałęzie i liście pod nogami, wcale nie ułatwiali im zadania. Sethem, co jakiś czas, wstrząsały silne dreszcze i tracił oddech. Starał się niczego po sobie nie pokazywać, a Gabriela nie chciała go teraz denerwować. Zresztą, mieli ważne do wykonania zadanie. Wiatr przyprawiał ich oboje o dreszcze. Jego żałosne wycie było nie do zniesienia. Do tego był zimny i silny, a nie doszli jeszcze do siebie, po kąpieli w jeziorze. Nagle tristanczyk za
trzymał się i ukucnął pod jednym z drzew. Dziewczyna przykucnęła obok niego i spojrzała pytająco. Wskazał jej ręką kierunek, w którym miała patrzeć. Po chwili dostrzegła parę lśniących oczu, a wiatr przyniósł ze sobą straszny odór. Skrzywiła się, a dłonią szybko zasłoniła nos i usta. Była pewna, że to nie było stworzenie z Ziemi, a więc musiało mieć coś wspólnego z tymi magami. Czyżby Istota? Spojrzała na Setha, a on potakną głową. Wtedy zorientowała się, że dotykał jej ramienia. Komunikował się z nią w taki sam sposób, jak Andrew, gdy uczył ją przechwytywać księżycowe światło.
– Musimy jakoś ich ominąć – powiedział w jej myślach. – Nie traćmy czasu na walkę z nimi. Zresztą, jest ich naprawdę dużo.
– To, co proponujesz? Przypuszczam, że otoczyli teren, na którym znajduje się McCartney – pomyślała.
– Na pewno tak zrobili. Najłatwiej byłoby dostać się tam górą. Tyle, że tamta dwójka może nas dostrzec wtedy znacznie szybciej – stwierdził. – Mam nadzieję, że posiłki niebawem przybędą.
Gabriela zamilkła i zaczęła nieświadomie dygotać. Chłopak spojrzał na nią czule.
– Boisz się? – spytał, gdy jego dłoń spoczęła na jej policzku.
– Mam lęk wysokości. Poza tym, ja nie potrafię lewitować – odpowiedziała.
– Czyli, to dlatego nie mogłaś odeprzeć zaklęcia, które cię sparaliżowało. Wiele rzeczy, których się o tobie dowiedziałem, już mi umknęło. – Jego głos wydawał się jej o wiele głębszy niż przedtem. Sprawiał, że czuła się spokojniejsza. – Nie bój się. Skup się na zadaniu. Przecież chcesz mu pomóc.
Poczuła jak mięśnie mu się napięły. Oddech mu przyspieszył, ale szybko go uspokoił. Co mu się stało? Gabriela coraz bardziej zaczynała się martwić. Kiedy doszedł do siebie, zignorował jej pytające spojrzenie i wstał. Poszła w jego ślady. Seth, nie chcąc tracić ani sekundy więcej, objął dziewczynę i wzniósł się z nią w powietrze. Wiatr był strasznie zimny, a przy tej prędkości, wręcz paraliżował mięśnie jej twarzy. Dlatego wtuliła się mocniej w jego ramiona, inną sprawą było, że była tak przerażona, aż o mało nie zaczęła płakać. Cały lot, nie trwał więcej niż z minutę, dla Gabi wydawał się prawie wiecznością. Nie zauważyła nawet, że stali już na ziemi.
– Już po wszystkim – szepnął jej na ucho. – Możesz mnie puścić.
Delikatnie, aczkolwiek z wielkim bólem, odsunął ją od siebie. Łatwe to nie było, gdyż wczepiła się w niego jak małpka. Chciała zaprotestować, ale uciszył ją, zasłaniając jej usta dłonią. Wychylił się delikatnie zza drzewa, za którym się ukryli. Gabriela również zerknęła w tamtym kierunku. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. Jej opiekun i przyjaciel leżał na ziemi w kałuży krwi. Był tak pokiereszowany, że ledwie przypominał siebie. Cofnęła się parę kroków i opadła na kolana. Wpatrywała się w jakiś martwy punkt płytko oddychając. Przez jej głowę przebiegały myśli o wszystkim, co się do tej pory stało, od czasu jak poznała McCartneya. Jej życie zmieniło się nie do poznania. Czuła się szczęśliwa i na swoim miejscu, nie spędzała samotnych wieczorów przed telewizorem, choć nie było idealnie i nie była otoczona gronem przyjaciół, to nie odczuwała tak samotności. To on ją zabrał do tego świata, dzięki czemu zmieniło się jej życie. Nie mogła go teraz stracić, nie mogła pozwolić na to, żeby tak skończył! Jej przerażenie i żal, zaczęły ustępować miejsca gniewowi. Spazmatyczny, płytki oddech stawał się głębszy. Jej ciało się napięło, a wokół niej zalśniła delikatna poświata. Gabriela przestała ukrywać swoją energię. Postanowiła działać. Wstała i podeszła do Setha. Otoczyła go swoją barierą. Spojrzał się na nią zdezorientowany.
