Witam!
Jestem zadowolona, że udało mi się ukończyć ten rozdział szybciej niż ostatni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć osobiście, nie jestem nim jakoś specjalnie urzeczona. Nie jestem pewna, ale czegoś mi tu zabrakło. Jak ktoś ma jakiś pomysł, to pisać śmiało.
Być może to ta deszczowa pogoda sprawiła, że miałam więcej chęci do pisania? Czy u Was też tak dużo padało?
Dzisiejsza dedykacja dla Qinsi i Kitkomanii, które zawsze służą mi radą ;).
Ok! A teraz zapraszam do lektury najnowszego rozdziału!
Pozdrawiam gorąco!
– Co ty wyprawiasz?! – zawołał Seth.
Widząc cieknącą krew, poczuł ogromną chęć, by jej spróbować. Był odrobinę osłabiony, stąd też jego zmysły znacznie się wyostrzyły. Zapach jego osocza drażnił mu nozdrza, ślinianki zaczęły produkować większą ilość śliny. Na jego policzkach wykwitły lekkie rumieńce. Co za żenada, pomyślał.
– Źle się czujesz? – spytał Ren widząc, że coś się z nim dzieje.
– Nie – bąknął pod nosem.
– Ach!, no tak. Przecież jesteś tristanczykiem. Nie przypuszczałem, że moja krew może wydawać się taka kusząca. – Zaczął się z nim droczyć.
Seth warknął coś pod nosem i odsunął się od niego na tyle, żeby uspokoić w miarę swój instynkt samozachowawczy, a jednocześnie móc widzieć, co dzieje się wewnątrz pierścieni, a działo się naprawdę wiele. Krople krwi były rozrywane na drobniejsze. Z każdą chwilą ich ilość rosła, tworząc amarantową taflę. Powietrze ustało, a Seth nie mógł się nadziwić, z jaką prędkością musiało wirować, że z tak niewielkiej ilości płynu, powstała tafla o takiej powierzchni. Podszedł bliżej i zajrzał do środka. Czerwone zwierciadło było idealnie gładkie. Nie widać było na niej żadnej zmarszczki, więc spokojnie mógł się w niej przejrzeć.
Wygląda bardzo zachęcająco, pomyślał.
– O czym ja myślę! – syknął do siebie cicho. Kiedy się otrząsnął, zobaczył, że bibliotekarz przygląda mu się z rozbawieniem.
– Intrygująca magia, prawda? – stwierdził Ren, nie przestając się uśmiechać. – Nie ma już jednak czasu na podziwianie. Musisz ruszać.
– On ma rację, Seth – przytaknął Dyrektor. – Minęło już i tak za wiele czasu.
Tristanczyk poruszył się nerwowo i podszedł do pierścieni. Spojrzał jeszcze raz na taflę z krwi, nie do końca wiedział, do czego potrzebna tu była krew, ale nie miał czasu na takie sprawy.
– To co teraz? – zapytał.
– Gdzie dokładnie chcesz się udać? – zapytał Ren
– Na lotnisko w Warszawie, na którym nastąpił atak Istot. O ile godzin wstecz się cofnę?
– Wydaje mi się, że góra na jakieś kilkadziesiąt minut.
– To i tak już coś – powiedział Dyrektor. – Powiedz nam jeszcze, co się stanie z Sethem? Przecież będzie ich tam wtedy dwóch.
Ren wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu. Pozostałą trójkę magów przeszedł dziwny dreszcz, taka mina nie zapowiadała niczego dobrego.
– Jeden z nich będzie musiał zniknąć. Nie ma takiej możliwości, aby w tym samym czasie istniała jedna osoba w dwóch wydaniach.
– A nie ma możliwości powrotu? – Stary McCartney był tym dość przejęty. Coraz bardziej zaczynał się martwić o los Setha, był dla niego jak drugi wnuk, choć nigdy nie powiedział tego na głos.
– Nie, ponieważ jak mu się uda ją uratować, to ta linia czasowa albo zniknie, albo ulegnie całkowitej zmianie. Jeśli udałoby mu się wrócić do tej chwili, wtedy znów byłoby go dwóch. Dlatego najrozsądniejszym wyjściem jest, żeby jedno z jego wcieleń zniknęło. Zapewne będziesz to ty, ponieważ się cofnąłeś i zakłóciłeś bieg czasu.
– Przypuśćmy, że zrozumiałem wszystko, co do tej pory powiedziałeś. W jaki sposób miałbym zniknąć? Wyparuje?
– A pamiętasz, co mówiłem wcześniej?
– Mówiłeś dość sporo – rzucił Seth.
Ren uśmiechnął się, ale raczej ze współczuciem. Tristanczyk nie bardzo wiedział jak na to zareagować. Jedyne, co przychodziło mu na myśl to to, że wie on o wiele więcej niż zdradza.
– Dobra czas ruszać – ożywił się nagle Ren. – Podejdź do pierścienia, Seth.
Mag czasu wyciągnął przed siebie ręce i na moment zamknął oczy. Kiedy je otworzył, były zupełnie białe, zdawały się jednak widzieć o wiele więcej, niż można było przypuszczać. Pierścienie wciąż obracały się w sowim tempie, ale teraz to symbole na nich zawarte zmieniały swoje położenia. Tristanczyk obiecał sobie w duchu, że kiedyś dowie się na temat tej magii znacznie więcej. Tafla krwi wewnątrz pierścieni nagle się zapadła i utworzyła tunel. Zajrzał odruchowo pod pierścienie, mimo że doskonale wiedział, że nic tam nie zastanie. Widok był jednak niesamowity. Chociaż przejścia, z jakich często korzystali nikogo nie dziwiły, to zobaczyć tunel czasoprzestrzenny było czymś wyjątkowym.
