środa, 25 września 2013

Rozdział 12

 Och! Nareszcie udało mi się dokończyć ten rozdział. Mam nadzieję, że nie rozczaruje Was i będzie przyjemną lekturą.

Poza tym, 6 września minął rok od ukazania się Prologu!  Moje opowiadanie obchodzi swoje pierwsze urodziny! Mam nadzieję, że następny rok będzie równie owocny i nie zanudzę Was moimi pomysłami.

Dziękuję za uwagę i zapraszam do czytania. :)

Dyrektor, Alan i cała reszta zebrana w tym małym pokoju, przyglądała się Sethowi ze zdziwieniem. Nie bardzo rozumieli, co właściwie się tu stało, o czym mówi Tristanczyk i dlaczego jest taki zrozpaczony. Jedynie Dyrektor po chwili domyślił się, o kim mówi zielonowłosy chłopak.
– Skąd znasz Gabrielę? – spytał nagle, kładąc mu ręce na ramionach.
– Czy to istotne? – wyszeptał. – Czy to teraz najważniejsze?! – krzyknął mu w twarz. – Ona nie żyje! Błagam, przyprowadź jakiegoś maga czasu? – Chłopak nie wytrzymał i po jego policzkach zaczęły spływać strumienie łez. – Andy jeszcze żyje. Jeśli jednak się nie pospieszymy, stracicie jedynego Białego Maga w S.A.W.M..
Stary McCartney spojrzał na swojego asystenta. Alan kiwnął głową i wyszedł bez słowa.
– Chodź. – Wziął Setha pod ramię i wyprowadził go z pokoju. – Wracajcie do pracy – polecił pozostałym. – Wiecie, co macie robić.
Prowadził go powoli korytarzami do swojego gabinetu. Nie odzywał się, dając mu czas do pozbierania myśli. Bardzo lubił Setha, był w jego oczach wyjątkową osobą. Poznał go wiele lat temu, kiedy jako jedyny ze swej rasy, zdecydował się studiować magię w Akademii, choć na Tristanii mają wiele swoich szkół. Dyrektor znał wielu Tristanczyków. Parę razy odwiedził ich planetę.  Wszyscy byli spokojni, opanowani, a niektórzy wręcz flegmatyczni. Seth natomiast od początku był bardzo energiczny, odstawał do swoich rówieśników. Nie stosował się do poleceń, nie zgadzał się z nauczycielami, myślał nieszablonowo. Kiedy oznajmił, że chce uczyć się w Akademii, wywołało to nie małe zaskoczenie i zamieszanie. Pochodzi on ze szlacheckiej rodziny – jego ojciec jest władcą księstwa Northempton i bratem króla. Bliscy nie chcieli się zgodzić na jego wyjazd. Jednak ostatnie słowo zawsze należało do jego babci. Ona również się nie zgodziła, ale Seth i tak wyjechał.

Dyrektor wprowadził go do swojego gabinetu i wyszedł na moment do sąsiedniego pokoju. Seth był już na tyle opanowany, że zainteresował go wystrój pomieszczenia, w jakim się znajdował. Niespecjalnie się jednak zmieniło przez te kilkanaście, może kilkadziesiąt lat. Ściany wciąż były w tym samym beżowym odcieniu. Fotel, na którym usiadł, nadal miał popękane, skórzane boki. Rozmieszczenie mebli również pozostało bez zmian. Dyrektor wrócił po paru minutach niosąc ze sobą tackę.
– Skoro mamy już kawę i ciastka to możemy porozmawiać – powiedział, zmuszając się przy tym do uśmiechu. – Czy mój drogi wnuczek zabrał ją ze sobą do Foux i to na Czarny Rynek. – To było raczej stwierdzenie niż pytanie, ale Seth i tak musiał na nie udzielić odpowiedzi.
– Potrzebowała porządnego amuletu, a Tristanczycy robią najlepsze – odparł, nie patrząc na starszego maga. – Poza tym, nie ma tu nikogo, kto zrobiłby dla niej odpowiedni.
Seth był rozdrażniony. Jego przyjaciel jest bliski śmierci, a kobieta, którą obdarzył bliżej nieokreślonym dla niego uczuciem, zginęła. Tymczasem on siedział w przytulnym gabinecie, przed nim stała na stoliku kawa i chrupiące, złociste ciasteczka. Cóż za niedorzeczność!
Dyrektor dostrzegł jego drgające dłonie, zaciśnięte na oparciu fotela.
– W jaki sposób uzyskałeś z nią połączenie? – spytał nagle stary McCartney.
Seth wyrwany z zamyślenia tym pytaniem, otworzył szeroko oczy zaskoczony bezpośredniością mężczyzny.
– To pytanie jest odrobinę nie na miejscu – odparł, rumieniąc się lekko na wspomnienie tamtego wieczoru. – Co to ma niby za znaczenie?
Dyrektor uśmiechnął się szczerze pierwszy raz od momentu jego przyjazdu. To zakłopotało go jeszcze bardziej.
– Po prostu mnie to ciekawiło – rzucił bez skrępowania. –  Przecież, pomimo swoich stu dwudziestu paru lat, jesteś bardzo młodym magiem i rozumiem, że masz…
– Czy możemy zmienić temat? – przerwał mu nagle. – Nie zabrałeś mnie tu chyba, aby rozmawiać o moim, hmmm… życiu uczuciowym. – Seth zirytował się w końcu.  Nawet zaczął zwracać się do starszego maga na „Ty”.
Dyrektorowi bynajmniej to nie przeszkadzało. Widział ile wysiłku kosztuje go utrzymanie nerwów na wodzy.
– To o czym chcesz porozmawiać? – spytał starszy mag.
– Może o tym, dlaczego ukrywacie istnienie nowego maga czasu? Domyśliłem się gdzie wysłałeś Alana.
– A jak myślisz. Przecież gdyby wszyscy wiedzieli, że ktoś posiada tak rzadki talent, nie mógłby rozwijać się w spokoju.