– Po coś tu w końcu przybyliśmy – oznajmiła. – Nie potrafię używać jeszcze magii ofensywnej, ale bariery ochronne tworzę dość dobre. Ty ich jakoś zajmij, a ja osłonię McCartneya. Wierzę, że pomoc, o której wspominałeś, przybędzie – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.
– Już i tak ich zaalarmowałaś, więc ruszajmy.
Po tych słowach, akcja potoczyła się szybko. Pobiegli we dwoje w stronę Andrew. Tarcza stworzona przez Gabrielę osłoniła ich przed atakiem zdezorientowanych magów. Gabriela ukucnęła przy Andym, a Seth wdał się w bitwę z Flynnem. Nie był w stanie samemu zająć się dwójką wrogów. Drugi mag – Ty, atakował barierę Gabrieli. Ataki były bardzo potężne. Nie miała wcześniej do czynienia z tak silnymi magami. Nieprzygotowana na taki atak, niebyła wstanie utrzymać tarczy. Jej osłona rozpadła się, a ona otrzymała potężny magiczny cios. Otrząsnęła się po krótkiej chwili, słysząc wrzask McCartneya. Przywołała szybko kolejną barierę i pobiegła do chłopaka. Zerknęła na Setha. Nie wyglądał za dobrze. Sprawiał wrażenie jakby dodatkowo toczył walkę z samym sobą. Kiedy znalazła się obok Andrew, zaczęła rozpychać swoją osłonę, aby objęła całą ich trójkę. Zawołała Setha, a ten szybko znalazł się obok nich.
– Nie ma sensu, abyś z nim walczył – zauważyła. – Ledwie stoisz na nogach.
– Miałem nadzieję, że wytrzymam dłużej.
– Co wytrzymasz? – Miała złe przeczucia.
– To chyba nie jest miejsce na takie rozmowy. – Choć się do niej uśmiechnął, to wcale nie poczuła się lepiej, a wręcz przeciwnie – dużo gorzej.
– Seth…
– Zaczekaj – przerwał jej. – Chcę żebyś wiedziała, że jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką spotkałem. Nie wiem, dlaczego mnie tak do ciebie ciągnie? Jednak, co by to nie było, to cieszę się, że cię poznałem. Nigdy…
– Pocałuj mnie.
– Co? – Sądził, że się przesłyszał.
– Pocałuj mnie – powiedziała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Jedną ręką pogładziła po czole Andrew. Zupełnie nie obchodziło jej, co dzieje się poza barierą. Włożyła w jej stworzenie prawie całą swoją moc. Jej ciało drżało z wysiłku, ale większy ból sprawiał jej widok Tristanczyka. Powoli się rozpadał. Z jego ciała ulatywały drobniutkie iskierki. Wiedziała, że za chwilę zniknie zupełnie tak z jej życia, jak i z całego świata.
Seth spojrzał na swoją dłoń. Teraz zrozumiał wszystko. Czyli taki koniec zaserwował mu Wszechświat. Spojrzał dziewczynie w oczy i przysunął się bliżej. Siedziała obok swojego opiekuna, głaszcząc drżącą ręką po pozlepianych od brudu i krwi włosach.
– Opiekuj się nią przyjacielu. – Posłał tę myśl do nieprzytomnego McCartneya, jednocześnie chwytając zapłakaną twarz dziewczyny.
– Będzie dobrze – powiedział, po czym złożył na jej ustach czuły pocałunek. Trwał on parę sekund, gdyż jego ciało rozsypało się w lśniący pył, który zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszej drobinki. Zupełnie jakby Seth Northempton nigdy nie istniał. A to przecież nie była prawda! Serce Gabrieli zatrzymało się. Na jej oczach zniknął człowiek. Przyjaciel. Osoba, która dziś ocaliła jej życie. Czy to była cena, jaką musiał zapłacić, żeby ona mogła żyć?! Jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Zupełnie straciła nadzieję. Pomocy jak nie było, tak nie ma. Seth zniknął, a ona jest sama z ledwo żywym Andym, otoczona przez dwójkę sadystycznych magów.