Ren nadal stał nieruchomo, wpatrzony białymi oczami w jakiś punkt, symbole na pierścieniach powoli przestawały zmieniać swoje położenia. Kiedy ostatni z nich znalazł się na właściwym miejscu, Ren wyszedł z transu.
– Dobrze, możesz już skorzystać z przejścia.
Seth podszedł do krawędzi i zajrzał do środka. Choć nie miał lęku wysokości, czuł strach przed skokiem. W gardle stanęła mu gula, ale przypomniał sobie po co to robi.
– Dla Gabrieli, dla Andrew – szepnął, dodając sobie otuchy.
– No to jak? Gotowy? – zapytał go Ren, pojawiając się nagle za jego plecami.
– Nie. – Seth zacisnął dłonie w pięści i wziął głęboki wdech. – Nie mam wyjścia, muszę to zrobić.
Ren pochylił się w jego stronę, a jego usta znalazły się na wysokości ucha Setha.
– Wyglądasz uroczo, kiedy się denerwujesz – szepnął bibliotekarz i odsunął się z zawadiackim uśmiechem.
Tristanczyk oblał się rumieńcem. Chcąc upewnić się, że był to żart, szybko się odwrócił. Tylko, że mina Rena nie była jednoznaczna.
– Nigdy więcej tego nie rób – wycedził przez zęby, akcentując przy tym każde słowo.
Spojrzał z powrotem w ciemny tunel i skoczył, zamykając przy tym oczy. Reszta magów spojrzała za nim z pytaniem wymalowanym na twarzach, ale kiedy zniknął, tunel się zapadł, a pierścienie rozmyły się w powietrzu.
– Mam tylko nadzieję, że się nie pojawią – westchnął Ren.
– Kto ma się nie pojawić? – Alan czuł się coraz bardziej zagubiony w tym wszystkim.
Dyrektor popatrzył niepewnie na bibliotekarza.
– Szeptacze – powiedział bibliotekarz ledwie słyszalnym głosem.
***
W lesie, w okolicach lotniska, nie było słychać niczego, poza przeraźliwym wrzaskiem. Był on tak przesiąknięty bólem i rozpaczą, że wszystkie żywe istoty w okolicy pochowały się lub pouciekały, nie mogąc go znieść.
Dwójka magów stała nad swoją ciężko dyszącą ofiarą. Wyższy z nich trzymał w dłoni podniszczoną już lalkę. Przyglądał jej się z czułością zbliżoną wręcz do matczynej.
– No i zobacz, co przez ciebie stało się z moją maskotką – powiedział, dramatycznie wzdychając. – Jak tak dalej pójdzie, to już do niczego nie będzie się nadawała.
Jego towarzysz skrzywił się nagle i wstał. Przeszedł parę kroków i zatrzymał się ciężko oddychając. Nerwowo rozglądał się dookoła. Życie tej okolicy jakby zupełnie wyparowało. Powietrze zdawało się być rzadsze i stojące w miejscu.
– Flynn, co ci jest? Dziwnie się zachowujesz. – Ty podszedł do niego i chwycił za ramię. Odwrócił go do siebie mocno szarpiąc. – Wyglądasz jak oszołom – syknął. – Gadaj, co się dzieje! – warknął wyraźnie zdenerwowany.
– Nic nie zauważyłeś?! – zdziwił się tristanczyk. – Jesteśmy tu zupełni sami. Ten świat umiera. Nie wyczuwam żadnych emocji poza naszymi, nawet najmniejszego owada. NIC! Coś jest nie tak, Ty.
Puścił on chłopaka i tak jak tamten, rozejrzał się dookoła. Rzeczywiście, stwierdził w duchu, żadnej aktywności.
– Skontaktuj się z szefem – nakazał Ty. – Tylko szybko!
Flynn przyzwał pierścień i zaczął coś cicho inkantować. Nad kręgiem zaczęła otwierać się szczelina. Andrew ostatkiem sił śledził wydarzenia. Podświadomość kazała mu zebrać jak najwięcej informacji, choć nie wiedział dlaczego. Czuł, że nie zostało mu dużo czasu. Życie ulatywało z niego tak szybko jak krew z jego ran. Gdy zupełnie stracił czucie w ciele, odniósł wrażenie, że pozostałe jego zmysły odrobinę się wyostrzyły. Poza tym, jeśli chodzi o jego wzrok, to z większej odległości widział lepiej. Cieszył się, że ten mniejszy oprawca oddalił się od niego. Dzięki temu był wstanie dostrzec szczelinę, która z każdą sekundą robiła się szersza. Takiej magii jeszcze nie widział. Korzystał z przejść, ale nie miał do czynienia z „oknem” w czasoprzestrzeni. Jak ktoś mógł być wstanie, aż tak zakrzywić, jeśli o zakrzywieniu tu można mówić, czasoprzestrzeń? Kiedy szczelina przemieniła się w otwór, po jej drugiej stronie można było dostrzec jakieś pomieszczenie.
– Panie! – zawołał Ty. – Wybacz, że cię niepokoimy. – Głos drżał mu niemiłosiernie.
Czyżby tak się przejął całą tą sytuacją, czy może boi się „Pana”, którego wzywał, rozmyślał Andy. W pomieszczeniu pojawiła się odziana w czerń postać. Była dość wysoka, ale całkowicie ukryta pod szatą.
– Cóż się stało? – Zza „okna” dobiegł ich głęboki i tubalny głos. – Czyżby próba przejęcia tej dwójki się nie powiodła?
– Tak panie. Udało nam się jednak schwytać jednego z Leiala – oznajmił niespokojnie Ty.