Seth pomyślał o Gabrieli. Ona też przez wiele lat nie miała pojęcia o tym, jaki wielki talent posiada. Być może ten mag ma podobny problem? Tyle, że w jego przypadku nie został on całkiem ukryty. Nie ważne! Musi mu jakoś pomóc dostać się w czas i miejsce, w którym zginęła Gabi.  Nie miał nawet szansy lepiej jej poznać w zwyczajny sposób. Chciał też dać poznać siebie. Nie bardzo jeszcze wiedział, dlaczego tak pragnie kontaktu akurat z nią, ale to nie był czas na takie rozmyślania. Jedyne, co go teraz interesowało to sposób, w jaki może się znaleźć na lotnisku, które stało się miejscem śmierci jego przyjaciela i tej niezwykłej dziewczyny. Musiał jak najszybciej spotkać się z tym magiem. Nie ważne jak był zdolny, na pewno co nieco potrafił.

***

Diana, Elwira i Nathaniel siedzieli na kolejnym lotnisku i czekali na następny lot. W międzyczasie obmyli się, zakupili czyste ubrania i zjedli jakiś ciepły posiłek. Od jakiegoś czasu, dwójka nieszkolonych magów, miała dziwne przeczucie. Czuli się nieswojo, a zwłaszcza brat Elwiry odczuwał zawroty głowy i niesamowity jej ból. Nie było to jednak powiązane z tłokiem w poczekalni na lotnisku, ani z przeżyciami ostatnich godzin. Niepokój, lęk, nieuzasadniony ból i kłucie w mostku. To było takie dziwne…. Elwira przyglądała im się z troską. Nie wiedziała, w jaki sposób im pomóc. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to czuwać i nie pozwolić się zaskoczyć. Nie było już z nimi McCartney ‘a. Wiedziała, że miał niewielkie szanse na dotarcie do nich, być może i wyjście bez szwanku z całej tej sytuacji. W duchu prosiła o to, by nic mu się nie stało i aby wrócił cały i zdrowy do Akademii. Nagle Diana i Nathaniel złapali się za pierś i szybko oddychali. Wyglądało to tak, jakby na chwilę stracili dostęp do powietrza.  Szybko znalazła się obok nich. Sprawiali wrażenie przerażonych, a jej brat osunął się na podłogę tracąc przytomność.
– Nate! – zawołała blondynka. – Co się wam stało? – spytała Dianę.
– Nie mam pojęcia, co to było. – Łapała szybko powietrze. – Miałam wrażenie, jakbym widziała czyjąś śmierć – powiedziała ledwo słyszalnie. Spojrzała się w oczy Elwiry, jakby chciała w nich znaleźć odpowiedź.
Dziewczyna poklepywała swojego brata po policzkach chcąc go ocucić. Musiał się ocknąć, jeśli mieli polecieć następnym samolotem. Po chwili otworzył oczy. Spojrzał się na siostrę, a z jego oczu pociekło parę łez.
Spojrzała na niego przerażona. Co się z nim dzieje?! Nie mogła uwierzyć, że jej złośliwy i cyniczny braciszek płacze na jej kolanach.
– Gabriela nie żyje… – powiedział bezgłośnie, jakby nie chciał w to wierzyć.
– Co tu jest grane? – rozmyślała na głos Elwira.
– Kim jest ta cała Gabriela? – spytała Diana. Czyżby się blondynce wydawało? Czy usłyszała w jej głosie nutę zazdrości?
– To moja przyjaciółka – odpowiedział, za nim jego siostra otworzyła usta, by palnąć coś nie niemądrego lub nie miłego.
– Przyjaciółka powiadasz… – bąknęła niesłyszalnie Diana i pomogła mu wstać.
Sama nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Przecież nawet nie znała tej dziewczyny. W tamtym momencie przed oczami miała wodę. Poczuła się tak, jakby sama w nią wpadła. W chwili uderzenia zaparło jej w piersiach dech. Następnie dostrzegła postać młodej kobiety. Nie znała jej, ale najwyraźniej Nate tak. Zapewne była mu bliska, skoro uronił te parę łez wyczuwając jak uchodzi z niej życie. To było straszne, ale nie odczuła specjalnej straty. Nawet raz jej nie spotkała! Zastanawiała się jednak, czemu tak bardzo ukuła ją reakcja jej towarzysza. Jego też długo nie znała. Zaledwie kilka dni. Mimo tego, wyczuwała miedzy nimi specyficzną więź. To, że był w stanie ją zrozumieć, nie było jedynie wynikiem talentu, jaki posiadał. Czuł dokładnie to samo co ona, był zagubiony, nie pewny przyszłych dni, wściekły i przestraszony. Zobaczyła kątem oka, że przygląda się jej z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Czyżby usłyszał jej myśli?! Nie, chyba nie.... Miała nadzieje, że nie. A nawet jeśli, to chyba nie pomyślała czegoś niewłaściwego, prawda? Westchnęła i spuściła głowę.
– To mogę się dowiedzieć, kim jest ta kobieta? – spytała ponownie. – Tamta odpowiedź jakoś niewiele mi wyjaśniła.
– Też jest nieszkolonym magiem, tak jak my.
– I to z tego względu tak to przeżyłeś?
– Łączy nas pewna wspólna sprawa…. – Tajemniczy uśmiech zagościł na jego twarzy. Dianę bardzo zaciekawiło, co takiego jest między nimi. Będzie musiała zaczekać z tą sprawą do czasu, aż nie znajdą się w Akademii.
– Ciekawa jestem, co z Andrew? – odezwała się nagle Elwira. Odkąd uciekli z lotniska unikali tego tematu jak ognia. Wszyscy, bez wyjątku, mieli bardzo złe przeczucia. – Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy.
Pozostała dwójka z powrotem zmarkotniała. W dość ponurym nastroju czekali na swój samolot.