– Jak może być dobrze, Seth? – zapytała przez łzy.
Nagle poczuła delikatny uścisk na ramieniu. Spojrzała i zobaczyła, że to McCartney ją chwycił.
– Nie poddawaj się teraz. – Usłyszała w myślach. – Musisz to przekazać Dyrektorowi. – W jej głowie pojawiły się dziwne sceny, trochę niewyraźne, ale w miarę czytelne.
– Andy – szepnęła. – Sam mu to przekażesz. Obiecuję.
Nie wiedziała, jak dotrzyma tej obietnicy, ale to zrobi. Zmniejszyła, jak tylko mogła, barierę, aby oszczędzić resztki sił. Dopiero wtedy zorientowała się, że jej wrogowie siedzą niczym sępy na ziemi, czekając na odpowiedni moment, do rozpoczęcia posiłku. Z myślą, że niepotrzebnie tak traciła siły, poczuła się znacznie gorzej. Dała się ponieść emocjom i to może ich teraz zgubić. Popatrzyła na swojego przyjaciela i ponownie się rozpłakała.
– Nie wiem, co robić – zaszlochała i skuliła się obok Andrew. Nawet nie mogła go opatrzyć, gdyż wszystko spoczywało na dnie jeziora. Leżąc tak obok niego, powoli zaczynała przysypiać. Była już tak zmęczona, a do tego było jej tak zimno. Zdawało jej się, że słyszała jak ktoś ją woła, ale jej świadomość zdawała się mieć inne plany. Powoli zanurzała się w głębokiej i spokojnej ciemności. Zdziwiła się, gdyż tym razem nie odczuwała niepokoju, a po chwili, w ogóle niebyła niczego świadoma.
Wydarzenia, które miały potem miejsce, niebywale by ją zaskoczyły. Na miejsce dotarła ekipa ratunkowa S.A.W.M. Jedna z Istot poinformowała Tya i Flynna, o dużej grupie zbliżającej się w ich kierunku. Choć byli niezwykle potężni, nie chcieli ryzykować starcia z tak dużą grupą magów, tym bardziej, że zużyli już sporo swej mocy tego dnia. Szybko się stamtąd ewakuowali, pozostawiając Gabrielę i Andrew na pastwę trolli, które wciąż błąkały się w okolicy. Bariera dziewczyny, była już bardzo niestabilna, a kiedy straciła świadomość, znikła zupełnie. Zapach krwi przyciągał nie tylko Istoty, ale także inne mniejsze, drapieżne zwierzęta mieszkające w tamtym miejscu. Szczęśliwie, magowie z S.A.W.M, dotarli do nich przed trollami. Odział ten liczył czternastu magów. Głównie byli to typowi ratownicy, magowie, którzy przybywali na miejsca magicznych potyczek, lub szczególnie brutalnych ataków Istot. Znali się na magii bitewnej, w szczególności tej obronnej oraz przyrządzali mikstury lecznicze, nie wspominając już o pierwszej pomocy. Z nimi przybyli na miejsce Dyrektor, Ren, który na prośbę Edwarda McCartneya otworzył przejście w pobliżu lotniska oraz Seth. Ratownicy od razu zajęli się Andym. Usztywnili złamaną nogę, zatamowali krwawienia, nastawili kości. Zrobili wszystkie najpotrzebniejsze czynności, a resztą zajmą się w Szpitalu Akademickim. Gabriela była tylko bardzo wyczerpana i w sumie nie odniosła poważniejszych obrażeń. Seth przeniósł dziewczynę w inne miejsce i okrył ją kocem, który wręczył mu jeden z ratowników. W międzyczasie, Ren otwierał portal do Akademii. Wszyscy byli tak zajęci lub przejęci, że nie zauważyli małego chłopca, wychodzącego z pomiędzy drzew. Seth podszedł do Dyrektora, który obserwował, jak jego wnuk jest układany na noszach. Ren właśnie skończył otwierać nowe przejście. Odwrócił się w stronę dziewczyny i dostrzegł chłopca. Dziecko uśmiechnęło się do niego i, choć zostało zauważone, dalej szło w stronę Bochowieckiej.