– Nie prosiłem was o to.
– Wszedł nam w drogę – wtrącił się Flynn. – Jednak nie dlatego cię niepokoimy. – Dzieje się tu coś dziwnego.
„Pan” milczał, dlatego Flynn podjął temat.
– Wydaje mi się, że zanikło tu wszelkie życie. Nie znam jednak powodu.
Czarna postać zbliżyła się do otworu i przełożyła przez niego dłoń. Była blada i wydawała się przy tym bardzo młoda. Nie pasowała do tego głosu. Po chwili cofnięto ją z powrotem.
– Heh – żachnęła się dziwna postać. – Ktoś cofnął się w czasie, a ten strumień wydarzeń znika. Niestety nic już nie da się zrobić.
– Znika? – jęknęli Ty z Flynnem.
– Historia będzie pisana powtórnie od momentu, do jakiego cofnął się podróżnik – Za otworem rozległ się przeraźliwy ryk. – Zamknij szczelinę – rozkazała postać.
Co to było, zastanawiał się Andy. Był tak wykończony, że powieki same mu się zamknęły. W głowie usłyszał czyjś głos, ale czuł się tak odprężony, że nie zwracał na niego uwagi. Stawał się on jednak coraz bardziej natrętny. „Andrew… Andrew… ANDREW!”
Otworzył oczy, a nad nim pochylała się znajoma twarz.
– Lady Bloodstorm?
***
Ciemność otaczała ją ze wszystkich stron, wręcz przytłaczała swoim ciężarem. Nie słyszała swoich kroków, choć wiedziała, że się porusza. Nawet jej przyspieszony oddech od razu niknął w tym mroku. Weszła tu mając nadzieję, że znajdzie się przy jego boku, ale nie znalazła nic, dosłownie nic. Ukucnęła i z całych sił ścisnęła w dłoni bransoletkę, w myślach wypowiadając swe pragnienie: „Chcę znaleźć Andrew McCartneya”. Powtarzała te słowa na okrągło. Zamknęła oczy i skupiła się z całych sił. Po chwili poczuła delikatne zimno na twarzy. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak ciemność się rozmywa, ustępując miejsca nocnemu krajobrazowi. Wciągnęła w płuca powietrze, uśmiechając się przez łzy.
– Udało ci się, Gabrielo – wyszeptała do siebie. Całe jej ciało nadal drżało ze strachu. Myślała, że już się jej nie uda wydostać z tej ciemności. Kiedy się odwróciła, aby zobaczyć, w jakim miejscu się znalazła, odniosła wrażenie, że nie dawno tu była, a lotnisko było tak samo zrujnowane. Otrząsnęła się z tej myśli o Deja vu i przyjrzała się zniszczonemu budynkowi. Szkło leżało praktycznie wszędzie. Ze ścian wystawały stalowe pręty i kable, z których gdzieniegdzie wystrzeliwały snopy iskier. Podeszła bliżej, by zajrzeć do środka, ale zrezygnowała. Nie miała czasu na tego typu rzeczy. Co jej przyjdzie z oglądania tych ruin? Tylko gdzie miała się teraz udać? Odruchowo wyjęła mapę od Rena.
– Tylko co mi to pomoże, skoro jest to mapa Akademii? – westchnęła.
Mimo wątpliwości rozłożyła ją. Spojrzała na pożółkły papier i dostrzegła, że nie ma już na nim mapy Akademii. Teraz widniał na niej plan terenu lotniska.
– Ta mapa jest ciekawsza niż przypuszczałam – zaśmiała się po cichu. – Pokaż mi, gdzie jest Andrew McCartney.
Jak poprzednim razem mapa wskazała jej drogę. Spojrzała w kierunku, w którym miała się udać. W ciemności nie wiele jednak dostrzegała. Niby gdzieś w oddali majaczyła jej się linia drzew, ale niebyła tego pewna. Z mapy wynikało, że Andy znajduje się dość daleko. Tylko, co on tam robił? Szkoda, że nie wzięłam ze sobą kompasu ani latarki, pomyślała. Przy zrujnowanym budynku wciąż działały latarnie i reflektory, ale dalej panowała zupełna ciemność. Jedynie księżyc dawał jakie takie światło, ale chmury, co jakiś czas, go zasłaniały. Nie mając już i tak możliwości odwrotu poszła we wskazanym kierunku. Gdy wyszła na pusty teren, poczuła przejmujące zimno. Dopiero teraz przypomniała sobie, że był już koniec października, a ona założyła cienką kurtkę na zwykły T-shirt. Wyjęła z plecaka bluzę i założyła ją przez głowę. Naciągnęła kaptur i ponownie ubrała kurtkę.
– Od razu lepiej – stwierdziła. – Ta noc jest niezwykle zimna.
Starając się trzymać wyznaczonego przez mapę kierunku, doszła do niewielkiego strumienia. Poczekała chwilę, aż wiatr przegoni chmury zasłaniające księżyc i ponownie spojrzała na mapę. Teraz musiała iść wzdłuż tego strumienia, aż dojdzie do jeziora.
– To musi być jakieś sztuczne jezioro, bo wcześniej o nim nie słyszałam – rozmyślała na głos. – Przebyłam prawie połowę drogi. Jest już pewnie dobrze po północy. Muszę się spieszyć.