***

 – Auć! – jęknął starając się wstać. – Nie dam rady się podnieść – stwierdził ciężko wzdychając. Nawet oddychanie sprawiało mu ból. Było ciemno, więc nie widział wiele. Leżał na wilgotnej i ziemnej ziemi. Wrócił do swojej poprzedniej formy w chwili, w której spadał. Co pamiętał? Ach… tak! Ten dziwny mag o czarnych niczym smoła skrzydłach. Kiedy na niego spojrzał poczuł, że całe jego ciało zostało sparaliżowane. Nie mógł ruszyć nawet małym palcem u nogi. To uczucie było straszne… . Ostatnim, co zapamiętał, było spadanie. Ostatkiem siły woli wrócił do swojej zwyczajnej postaci i uderzył o jakieś drzewo. Jego sztywne i sparaliżowane ciało przeszedł tak olbrzymi ból, że stracił przytomność. Czarny mag stracił wtedy możliwość kontroli nad Andrew, który zaczął bezwładnie obijać się o kolejne gałęzie i runął na ziemię.
– Ciekawe ile czasu już tu leżę? – zastanawiał się.
Skupił się i stworzył małą kulę światła. Uniósł się na łokciach i podciągnął do góry ignorując, albo dokładniej, starając się zignorować towarzyszący temu ból. Oprał się o pobliskie drzewo. Kiedy odpoczął, obejrzał swoje ciało. Nie spodziewał się takiego widoku. Prawa noga leżała wykręcona pod dziwnym kątem. W brzuchu miał sporą dziurę, chyba, gdyż wciąż tkwił w nim jakiś patyk. Zastanawiało go, czemu nie czuje bólu w dolnych partiach ciała. Chyba, że….
- Tak, to musiało stać się w chwili, gdy uderzyłem w pierwszą gałąź.
Spojrzał na swoje ręce. Były całe odrapane i poobijane, nie wspominając o bolesnych drzazgach. Na szczęście mógł poruszać rękoma. Ręką sprawdził, jakie obrażenia odniósł na głowie. We włosach poczuł zaschniętą krew. Musiał rozciąć głowę. Wyglądał okropnie i tak też się czuł. Nie wiedział czy cieszyć się z tego, że nie czuł dolnej połowy ciała i nie przysparzała mu ona dodatkowego bólu, czy też załamać się doszczętnie. Najprawdopodobniej zostanie kaleką. Kiedy tak rozmyślał nad swym losem, nie zauważył, że zbliżały się do niego Istoty. Gdy wyczuł już ich obecność, nie zdołał odparować w pełni ataku. Tym razem przypominały trolle i były niezwykle silne. Pokryte pozlepianym od brudu futrem, wydzielały nieprzyjemny odór.  W łapach niektóre trzymały pałki, a inne topory. Jeden podszedł bliżej maga i zamachnął się na niego wielką pałką. Choć Andrew stworzył tarczę, nie wytrzymała ona długo. Kilka ciosów i tarcza rozprysła się na drobne cząstki energii. Siła uderzenia odrzuciła ciało maga parę metrów dalej. Jego oddech stał się płytszy i szybszy. Nie miał już za wiele siły. Dodatkowo, jego nogi były zupełnie bezwładne. W międzyczasie poczuł, że bluzka nasiąka mu jakąś cieczą. Zerknął szybko w stronę brzucha i dostrzegł, że patyk wbity pod żebra stał się krótszy. Zaśmiał się histerycznie i ostatkiem sił i rozumu, stworzył wokół siebie jak najściślejszą barierę ochronno-maskującą. Trolle straciły go z oczu, więc starały się wyczuć jego zapach. Bariera neutralizowała zapachy, dzięki czemu wyczuć też go nie mogły. Martwił się jednak, że krew, która wyciekała z rany na brzuchu, przeniknie za jakiś czas na zewnątrz, zdradzając jego położenie. Liczył na to, że Istoty znudzą się jednak i pójdą dalej. Jednak na ile wystarczy mu sił, by tak czekać?