– Nie! – krzyknął Ren. – Nie zbliżaj się do niej.
Pozostali spojrzeli na maga czasu. Był wyraźnie czymś wstrząśnięty. Seth od razu ruszył do Gabrieli. Chłopiec był jednak szybszy. Ukucnął przy niej i odgarnął jej włosy z twarzy. Powoli się pochylił i pocałował ją czule w czoło. Pojawił się tam lśniący symbol, ale natychmiast zniknął. Szepnął on coś jej jeszcze do ucha i wstał. Dziewczyna poruszyła się, mrucząc coś niezrozumiale, po czym jej twarz rozpogodziła się.
Seth stał od nich, w odległości jakiś dwóch metrów. Coś nie pozwalało mu podejść bliżej.
– Czego chcesz?! – zawołał. – Kim jesteś?
Chłopiec nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko zawadiacko i odszedł między drzewa.
Wszyscy spoglądali po sobie, szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia.
– Zabierajmy się stąd – zakomenderował Dyrektor.
Ratownicy przenieśli nosze z Andym przez portal, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Potem przeszedł Seth z Gabrielą, Dyrektor, pozostali ratownicy i na końcu Ren. Zanim jednak zamknął przejście, spojrzał w stronę drzew, między którymi zniknął chłopiec. Zdawało mu się, że nadal tam jest i ich obserwuje.
***
Nathaniel, Diana i Elwira dotarli do Akademii. Na szczęście nie napotkali już żadnego niebezpieczeństwa po drodze. Jarzębska dopiero po przekroczeniu bramy odetchnęła z ulgą. Pierwsze kroki skierowała do gabinetu Dyrektora. Dwójka nieszkolonych magów podążyła za nią. Cała trójka wyglądała na wymęczonych. Podkrążone oczy, sina cera, wygniecione ubrania, to tylko powierzchowne oznaki tego, co przeszli i jak się teraz czuli. Tak naprawdę było z nimi znacznie gorzej. Wciąż martwili się o Andrew McCartneya. Odwrócił uwagę Istot, żeby mogli spokojnie uciec, a od tego czasu nie dał znaku życia.
Nataniel z Dianą podziwiali wnętrze Akademii. Ogromny, okrągły plac był sercem tego miejsca, stąd można było dostać się wszędzie. Odchodziło od niego wiele korytarzy, a na każdej ścianie budynków otaczających plac, były schody pnące się w górę niczym bluszcz. Dopiero po chwili zorientowali się, jak wysokie są te budynki. Można było w sumie stwierdzić, że Akademia, to olbrzymi budynek, w którym znajduje się wiele mniejszych. Przy wejściach do korytarzy, widniały tabliczki informujące o tym, co można dalej znaleźć. Kiedy tak się rozglądali urzeczeni, a jednocześnie dość zagubieni, Elwira zdążyła zamienić kilka zdań z jednym z przechodzących magów. Nie wyglądała na zadowoloną, gdy się do nich zbliżała.
– Zmiana planów – oznajmiła od razu. – Dyrektora aktualnie nie ma w gabinecie, a tam gdzie przebywa, wy nie możecie wejść. Pójdziemy coś zjeść do mojego mieszkania, później spróbujemy się ponownie z nim spotkać – stwierdziła.
Skierowała się w stronę jednego z korytarzy. Był to ten najbardziej wysunięty na zachód. Przejścia były dość szerokie, a oświetlały je ciepłym światłem, wiszące na ścianach kinkiety. Był to jedyny przyjemny akcent, gdyż, pomijając oświetlenie, ściany były zupełnie gołe. Ich szary kolor nie należał do najładniejszych, a podłoga korytarza była w podobnym, ale nieco ciemniejszym, odcieniu. Wciąż szli prosto, nigdzie nie skręcali, nie wchodzili na żadne schody, nawet ich nie mijali, co sprawiało jeszcze bardziej ponure wrażenie. Kiedy Diana spojrzała w górę, dostrzegła na ścianach wiele betonowych półek i drzwi, a przy każdych z nich, wisiał kinkiet podobny do tych, jakie mijali po drodze.