W trakcie tego krótkiego postoju zauważyła, że panuje straszna cisza. Nie słyszała żadnych ptaków, czy owadów. Skąd to nagłe spłoszenie, zastanawiała się. Odsuwała od siebie myśli o niebezpieczeństwie i, choć ogarnął ją niepokój, szła dalej. W przeciwieństwie do sytuacji po przekroczeniu drzwi w Akademii, teraz słyszała każdy swój krok. Trzaskające, co jakiś czas, gałązki lub piasek pod butami, przyprawiały ją o dreszcze i gęsią skórkę. Nawet bicie serce było słyszalne lepiej niż po długim biegu. Zaczynała się denerwować. Kiedy dotarła do jeziora, dostrzegła wyraźnie linię drzew. Usiadła na moment na ziemi i ponownie zerknęła na mapę. Nie wiedziała czemu, ale przeszedł jej po plecach dreszcz. Jednak na odpowiedź nie musiała długo czekać. Usłyszała głośny trzepot skrzydeł, musiały być duże. Spojrzała w górę i dostrzegła uskrzydloną postać. Instynkt podpowiadał jej, że nie jest przyjaźnie nastawiona. Szybko zerwała się z miejsca i puściła biegiem między pobliskie drzewa. Znalazła jakiś krzew i ukryła się za nim. Nie miała pojęcia, czy jej moc jest zamaskowana. Nie przećwiczyła tego dostatecznie dobrze. Jednak dla pewności wzniosła wokół siebie tarczę.
– Szlag! – zaklęła pod nosem, gdy dostrzegła, że jej bariera lśni bladoniebieskim światłem. Szybko ją zdjęła i przeniosła się w inne miejsce. Tym razem nie wzywała tarczy. Usłyszała ciche kroki w pobliżu swojej kryjówki. Skoro mnie szuka, to znaczy, że moja moc jest ukryta, ucieszyła się w duchu. Starając się uspokoić oddech, czołgała się w stronę lasu. Tam będzie bezpieczniejsza.
– Bawisz się ze mną w chowanego? – usłyszała męski, ale dość wysoki głos. – Wyczuwam twój strach, to dość zabawne.
Śmiech wydał się jej szczery, a to przeraziło ją jeszcze bardziej. Zatrzymała się i schowała do plecaka mapę. Zarzuciła go na plecy i wstała, chowając się za jednym z drzew. Musiała, jak najszybciej dostać się do lasu. To była jej jedyna szansa. Instynkt twierdził, że jest on niebezpieczny, a ona mu wierzy. Kiedy puściła się biegiem w stronę lasu, za sobą usłyszała gromki śmiech. Nie odwróciła się. Biegła dalej. Nagle pojawiła się przed nią czarna jak noc, uskrzydlona postać. Gwałtownie się zatrzymała i upadła na ziemię. Odruchowo otoczyła się barierą. Błękitna poświata zalśniła wokół niej. Widok tej osoby hipnotyzował ją, był on piękny, a zarazem przerażający. Na szczęście jej rozsądek wziął górę. Postać była mniej więcej jej wzrostu. Zbliżała się wolnym krokiem. Gabriela zebrała w sobie resztki odwagi i postanowiła odezwać się. Chciała się chociaż dowiedzieć, z kim ma do czynienia.
– Kim jesteś? – zdziwiła się, że jej głos brzmi tak pewnie.
– Och! Brzmisz jak kobieta – zaśmiał się.
Gdyby nie ten jad w głosie, miałby całkiem przyjemny śmiech, pomyślała.
– Powiedz mi, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! – nie ustępowała.
Był już bardzo blisko, kiedy doszedł do niej, kucnął przy barierze. Ręką dotknął jej tarczy. Choć poraził go spory ładunek, tylko lekko się skrzywił.
Blask tarczy oświetlił jego twarz, dopiero teraz dostrzegła, że miał na sobie czarną pelerynę, głowę osłoniętą kapturem, ale twarzy nie ukrywał. Był bardzo młody. Na czole dostrzegła parę kosmyków. Ich barwa przypominała fiolet, ale to zapewne wina błękitnego światła tarczy. Zapewne ich barwa była zbliżona do czerwieni. Miał góra z czternaście lat. Jednak jego spojrzenie, było niezwykle groźne. Gdy się do niej uśmiechnął, dostrzegła parę kłów jak u Setha. Tristanczyk!, pomyślała. Nie chciała zdradzać, że zna kogoś z jego rasy. Jednak jej twarz musiało zdobić zaskoczenie.
– Heh. To raczej ja jestem ciekaw, co tu robisz? Jednak nie narzekam na twoją obecność. Mogę się trochę rozerwać.
Gabriela drgnęła. Z każdą chwilą traciła pewność, że coś uda jej się wskórać.
– Serio? To, co za rozrywkę masz na myśli? – Próbowała zyskać na czasie. Skoro bawi go droczenie się nią, musiała to wykorzystać.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Jednak był to jeden z najbardziej złowróżbnych uśmiechów, jaki widziała. Na jej czole pojawiły się krople potu. W tym stanie nie mogła jasno myśleć. Musiała go jakoś wykiwać.
– To powiesz mi, czego tu szukałaś? – zapytał po chwili. – Jeśli nie, to sam się dowiem.
– To odpowiedz na moje pytanie.
– Uparciuch z ciebie – stwierdził z zadowoleniem. – Na imię mi Flynn. Nie chciałbym od ciebie niczego, ale jestem pewien, że przyszłaś tu, aby uratować tego maga.
Zamarła. Czyli on wie gdzie jest McCartney?!
– Czyli mam rację – westchnął w taki sposób jakby jej żałował.
– Co zamierzasz ze mną zrobić? – powiedziała drżącym głosem. Nie potrafiła już tłumić strachu.
– A ty, co zamierzasz z nią zrobić, Ty?
Jeszcze jeden?! Obok pojawił się kolejny, ubrany w czerń, osobnik. Widać było, że jest starszy. Jego twarz była surowa, ale gdy się przyjrzał Gabrieli, coś innego zaczęło malować się na jego obliczu. Stalowo szare oczy, przenikały ją na wskroś.