***

Tristanczyk powoli się niecierpliwił. Poza tym czuł, że Dyrektor coś przed nim ukrywa. Być może to nic szczególnie istotnego, ale sam fakt, że nie wie wszystkiego w tak ważnej sprawie, silnie go irytował. Rozglądał się po gabinecie, choć dobrze zapamiętał wiele szczegółów, to sporo z nich jeszcze sobie przypomniał. Z każdą chwilą oddalali się od możliwości ich uratowania. Wiedział, że nie jest to wina Dyrektora, że ich jeszcze tu nie ma, ale jego spokój był denerwujący. Ku jego uldze w końcu się pojawili. Alan wszedł pierwszy, a za nim dość wysoki, błękitnowłosy chłopak w okularach. Na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo niepozornie, ale gdy zerknął w stronę Setha dostrzegł w jego oczach nietypowy błysk. Ten sam, który zobaczyła Gabriela, przy ich pierwszym spotkaniu. Automatycznie, zaczął mu się baczniej przyglądać.
– Seth, poznaj Rena Feloya. – Dyrektor podszedł do nich i przedstawił ich sobie.
– Miło mi cię poznać. – Ren wyciągnął rękę i czekał na podobny gest ze strony Setha. – Hmm… chyba masz na bakier z dobrymi manierami – skwitował, gdy się nie doczekał żadnej reakcji.
Tristanczyk nie skomentował tego. Rozsiadł się wygodniej w fotelu i zapatrzył się w ciemnobrązowy blat stolika. Przez kilka minut milczał. Alan i Dyrektor przyglądali mu się z zatroskanymi minami. Ren wyglądał na odrobinę rozbawionego. Kiedy chciał się właśnie odezwać, Seth nagle wstał i podszedł do niego z groźną miną.
– Mam nadzieję, że wiesz na tyle dużo na temat magii czasu, bym nie zagubił się w jakimś nieokreślonym miejscu lub czasie – powiedział, wpatrując mu się w oczy. Chciał znaleźć w nich potwierdzenie, że można mu ufać.
– Z tym rodzajem magii, nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności, że zaklęcie będzie udane.
Ren odwrócił się plecami do pozostałych i przeglądał książki na regale. Gładził ich grzbiety palcami tak czule, niczym kochanek ciało swej kobiety. Nagle jego twarz, przybrała bardzo surowy wyraz. Czy ten głupiec, w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, o co go prosi?! Alan powiedział mu tylko, że ktoś chce się przenieść w czasie i Dyrektor chce, by mu w tym pomógł. Zresztą nie wie czy da radę, od jakiegoś czasu bardzo źle się czuje i miał dziwny sen o tym, że się topił.
– Czy wiesz, jakie są konsekwencje podróży w czasie? – spytał Setha. Nie czekając na jego odpowiedź, podjął temat. – Cofając się w czasie, narażasz się na gniew Wszechświata. Może to mieć katastrofalne dla ciebie skutki.
– Aktualnie mam to gdzieś – rzucił Seth.
– To kogo chcesz ratować? – Naprawdę go to ciekawiło. Gdyby mógł, to zajrzałby w jego przeszłość by się domyśleć, ale nie był w stanie tego zrobić. Wyczuwał tę samą barierę, co u Gabrieli. – Heh – żachnął się Ren. – Jesteś taki sam jak ona.