Diana skrzywiła się z niesmakiem. Co za beztalencie projektowało to miejsce?, pomyślała. Znudzona monotonnym wyglądem miejsca, skupiła się na obserwowaniu Nathaniela. Wyglądał na strasznie spiętego. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a brwi ściągnięte. Zastanawiała się, co go tak denerwowało. Korytarz był zupełnie pusty, a jedyne kroki, jakie można było usłyszeć, należały do nich. Kiedy spotkali się pierwszy raz, wywarł na niej ogromne wrażenie. Ta pewność siebie i nonszalancja bardzo spodobały się Dianie. Pomógł jej w dość niezręcznej sytuacji i dodał otuchy. W sumie to nią „potrząsnął”, mówiąc, że jej problemy są niczym i nie powinna załamywać się z ich powodu. Wydał jej się wtedy taki dojrzały. Dodatkowo był przystojny – ciemnobrązowe włosy do ramion, złotozielone oczy, dość mocno zarysowana szczęka, a do tego, ten zaczepny uśmiech, który gdzieś dziś wyparował. Uważała jednak, że jest on trochę za wysoki. Przy jej wzroście stu pięćdziesięciu sześciu centymetrów, czuła się przy nim jak karzełek. Wyglądam, jak jego młodsza siostra, denerwowała się. Zatopiona w swoich obserwacjach nie zauważyła, że Elwira stanęła przy drzwiach i prawie na nią wpadła. Jarzębski złapał ją za ramię i uśmiechnął się lekko pierwszy raz od dłuższego czasu. Zmieszana odwróciła wzrok i weszła za jego siostrą do pokoju. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to rozmiar pomieszczenia, było bardzo duże i jasne. Kiedy dokładniej się rozejrzała, zauważyła, że pełni ono wszystkie możliwe funkcje – sypialni, kuchni, gabinetu, salonu, jadalni – takie pięć w jednym. Dostrzegła jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Choć w pokoju było sporo różnych elementów wyposażenia, to nie był on zagracony. Na samym środku stały dwie beżowe kanapy, a między nimi szklany stolik. Na ścianie na przeciwko drzwi, urządzona była maleńka kuchnia z wyspą – lodówka, kuchenka, mikrofalówka, zlew i parę szafek – wszystko było beżowe. Na ścianie na prawo od drzwi, stała ogromna szafa i komoda. Obok komody znajdowały się właśnie te drugie drzwi.
Po lewej stronie, znajdował się duży regał z książkami i biurko. Zapewne Elwira spała na kanapie, gdyż nie było tu zwykłego łóżka. Na prawej ścianie, naprzeciwko jednej z kanap wisiał telewizor. Diana złapała się na myśli, że to bez sensu, skoro znajdują się w innym wymiarze. Jakoś kłóciło się to z jej wizją. Całe to mieszkanko, wyglądało za zwyczajnie! Poczuła się trochę rozczarowana. Poza tym, było tu strasznie czysto! Wszystko poukładane jak pod linijkę, a kolorystyka niebywale stonowana, wręcz nudna. Praktycznie same beże oraz trochę czerni i srebra.
– Rozgośćcie się – powiedziała. – Tam jest łazienka, gdybyście chcieli się odświeżyć. Zaraz zaniosę ręczniki.
Podeszła do dużej komody i wyjęła dwa czerwone, duże ręczniki, które zaniosła do łazienki, znajdującej się obok. Po wyjściu podeszła do kuchenki i wstawiła wodę.
– Czego się napijecie? Kawa, herbata? – spytała.
– Ja poproszę herbatę – odpowiedziała Diana.
– Kawa – rzucił Nataniel i podszedł do kanapy stojącej na środku pokoju. Rozłożył się na niej jak długi i zamknął oczy.
Elwira pokręciła tylko głową i zajęła się nasypywaniem kawy i herbaty do szklanek. Diana dostrzegła na jej twarzy rozbawienie wymieszane z konsternacją. Kowalska postanowiła skorzystać z oferty i odświeżyć się. Gdyby to mój brat, którego nie mam, tak się zachował, pewnie zrzuciłabym go na podłogę. Tak myślę. Diana, jako jedynaczka, nie miała zazwyczaj do czynienia z takimi sytuacjami. Życie rodzeństwa wyobrażała sobie, jako ciągłe wojny, przepychanki, kłótnie czy docinki. Tak opisywały to jej koleżanki. Kiedy u jakiejś była, to raczej nie przebywały w towarzystwie jej brata czy siostry. To było ciekawe doświadczenie. Pierwszy raz jest z nimi tak długo w zwyczajnej sytuacji. Poprzednie wizyty były krótkie, a ona traktowana była jak nieznajoma osoba. Teraz czuła się inaczej, nie jak członek rodziny, ale też nie jak obcy. Pod prysznicem oddała się przemyśleniom o ostatnich dniach.