Co robić? Co robić?! Gabriela wpadła w panikę. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to w jakiś sposób ich zaatakować. Tylko jak? Wiatr przybrał na sile, ale ona była tak zestresowana, że było jej bardzo gorąco. Wzięła parę głębokich wdechów, odnosiła wrażenie, że czas płynie dużo wolniej. Zapewne spodziewać się będą po mnie ataku magicznego, rozmyślała. Tyle, że nie potrafię jeszcze używać takiej magii. Czas postawić wszystko na jedną kartę. Wstała wciąż mając aktywną barierę. Tyle, że teraz utrzymywała ją blisko swego ciała. Chciała sprowokować jednego z nich, aby podszedł jak najbliżej niej.
Miała nadzieję, że to ten straszy zdecyduje się do niej zbliżyć, chciała go wyeliminować jako pierwszego. Jej pomysł na razie się sprawdzał. Kiedy był na tyle blisko, żeby mogła go dotknąć, opuściła swoją tarczę jednocześnie kucając, aby go podciąć. Udało się. Mag nie spodziewał się ataku fizycznego. Wylądował z hukiem na ziemi. Zyskała parę sekund, aby uciec. Drugi mag ustawił się na jej drodze. Przyspieszyła na tyle, na ile pozwalały jej jeszcze nogi. Kiedy była blisko wroga, wyskoczyła z wyciągniętym kolanem i trafiła go w ramię. Zachwiała się przy lądowaniu, ale nie upadła. Jednak to wystarczyło, aby wpadła w sidła Ty’a. Jej ciało zamarło. Choć nie mogła zmusić do działania nawet najmniejszego mięśnia, to jej serce wciąż biło i nadal mogła oddychać. I co teraz?, pomyślała.
– Jak śmiałaś mnie uderzyć! – wrzasnął Flynn. Stanął naprzeciwko i przysunął swoją twarz do jej. Był wściekły. Brwi zbiegły mu się, tworząc prawie jednolitą linię. Wyglądał strasznie. Jednak po chwili jego mina zmieniła się na przyjaźniejszą. Tylko z pozoru. Zaczął wpatrywać się intensywnie w twarz Gabrieli. Kiedy zajrzał jej głębiej w oczy, poczuła ostre ukłucie w głowie. Trwało chwilę, ale było naprawdę nieprzyjemne i bolesne. Co on mi zrobił?
– Chcesz wiedzieć? – zapytał Flynn. – Przeszukałem twój umysł, nie znalazłem jednak żadnej interesującej mnie informacji. Nie zaglądałem głęboko, bo nie mam na to czasu. – Wzruszył lekceważąco ramionami. – Ciekawe jest jednak to, jak bardzo zależy ci na tym gościu, a nawet go nie kochasz. Ziemianie są tacy zabawni! – Zaczął się śmiać na głos.
– Flynn! Skończyłeś – zawołał Ty.
– Tak, tak – odpowiedział, nie przestając się śmiać. – Co z nią zrobisz?
Gabrieli zrobiło się słabo. Mówił o niej tak, jakby była zwykłą zabawką, w dodatku zepsutą. Nie mogła myśleć już o niczym innym, jak o tym, co teraz się z nią stanie. Ze strachu zaczęły płynąć z jej oczu łzy. Zaczęła unosić się w górę. Ściślej mówiąc, to Ty unosił ją nad ziemię. Przypomniała sobie po co tu przybyła. Wybacz mi Andrew, pomyślała. Nie dałam rady cię odnaleźć. Po chwili wiedziała już, że spada. Na ciele, pod kurtką poczuła dotyk zimnego metalu – wisiorek Setha. Chyba już się nie zobaczymy….
***
Northempton wstrzymał oddech. Ciśnienie w tym tunelu było ogromne. Z początku czuł, jak ciągnie go jakaś siła, a potem tylko silne uderzenie. Otworzył oczy i zobaczył, że leży na ziemi. Zielona trawa, gwieździste niebo, a obok budynek – całkowicie zrujnowany.
– Czyli jestem na lotnisku. Gratulacje bibliotekarzyku – parsknął śmiechem.
Kiedy zaczął wstawać, zakręciło mu się w głowie. Podparł się ręką i usiadł na chwilę, żeby odzyskać równowagę. Zastanawiał się, jak długo trwała jego podróż przez tunel. Mając zamknięte oczy i czując nacisk na całym ciele, stracił rachubę czasu.
– Już chyba mogę wstać – stwierdził.
Zamknął oczy i skoncentrował się na osobie Gabrieli. Doskonale pamiętał każdy szczegół energii, jaka z niej emanowała. Dodatkowo posiadała Amulet z masą zaklęć ochronnych. Problemem było to, że z tym, co ją spotkało, sobie nie poradziły. Za mało rozwinęła swoją moc. Kiedy tylko dostrzegł ślad jej energii, pobiegł w tamtym kierunku. Nawet na chwilę się nie zatrzymał, nie miał chwili do stracenia. Kiedy dobiegł do strumienia, wiedział już, że Gabriela musi być gdzieś w pobliżu. Biegł wzdłuż strumienia, aż w pewnym momencie dostrzegł ciemny punkt na niebie. Z każdą chwilą stawał się wyraźniejszy, a Seth coraz bardziej wpadał w panikę. Spóźnił się, to nie możliwe, przecież nie mógł się spóźnić.
– G A B R I E L A! – wrzasnął na całe gardło. Serce zamarło mu, widząc jak ciało dziewczyny spadało w stronę wody. Wyglądała jak zrobiona z kamienia. Wciąż znajdowała się w tej samej pozycji.