Trójka pozostałych magów nie miała pojęcia, co go tak rozbawiło.
– Jaka ona? – Zielonowłosy pogubił się już trochę. Tok myślenia ma bardzo pokręcony, stwierdził w myślach.
– Moja znajoma Gabriela. Gdy spotkałem ją po raz pierwszy w Bibliotece, starałem się zajrzeć w jej przeszłość. Nic z tego jednak nie wyszło. Ponieważ była nieszkolona, od razu domyśliłem się, że ma coś wspólnego z Leiala.
Znów dostrzegł w jego oku ten błysk. Czyli on też znał Gabi.  Przypomniał sobie teraz, że widział tego gościa w jej wspomnieniach. Były one najświeższe.
– Raczej twoja BYŁA znajoma – sprostował go. – Jeśli jeszcze nie wiesz, ona nie żyje.
Seth zauważył, że jego rozmówca na moment zmienił wyraz twarzy. Była to jednak chwila, po chwili wrócił na jego usta uśmiech pełen złośliwości.
– To ty zrobiłeś jej Amulet – stwierdził nagle. ­ ­– Mogłem się domyślić, że to robota Tristanczyka. Sporo potężnych zaklęć na niego ponakładałeś.
Alan z Dyrektorem przyglądali się tej wymianie zdań, popijając kawę przy stoliku. Staremu McCartneyowi najwyraźniej sprawiało przyjemność obserwowanie tej dwójki magów. Asystent dostrzegł, że  jego szef nareszcie się odprężył. Musiał również przyznać, że było to dość zabawne, chociaż nie widział w tym sensu. Czemu miało to służyć? Jaki Dyrektor miał w tym cel, że pozwolił na taką zbędną i marnującą czas dyskusję? Ciężko mu było go rozgryźć. Pracował na tym stanowisku już jakieś pięćdziesiąt lat, a wcześniej był jednym z uczniów Edwarda McCartneya. Nieraz miał dość dziwne pomysły czy zachowania, jednak nadal był podziwiany przez swoich studentów. Kiedy Alan zaczął pracować dla dyrektora, był pod coraz większym jego wrażeniem. Mag okazał się być taką osobą, za jaką go uważał. Z biegiem czasu dostrzegał jednak coraz więcej słabości. Jedną z nich i chyba największą, był jego wnuk Andrew. Miał wobec niego olbrzymie plany, pokładał w nim również wielkie nadzieje. Bardzo często przymykał oczy na jego wybryki, a gdy został Białym Magiem Dyrektor o mało nie umarł z żalu. Nie chciał, aby jego jedyny wnuczek, wystawiał się na tak duże niebezpieczeństwa. W czasie, w którym Andy zaczął studiować, w Akademii był już Seth. Dość szybko znaleźli wspólny język.  Seth wyglądał wtedy jak trzynastolatek, choć w rzeczywistości żył z jakieś osiemdziesiąt parę lat.  Od tamtego czasu strasznie wydoroślał. Zapewne bardzo mu na tym zależało. Z zamyślenia wyrwał go głos Dyrektora.
– Seth zaczyna tracić cierpliwość.
Alan obejrzał się na dwóch młodzieńców. Jakoś za wiele się jego zdaniem nie zmieniło. Ren wciągnął swojego rozmówcę w dyskusję na temat amuletu Gabrieli. Po czym podsumował całą tę wymianę zdań jednym krótkim stwierdzeniem, że Sethowi brak cierpliwości tak właściwej tristanczykom.  Widać, że niewiele na jego temat słyszał.