W międzyczasie Elwira zrobiła napoje oraz odgrzała mrożoną pizzę. Kiedy ustawiła wszystko na stole zawołała Dianę. Nate z niechęcią usiadł na kanapie i wziął talerz z jedzeniem. Głowa go strasznie bolała, chociaż nie był to jakiś przeszywający ból, jak kilkanaście godzin wcześniej. Teraz czuł głównie tępe pulsowanie w czaszce. Było bardziej męczące niż bolesne. Nie pamiętał już, kiedy jego głowa należała wyłącznie do niego oraz była wolna od jakiegokolwiek kłucia czy pulsowania. Zmęczenie psychiczne i fizyczne dawało o sobie znać każdą częścią jego ciała. Marzył tylko o tym, aby rzucić się na łóżko i zapaść w głęboki sen. Starał się nie słuchać myśli siostry i Diany, ale słabo mu to wychodziło. Co chwilę docierały do niego jakieś przemyślenia, niewypowiedziane na głos uwagi, przypadkowe myśli oraz wiele innych informacji, które zupełnie go teraz nie interesowały, a nawiedzały jego wyczerpany umysł. Choć nikt się nie odzywał, dla niego cisza nie istniała. To słowo, ten stan, nie miały dla niego, ostatnimi czasy, racji bytu.
– Czy mogłybyście, z łaski swojej, nie rozmyślać tyle! – warknął. – Zaraz łeb mi pęknie!
Elwira spojrzała na brata, marszcząc ze złością brwi. Diana była bardziej zakłopotana. Nathaniel podniósł znad talerza oczy i patrząc na nie, westchnął zrezygnowany. Fakt, to było bezsensu. Stwierdził w duchu.
– Przepraszam, to była głupia prośba. – Uśmiech, jakim je obdarzył, był wymuszony. Twarz chłopaka była ściągnięta, przypominała maskę i to taką dość nieprzyjemną z wyglądu.
Dziewczyny potaknęły tylko na znak zrozumienia i wróciły do posiłku.
Atmosfera była dość nieprzyjemna. Kiedy ktoś nagle zapukał do drzwi, Elwira odetchnęła z ulgą. Ona i Diana starały się skupić na jak najnudniejszych myślach, aby nie drażnić Nathaniela. Jednak nie było to wcale takie proste. Wstała od stołu i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Miała podejrzenie, kim może być gość, w sumie to spodziewała się wizyty w ciągu kilkudziesięciu następnych minut. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do siebie.
– Spodziewałam się ciebie – zaświergotała radośnie. – Dawno się nie widzieliśmy, Alanie. Jak się masz?
– Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnął się.
– Wejdź – zaprosiła go. – Przedstawiam ci Dianę Kowalską i Nathaniela Jarzębskiego. Moi drodzy, to Alan Restrought. Jest asystentem Dyrektora.
Kiedy przedstawiła sobie wszystkich i poczęstowała Alana herbatą, przyszła pora na pytania.
– Jak minęła wam podróż? – zapytał Restrought. – Może opowiecie wszystko po kolei?
Opowieść zaczęła Elwira, co jakiś czas, Diana i Nate dopowiadali pominięte wydarzenie. Zrelacjonowali wszystko aż do przybycia do międzywymiaru. Alan cierpliwie ich wysłuchał ani razu nie przerywając, gdyż mogliby coś pomieszać lub o czymś zapomnieć. W trakcie słuchania przyjrzał im się uważnie. Nie wyglądali za dobrze, a zwłaszcza chłopak. Sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i poddenerwowanego.
– To kiedy poznamy tego Dyrektora? – spytał Nathaniel, nie kryjąc swego zniecierpliwienia.
– Dzisiaj nie będzie to możliwe – odparł Alan. – Natomiast teraz, zaprowadzę was do waszych pokojów. Przed wyjściem napij się tego – zwrócił się do Jarzębskiego, wyciągając z kieszeni niewielką buteleczkę z żółtym płynem. Widząc nieufność na jego twarzy, uśmiechnął się pokrzepiająco. – To zablokuje na kilka godzin dostęp do twojego umysłu – wyjaśnił.