– Co za czar na nią rzucono? Gabriela! – nawoływał ją. Nie widział żadnej reakcji. W głowie usłyszał jej głos: Chyba już się nie zobaczymy. Co ona wygadywała?! Momentalnie przyspieszył. Nie miał jednak szans, na dotarcie na czas.
– Anielska forma! – krzyknął i szmaragdowy blask rozlał się wokół jego ciała. Ogromne skrzydła o jasnozielonym odcieniu zaszeleściły i chłopak wzbił się w powietrze. Jednak jedno ze skrzydeł nie poruszało się tak jak należy. Było zakrzywione i poruszało się mniej płynnie. Nadal jednak mógł lecieć. To była jedyna szansa. Powietrze stawiało opór, ale dotarł do Gabrieli. Nie reagowała, jakby już była martwa. Chwycił ją w ramiona. Na szczęście jej ciało wciąż było ciepłe. Na policzkach widział ślady łez, zaczął wzbierać w nim gniew.
– Gabriela, walcz z tym – nakłaniał ją. – No dalej!
Nie dawała rady. Skupił się i na moment przed uderzeniem o taflę wody odwołał anielską formę.
– Wstrzymaj oddech, jeśli możesz! – zawołał.
Przekręcił się z nią tak, aby przyjąć na siebie siłę uderzenia. Wpadli w ciemną toń z ogromnym pluskiem. Woda była przeraźliwie zimna, a wokół panowała ciemność. Zachłysnął się wodą, a kiedy się otrząsnął, odszukał wzrokiem Gabrielę. Usta miała lekko otwarte, tak jak przed wpadnięciem do jeziora. Wciąż była pod wpływem zaklęcia. Próbował wyciągnąć ją na powierzchnię, jednak było to niezwykle trudne. Zdawała się być ciężka niczym głaz. Zdjął z niej kurtkę, która po nasiąknięciu wodą, tworzyła zbędny ciężar. Nie mógł używać magii, ponieważ wróg od razu by ją wyczuł. Szybko wdmuchnął jej powietrze przez nos. Nieruchome, uchylone wargi nie nadawały się do tego. Miał nadzieję, że mag zrezygnuje, jeśli nie wypłyną przez dłuższą chwilę i uwolni ciało Gabrieli. Starał się zachować spokój i nie myśleć o niczym innym, poza utrzymaniem jej i siebie przy życiu, ponieważ jedyne, co mu teraz pozostało, to czekać i dzielić się z nią powietrzem.
Czy to możliwe? Wydawało mi się, że słyszę głos Setha. Może to przez ten Amulet? Tylko dlaczego jest taki zrozpaczony? Znowu słyszę łopotanie wielkich skrzydeł. Jednak teraz nie czuję niepokoju. Ktoś mnie chwyta. Czy to anioł? Ma takie wielkie jasne skrzydła, a jego twarz jest znajoma. Seth? Jest do niego taki podobny. Nawet głos ma taki sam. To naprawdę ty! Jestem taka szczęśliwa, a jednocześnie taka zrozpaczona. Każesz mi walczyć? Ja nie mogę, nie dam rady. Wybacz mi, nie mam pojęcia, co robić. Mam wstrzymać oddech? Spróbuję. Och! Jak tu zimno, ta woda wyciska z mych płuc całe powietrze. Chce mi się spać. Brak mi już sił. Choć pomagasz mi oddychać, nie wiem czy dam radę dłużej wytrzymać. Choć twoje skrzydła zniknęły, to wiedz, że i tak jesteś moim aniołem. Szkoda, że nie widzę cię zbyt wyraźnie, tu jest tak ciemno.
– Ach! – westchnął Seth, biorąc głęboki wdech, gdy udało mu się wypłynąć wraz z Gabi na powierzchnię. Jak najszybciej wyciągnął ją na brzeg. Była nieprzytomna i taka bezwładna. Jej ciało było zimne niczym lód. Przestała oddychać, a jej płuca wypełniła woda. Od razu zaczął ją reanimować.
– Nie rób mi tego, tylko nie teraz. Oddychaj – mówił ze złością. – Oddychaj do cholery! – zaczął krzyczeć.
Przyłożył złożone odpowiednio dłonie na wysokości dwóch palców powyżej dołu mostka i zaczął uciskać licząc. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć … szesnaście, siedemnaście… dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. Szybko zatkał jej nos palcami, wziął głęboki wdech, przyłożył swoje usta do jej i zrobił wydech. Ponownie zaczął masować serce. Trzydzieści ucisków, wdech, trzydzieści ucisków, wdech, trzydzieści ucisków, wdech…
Po policzkach zaczęły spływać mu łzy, nie przestawał jednak reanimować. Nagle jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Usiadła i zaczęła kaszleć. Seth przewrócił ją na bok, aby mogła wypluć całą wodę. Oddychała bardzo płytko. Musiała przeżyć szok. Objął ją ramieniem i przytulił. Drżała tak mocno, iż miał wrażenie, że zaraz się rozsypie. Musiał ją jakoś ogrzać, usta miała granatowe, a dłonie sine. Nie miał jednak pomysłu gdzie by się schronić. Bał się używać magii, aby nie ściągnąć wroga z powrotem. Choć ukrył swoją i Gabrieli energię, to nie wiedział, co dalej. Zaraz dostaną hipotermii od tego zimna. Zdecydował się jednak zaryzykować. Wziął ją na ręce i zaniósł pod małą grupę drzew. Otoczył to miejsce paroma zaklęciami i rzucił nawet urok przeciw wrogom. Miał nadzieję, że nie wyczują ich obecności. Nie miał pojęcia, jakie zdolności posiadają i czego powinien się spodziewać. Kiedy skończył, podszedł do Gabrieli. Była ledwie przytomna. Jak miał ją rozgrzać? Nie miał przy sobie nic. Sam wskoczył do tunelu w tym, co na sobie miał.