Seth zmroził swojego rozmówcę spojrzeniem. Nie miał ochoty na słowne przepychanki ani chwili dłużej.
– Czyli chcesz uratować Gabrielę? – powiedział nagle Ren. – Jeśli jej dusza przeszła do właściwego jej świata, to nie sądzę, by cofanie się w przeszłość było sensowne.
– Sensowne? – powtórzył cicho Seth. – Sensowne?! – wykrzyknął. – Co tu ma być lub nie być sensowne?! Tu chodzi o życie!
– Doskonale rozumiem o co tu chodzi. – Sposób, w jaki mówił, był strasznie rzeczowy. – Stwierdzam tylko fakt. Życie – zawiesił na chwilę głos i spojrzał po kolei na wszystkich znajdujących się w gabinecie – jest, w tym wypadku, zwykłą zmienną. Nie istotne jest, kto żyje lub nie. Chodzi tylko o równowagę, a ona musi być zachowana. Wszechświat jest jak równanie, którego wynik zawsze jest równy zero.
Seth wyszedł z siebie. Skoczył w stronę Rena i chwycił go za bluzkę, jednocześnie przyciskając do regału z książkami. Parę pozycji spadło na podłogę, robiąc przy tym sporo hałasu. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi.
– Seth uspok… ­– zaczął Alan, ale starszy mag go powstrzymał.
– Ty chyba nie zdajesz sobie z czegoś sprawy – stwierdził tristanczyk. – Tu nie chodzi o moje widzimisię. Jeśli nie ocalimy tej dwójki, to ta cała twoja równowaga, raczej za długo nie pobędzie.
– I tu się myślisz. Wszechświat doskonale sobie radzi w takich przypadkach i nie raz już to udowodnił.
Seth chwycił go mocniej i przysunął swoją twarz bliżej jego.
– Nie jesteś człowiekiem – wysyczał.
– To ty tak uważasz – odparł ze złośliwym uśmiechem. – Dużo zależy od tego, jak definiujesz pojęcie „człowieczeństwa”.
Tristanczyk puścił go zrezygnowany. Choć był od niego kilka centymetrów niższy, dał radę utrzymać go w takiej pozycji przez chwilę. Adrenalina potrafi sporo zdziałać, pomyślał.
– Nie mam pojęcia, co chodzi po tej twojej błękitnej główce, ale jeśli jesteś w stanie pomóc, to pomóż.
– Nie mówiłem, że nie pomogę. Zapamiętaj jedno – zrobił groźną pauzę. – Nie nastawiaj się na cud. – Nie wyglądał już na takiego zarozumiałego. W jego oczach czaiło się coś innego, czyżby współczucie? Tylko do kogo miało być skierowane? Seth ochłonął dość szybko, a pomogła mu w tym nieodgadniona mina Rena.
Puścił go i cofnął się w stronę stolika, przy którym siedzieli Alan z Dyrektorem.
Asystent McCartney ‘a postanowił wykorzystać okazję i zadać bibliotekarzowi pytanie.
– Mam pewne pytanie – zaczął niepewnie – czy ktoś będzie pamiętał o tym, co się do tej pory wydarzyło?
– Tak. Ja i on. Poza nami chyba nikt więcej.
– Chyba? – zdziwił się Alan.
– Nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym – uciął krótko. – Zabieram się za otwieranie przejścia.
– Ale, że tutaj? – powiedział zdziwiony i trochę przestraszony McCartney. – Czy nie moglibyśmy, udać się do Sali Treningowej?
– Nie martw się szefie! Chyba nie będzie, aż tak źle? – próbował go pocieszyć asystent. – Nie mamy już za wiele czasu.
– Nie wiesz chyba, o czym mówisz – mruknął pod nosem Dyrektor.
Seth przyglądał się wszystkiemu z nieodgadnioną miną. Nigdy wcześniej nie miał kontaktu z magiem czasu. Są oni bardzo rzadkim rodzajem magów. Jeśli już się gdzieś rodzi mag o takiej mocy, jest doskonale ukrywany przed światem, dokładnie tak samo, jak Ren w Akademii. Dzięki swoim znajomościom wiedział, że w ostatnim pokoleniu narodziło się paru magów o takim talencie.  Zastanawiał się, czy wszyscy są tak dziwni jak ten tutaj.
Z zamyślenia wyrwał go wzmożony ruch powietrza. Dostrzegł, że magiczne okręgi, jakie chłopak utworzył, są odmienne od wszystkich, które do tej pory miał szansę oglądać. W sumie były trzy. Każdy okrąg był innej szerokości, były na nich różne symbole i obracały się również w różnym tempie. Ruch powietrza wywoływały właśnie obroty pierścieni. Było ono zasysane do ich wnętrza, ponieważ obracały się one coraz szybciej, w gabinecie Dyrektora powstało coś na podobieństwo huraganu. Książki z regałów spadały, a ich strony były szarpane i wyrywane. Uporządkowane biurko wyglądało jak pobojowisko, dokumenty fruwały w powietrzu, stłukło się parę figurek z kolekcji, rama jednego z obrazów popękała przy upadku. Dyrektor jęknął widząc co się dzieje, ale nie odezwał się poza tym ani słowem.
Ren sprawiał wrażenie niewidzącego zaistniałej sytuacji. Stał przy okręgach z rękoma uniesionymi na wysokości ramion i wysuniętymi przed siebie. W pewnym momencie wszystko ustało. Seth podszedł do pierścieni i zajrzał w ich wnętrze. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Wewnątrz zobaczył wir powietrza, kręcący się w zawrotnym tempie. Wyglądało to tak, jakby Ren zamknął w granicach pierścieni tornado. Widząc zafascynowaną i zadziwioną minę Setha, mag czasu uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Ten gest zaskoczył tristanczyka jeszcze bardziej niż tornado wewnątrz pierścieni. Po chwili Ren wziął z podłogi nóż do otwierania kopert, wytarł go o swoją koszulę i ścisnął ostrze w dłoni ponad pierścieniami. Seth zagrzmiał, aby przestał, ale było już za późno. Struga amarantowej krwi wypłynęła z dłoni bibliotekarza. To, co zaczęło się dziać potem, jeszcze bardziej go zadziwiło.