– Czyli nie będę słyszał żadnych myśli? – Nate nie był specjalnie przekonany.
– Właśnie! – stwierdził, pełen entuzjazmu, asystent dyrektora.
Nathaniel od razu stał się bardziej ożywiony, gdyż wiadomość, że jego głowa znów będzie należeć tylko i wyłącznie do niego, była najlepszą jaką od dawna usłyszał.
– Wiem, że wyglądam żałośnie – westchnął chłopak, spoglądając na Alana. – Czy mógłby pan skupić się na czymś innym.
– Och! Wybacz – przeprosił zaskoczony mężczyzna, nie wiedział, że jego myśli też był wstanie usłyszeć. – Kiedy wypijesz eliksir to wyjdziemy.
Chłopak wypił duszkiem zawartość buteleczki, krzywiąc się, jakby jadł cytrynę. Po przełknięciu ostatniej kropli stwierdził, że eliksir rzeczywiście zadział i odetchnął z wyraźną ulgą. Ta cisza była niczym balsam na rany.
Po wyjściu z mieszkania Elwiry, Alan poprowadził ich ku części przeznaczonej dla studentów Akademii. Wszystkie korytarze były do siebie podobne, co strasznie irytowało Dianę. Nathaniel za to, rozkoszował się odzyskaną wolnością swego umysłu. Teraz w spokoju obserwował otoczenie, bo po przybyciu tutaj, nie bardzo mógł sobie na to pozwolić. W pewnym momencie, jego uwagę przykuł dość osobliwy chłopak o zielonych włosach. Jego spiczaste uszy raczej nie były powszechnym widokiem w Warszawie. Najwyraźniej czuł, że ktoś go obserwuje, gdyż odwrócił się w stronę Nate'a. Co dziwniejsze, uśmiechnął się, obnażając przy tym ostre kły. Jarzębski drgnął i cofnął się parę kroków. Alan odwrócił się, chcąc mu coś wyjaśnić, ale także dostrzegł dziwnego chłopaka. Jego reakcja różniła się jednak od Nathaniela. Gestem ręki zaprosił nieznajomego.
– Moi drodzy, to jest Seth Northtempton – zwrócił się do nich. – Seth, to Nathaniel Jarzębski, Diana Kowalska oraz Elwira Jarzębska, nasza pracownica.
– Miło mi was poznać. – Ukłonił się lekko. – Przykro mi, że wasza podróż przybrała tak przykry obrót.
– Nam również jest miło. – Elwira odpowiedziała w imieniu wszystkich.
– Dołączysz do nas? – spytał Alan.
– Niestety nie mogę. Muszę odwiedzić te nieszczęsna dwójkę w szpitalu. – Uśmiechnął się, po czym spojrzał drwiąco na Nathaniela.
Teraz chciałbym wiedzieć, o czym on myśli. Niech to szlag! Chłopak zagryzł wargę nie chcąc czegoś niestosownego powiedzieć. Zastanawiał się, dlaczego Seth go tak prowokuje.
– Och! Seth! – wołał ktoś z daleka. – Tutaj jesteś.
Podszedł do nich drugi chłopak, sprawiający wrażenie dziwaka. Czy wszyscy tutaj są tacy? Nathaniela przeszedł dreszcz na tę myśl.
– Witaj Ren – przywitał go Alan, a następnie przedstawił tak samo jak wcześniej. – Ren Feloy jest bibliotekarzem w Akademii.
– Miło było was poznać – rzucił Ren. – Seth, musimy lecieć. Wiesz, że godziny odwiedzin nie są zbyt długie.
– Więc, mogłeś iść sam – bąknął Northtempton.
– Trzymajcie się, a zwłaszcza ty koteczku – powiedział Seth.
– Ładniutki musi być z niego kociaczek – zaśmiał się Ren.
Nathaniel nie mógł uwierzyć własnym uszom. Skąd oni wiedzą, że to on.
– O co im chodziło? – spytała się Diana.
– A kto ich tam wie – rzuciła Elwira i pociągnęła ją za sobą.
– Coś ty nagadała Gabi – mruknął pod nosem i poszedł za resztą. Jego dobry humor prysł jak bańka mydlana.
Jak ja mam to skomentować, skoro braknie mi słów O_O. Piękne, cudowne, EPICKIE. Pisz tak dalej, a ja czekam na kolejną notkę.:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz. Dodał mi odrobinę otuchy:). Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)