– To się wybrałem na akcję ratunkową – zaśmiał się histerycznie. – Znów muszę użyć magii – westchnął.
Tym razem przyzwał tylko parę przedmiotów, między innymi koc i suche ubrania. Była to mniej wymagająca magia, niż transformacja. Przyzwał je z Akademii. Znajdowała się w między wymiarze, więc najłatwiej było mu stamtąd ściągnąć te rzeczy. Podszedł do Gabrieli i starał się ją ocucić. Wiatr był zimny i silniejszy niż wcześniej. Wył złowrogo, a drzewa szumiały wtórując mu. Gabriela jęknęła, gdy delikatnie nią potrząsnął.
– Musisz się przebrać – powiedział, podnosząc ją z wilgotnej ziemi.
Nogi się pod nią uginały, nie mogła unieść rąk. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Musiał być to efekt zaklęcia, jakie na nią rzucono, poza tym długo przebywała w tym stanie pod lodowatą wodą.
– Nie mogę się poruszać – wycharczała. – Nie mam w pełni władzy w nogach i rękach.
– Pomogę ci.
Pomógł jej zdjąć mokre ubrania i założyć suche. Kiedy sam się przebrał, dzięki zapalniczce i suchej ściółce, rozpalił ognisko. Zanim zaczęło dawać ciepło, minęło sporo czasu. Pomógł Gabrieli dojść do ognia i wziął ją na kolana. Okrył ich oboje kocem, starając się zrobić to jak najszczelniej. Nadal przeraźliwie dygotała. Gdy zaczął pocierać rękoma jej ramiona, koc niestety się rozchylał. W końcu, po paru minutach, zaczęła robić się cieplejsza. Wtuliła się w niego mocniej, głowę oparła o wgłębienie między szyją a barkiem, a nogami oplotła jego ciało. Choć sytuacja była tragiczna, nie umiał powstrzymać się, od cieszenia się z tej chwili. Gabriela spała wtulona w jego ciało, jakże kojący dla jego oczu był ten widok.
Jednak radość trwała tylko do czasu, aż wiatr nie przyniósł ze sobą rozpaczliwego krzyku jego przyjaciela.
***
Andrew nie mógł uwierzyć własnym oczom. To naprawdę była Lady Bloodstorm! Tylko, gdzie on tak właściwie jest?
– Zaczekaj. Nie wstawaj jeszcze – odezwała się. – Jesteś wyczerpany.
– Czyli jednak umarłem? – stwierdził beznamiętnym tonem.
– Nie.
Andrew pogubił się zupełnie. Skoro żył, to gdzie się znajdował i co robiła tu Lady Bloodstorm? On przecież nie jest szamanem, nie potrafił przyzywać duchów. Raczej nie był dla nich dobrym zaczepieniem w świecie żywych.
– Masz zabawną minę – stwierdziła z rozbawieniem. – Jesteś na granicy świata duchów. Kiedy twoja dusza zaczęła wędrówkę, ściągnęłam cię tutaj. Informacje które zdobyłeś, są niezwykle istotne. Pamiętasz, że ktoś cofnął się w czasie?
– Tak. Powiedziała to, ta dziwna istota ze szczeliny.
– Właśnie! I tak byś żył, ale dzięki temu, że nie pozwoliłam ci odejść, będziesz wszystko pamiętał. – Andym wstrząsnęły dreszcze.
– Zaraz wrócisz do swojego ciała – stwierdziła z uśmiechem.
– Dziękuję – powiedział, z szacunkiem pochylając głowę. – Możesz mi tylko powiedzieć, kto się cofnął?
– Powiem tylko, że zazdroszczę ci takich przyjaciół.
Andrew ledwo dosłyszał te słowa. Obraz i głos Lady rozmyły się bardzo szybko. Poczuł jak kręci mu się w głowie. Przymknął oczy, a gdy je otworzył zobaczył, że leży na ziemi. Wzdrygnął się, gdy pod brodą, poczuł ponownie to zimne, metaliczne ukłucie. Ja to mam szczęście, pomyślał, a na twarzy pojawił mu się ironiczny uśmiech.
Agata! To było świetne ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci, że Twoje opowiadanie się coraz bardziej rozwija, bo ja czuję, że moja zbliża się do dna.
Widać, że Gabriela jest oddaną przyjaciółką, ponieważ zrobiła wszystko by ratować Adrew. Wyjaśniła się też trochę pobocznych kwestii jak to, że Gabriela nie kocha Adrew :) co swoją drogą jak dla mnie wskazuje jej prawdziwy obiekt westchnień. Dobrze ulokowała uczucia. Seth zrobił wszystko by ją tarować i właśnie na tym polega miłość.
Coraz więcej u Ciebie akcji i to mi się podoba. Jak na razie czrane charakterki nie do pokonania i to tez mi się podoba ;D muszą odkryć najpierw jak ich pokonać, a potem dopiero to zrobić więc jak najbardziej na plus ;) Dobrze wykreowałaś Flynna. Typowy czarny charakterek. Droczy się i męczy swoją ofiarę, ahh ;P
Podoba mi się to, że cofnęłaś się w czasie, a nie pisałaś o tym samym. Ujęłaś to w inny sposób. Pisałaś o innych osobach, dzięki czemu rozdział nie stracił na ciekawości i świeżości ;)
A tak a propo kto to jest Lady Bloodstorm? Bo nie ogarniam :D
To prawda, że Gabi nie darzy Andrew takim uczuciem, bardziej traktuje go jak starszego brata i swojego "idola". Od początku nie chciała go zawieść i starała się jak mogła by zdać ten egzamin. Między Sethem a nią jest coś głębszego, ale czy można nazwać to miłością? Nie sądzę, być może kiedyś się w to przerodzi, ale to się okaże. Są sobą zafascynowani, każde na swój sposób. Ciągnie ich do siebie na kązdy możliwy sposób, lecz do "trulove" im brakuje.