***

Andrew ocknął się, czując na swojej brodzie dotyk czegoś zimnego. Miał wrażenie, że ktoś wbija mu w podbródek stalowy, grubo zakończony kolec.
– Ach! – usłyszał zadowolony głos, choć nie skojarzył tego z czymś miłym. ­– Jednak przeżył.
– Coś słabo się postarałeś, Ty – zakpił sobie. – Myślałem, że dostatecznie mocno opanowałeś jego ciało, aby nie przeżył tego upadku.
– W sumie, jest już prawie martwy – stwierdził drugi głos nazwany Tyem.

Czyli mówią o mnie. Oczywiście, że mówią o mnie! Muszę się mocniej skoncentrować. Chcę wyłapać każdy najważniejszy szczegół z ich rozmowy. Tylko, co mi to da?

­– Och, Ty! Twoje podejście do całej tej sprawy jest bardzo, jakby to ująć, irytujące. Nie wiem, co cię tak w nim zaciekawiło? No dobra! Posługuje się magią Veritas, ale czy to coś niezwykłego? Tym bardziej trzeba się go pozbyć i to jak najszybciej. Przecież to on nam tak przeszkadzał od dłuższego czasu.
– Czy mógłbyś, z łaski swojej, nie grzebać mi w głowie? – Ton jego głosu nie zdradzał żadnych emocji.
– Oczywiście. Przepraszam, taki nawyk.
– Nie sądzisz, że mógłby nam dostarczyć jakiś cennych informacji o naszych wrogach. ­– To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
– Czy ja wiem? Jest ledwo żywy, raczej nic z niego nie wyciśniemy.
Przez chwilę milczeli. Andrew postarał się otworzyć choć odrobinę oczy, by przyjrzeć się swoim oprawcom. Jak przez mgłę dostrzegł dwie ciemne postacie. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to równica wieku między nimi dwoma. Nie wiedział, który to Ty, ale to nie było najistotniejsze, gdyż jeden z nich był jeszcze dzieckiem! To bardzo wstrząsnęło Andrew. Chłopak wyglądał, gdzieś na jakieś trzynaście, może czternaście lat.
– Patrz! Obudził się! – Ekscytacja w głosie tego młodszego, strasznie denerwowała McCartney ‘a. – Może jednak da się coś z niego wyciągnąć – stwierdził z nieprzyjemnym uśmiechem. Taki wyraz twarzy u dziecka przyprawiłby o dreszcz każdego. Andrew niestety nie czuł większej połowy swego ciała. W tym momencie cieszył się, że nie miał na nosie swoich okularów, nie chciał zapamiętywać tej okrutnej twarzy wyraźniej.
Po chwili odczuł silny ból głowy i obcą obecność. Ten młokos grzebał w jego umyśle! Nie miał sił, by mu się oprzeć. Musiał jednak zrobić coś, żeby nie odkrył tajemnic S.A.W.M. Tylko co? Nie masz ze mną szans. Głos należał do chłopca, był równie zimny jak ostry. To zobaczmy, co takiego ciekawego kryje twój umysł. Andy z całych sił zaczął myśleć o najbardziej błahych i nudnych rzeczach, jakie przytrafiły mu się w życiu. Chciał jak najlepiej odwrócić jego uwagę lub sprawić żeby zrezygnował. Wyczuł jak narasta w nim zniecierpliwienie. Zaczął błądzić w mało istotnych wydarzeniach z młodości McCartney ’a. Jednak jego samego też zaczęły one nużyć. Z chwili na chwilę, jego kontakt z rzeczywistością był coraz słabszy. Wspomnienia mieszały się z sennymi majakami. Resztkami świadomości zorientował się, że chłopak uciekł z jego głowy.
– Ech, zaczął zasypiać. Musiałem się ewakuować, inaczej zagubiłbym się w jego snach – westchnął.
– To musimy go ocucić – stwierdził, niby od niechcenia, ten starszy.
Pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawiła się mała laleczka. Nachylił się nad Andym i wyrwał mu parę włosów. Mężczyzna syknął z bólu i ociężale przekręcił głowę, aby lepiej widzieć co robi mag. Pukiel włosów przyłożył do głowy lalki, a one same, jakby się w nią wrosły. McCartneya ogarnęła panika. Przed tym rodzajem magii już nie uda mu się uciec, ani jakoś wykręcić z pod jego uroku.
Czyżby to był jego koniec? Przed Voodoo nie ma ratunku.
Mag z lalką spojrzał na swoją ofiarę i uśmiechnął się niemalże czule, chwycił małą, słomianą rączkę i wykręcił ją z całych sił. Niebo przeszył rozdzierający serce krzyk, a sekundę wcześniej, do uszu dotarł trzask łamanych kości. Kiedy ich ofiara uspokoiła się na tyle, by zacząć oddychać w miarę normalnie, straszy z dwójki mag, ukucnął przy nim. Ból sprawił, że widział jeszcze gorzej niż wcześniej. Jednak słuch wciąż miał dobry. Tyle, że musiał bardzo się skupiać, aby zrozumieć co do niego mówił.
– Właśnie. Zapomnieliśmy cię powiadomić, że jakiś czas temu, pojawiła się tu znienacka młoda dziewczyna. Szukała cię. Flynn odczytał jej emocje i zamiary. Rzecz jasna usunęliśmy ją.  Z taką gracją wpadła do tego jeziora! – zachwycał się Ty. – Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe. Nie chciałbyś chyba, żeby zobaczyła cię w takim stanie!
Andrew zamarł. Na twarzy zastygł mu wyraz niedowierzania. Nie mógł uwierzyć, że ktoś zginął z jego winy. Czyżby to Gabriela go szukała?
– Ok. Skoro już jesteś przytomny, to może powiesz mi, czym jest to S.A.W.M, które tak chciałeś chronić? – Odczekał moment, ale odpowiedź nie nadchodziła. – Skoro nie chcesz mówić…
Ty, chwycił tym razem nogę słomianej lalki i wygiął ją z całej siły. Andy ponownie krzyknął z bólu, ale tym razem bardziej żałośnie. Tak, jakby ktoś przy okazji rozdzierał mu serce, a obaj jego oprawcy, napawali się tym krzykiem i bólem, jak najpiękniejszym spektaklem. Poza krzykami i jękami maga, wokół panowała cisza. Tak, jakby świat zamarł przerażony bólem, jaki zadawany jest jednemu z jego synów. Jedynie wiatr zdecydował się nieść tę nieszczęsną pieśń, by wszyscy mogli złączyć się z nim w tym bólu. On natomiast, w duchu błagał o śmierć.  