OdpowiedzUsuńCzarne charakterki są boskie! Jak poznasz resztę to będzie jeszcze ciekawiej. Flynn jest bardzo specyficzny i pokarze wiele twarzy w przyszłości. Przeszłość też ma intrygującą :). Oni są bardzo potężni, a ich moc jest... dowiesz się poźniej. Chyba że zapoznałaś się z zakładką o magii to się domyślisz o co biega. XD.
Cofanie się w czasie. Fajne, ale Seth na tym ucierpi :(.
Lady, moja Droga, to babcia Gabi! Pisałam o niej w rozdziale, w którym Seth i Gabi się poznali. Pojawiła się w Foux, na Czarnym Rynku. To bardzo ważna postać, choć nie pojawia się często. Przeczytaj ten fragment ponownie, bo zupełnie się pogubisz. :).
Pozdrawiam ciepło,
Agata
Ps. Nie ma czego zazdrościć! Do świetności dużo mi brakuje :). Czyli rozdział wypadł lepiej niż myślałam? To się cieszę. Muszę Nate'a troszkę wprowadzić, bo się chłopak załamie niebawem. XD
kurczę, czuję się trochę zagubiona, ale to pewnie znowu dlatego, że czytam od środka. Kiedy już udało mi się z całą stanowczością stwierdzić, że tekst nawiązuje do serii o "Bibliotekarzu", to okazuje się, że Flynn ma skrzydła. Słucham ?! Ale, te naście rozdziałów robi swoje ;)
OdpowiedzUsuńW pierwszym akapicie trochę niejasne jest co, kto, komu.
Czemu napisałaś "deja vu" z wielkiej litery? ;)
Tekst całkiem miły tylko powtórzenia się pałętają.
Do następnego !
Zapewne zagubienie może być tego skutkiem ;). Akurat jest to dość ważny moment i bardzo wiele się ostatnio dzieje, ale z "Bibliotekarzem" tekst nie ma nic wspólnego. Skrzydeł będzie wiele, zapewniam. :D.
UsuńW pierwszym akapicie dialog i cała reszta rozgrywa się, głównie, między Renem a Sethem. Może zbyt wyraźnie tego nie zaznaczyłam, ale wydawało mi się jasne. ( niedola autora XD)
Deja vu? Nie mam pojęcia dlaczego z wielkiej to napisałam. Serio! Muszę to przemyśleć... o.O
Cieszę się, że jednak się podobało. Nad powtórzeniami wciąż pracuję, ale czasem mam dobry pomysł, nie zdążę do zapisać i mi uciekają słowa :/ .
Mam nadzieję, że następny rozdział też Ci przypadnie do gusty.
Pozdrawiam, Agata
Ciężko, ciężko mi się czytało. Bardzo ciężko. Zaczęłam już jakiś czas temu, ale ten rozdział wybitnie mnie znudził i skołował. Przejścia pomiędzy miejscami były ciężkie do ogarnięcia, akcja jakoś dziwnie opisana... Nie wiem, może się czepiam, ale po przemyśleniu tego faktu (ba, myślałam o tym prawie tydzień) mam wrażenie, że twój styl zamiast się polepszać staje się gorszy.
OdpowiedzUsuńDo tego mamy w jednej z zakładek piękny opis magi i łatwo się domyślić, że wszystko będzie się toczyć wokół owianych tajemnicą "białych magów" czy jak ich tam zwano... Rok minął, rozdział dwunasty a tu nic! Skupiasz się na jakichś dziwnych rzeczach, główna linia fabularna chyba wręcz zanikła, wciąż widzę tylko poboczne wątki i to nie koniecznie dobrze przedstawione...
Cóż, było miło, jednak twój blog mnie znudził, raczej wątpię, bym przeczytała kolejny rozdział, jednak może zajrzę~
Pozdrawiam, weny życzę itp.~
Yeml
Ps. Zmieniłam nick.
No, trochę przykro, że aż tak się zraziłaś. Nie wiele mogę powiedzieć, już na początku pisałam, że mnie też, jakoś specjalnie ten rozdział się nie spodobał. Mam nadzieję, że był to tylko chwilowy spadek i uda się podciągnąć. Te wydarzenia wątkiem pobocznym nie były. Może brakuje mi pomysłu dlatego to takie chaotyczne? Muszę to głęboko przemyśleć.
UsuńMimo tego, mam nadzieję, że jeszcze zajrzysz.
Pozdrawiam.
Witam.
OdpowiedzUsuńDowiedziałam się od Forfeit, że pytałaś o moją ocenę.
Chciałam bardzo Cię przeprosić - miała się ona ukazać w listopadzie, jednak - jak na złość, odcięli mi internet i niewiele mogłam zrobić. Wiem, że to wyjaśnienie brzmi dość banalnie, ale naprawdę strasznie przepraszam i obiecuję, że ocena pojawi się w ten weekend.
Pozdrawiam
Niebieskim piórem.
Witam ponownie.
UsuńChciałam poinformować, że ocena się ukazała (nr 52). Jeszcze raz przepraszam za tę zwłokę.
Pozdrawiam. :)