7 komentarzy:

  1. Ale fajnie! Dodałaś kolejny rozdział. :) Jest cudowny, ale mam nadzieję, że następny będzie trochę szybciej...
    Życzę ci mnóstwo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :). Wena na pewno się przyda. Ostatnio jakoś mi jej brakowało. Postaram się, aby następny rozdział pojawił się szybciej.
      Pozdrawiam
      Agata

      Usuń
  2. W końcu, w końcu przeczytałam. x3 Całkiem fajny rozdzialik, co prawda straszliwie mi się myliły imiona i czasami nie ogarniałam tych postaci... I w pewnym momencie się kompletnie pogubiłam o co chodzi... Jednak nie było tak źle. W końcu nie wiem, który chłopak fajniejszy xD Ren niesamowity, jednak coś za łatwo ujawniłaś jego tajemnicę. Także za bardzo pokazałaś o co chodzi z Sethem; to można było ładnie, stopniowo podać, a nie tak w środku akcji strzelać takie wywody. :< I było zdecydowanie za mało Nathaniela xD I niech się Diane nie waży do niego przyczepiać bo ją własnoręcznie zatłukę! Naślę na nią chordę zombie, jeśli zacznie się do niego dobierać! Gabi x Nat forever! <3
    I takie tam...
    Więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i chce więcej kochanego paringu oraz mniej martwości głównej bohaterki xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, nie wiem co z tym zrobić. Muszę nad tym popracować . Poza tym cieszę się, że mimo wszystko Ci się podobało. Co do Rena, to jeszcze nie wszystkie jego tajemnice zostały ujawnione. Jeszcze nieraz nas zaskoczy. Nie bardzo jednak wiem, co masz na myśli odnośnie Setha, co ja takiego pokazałam? Heh, nie bardzo rozumiem XD. Wywody niestety musiałam wcisnąć, aby posunąć akcję do przodu, może zabrakło mi pomysłowości, albo cierpliwości ? :p Sethowi zresztą też, czas naglił!
      Nathaniela niedługo przybędzie! Jeszcze tylko trzeba chwilę poczekać. Obecnie jest bardzo bezbronny, jakbym mogła go rzucić na pożarcie lwom?
      Dziwisz się Dianie, że się do niego przyczepiła? Zresztą ona mu się spodobała :p Tylko bez rękoczynów proszę, bo gdzie ja nowego maga znajdę tak od razu? XD
      Gabi x Nate? Czy ja wiem? A co z Andym? Hehe!
      Obiecuję, że martwość bohaterki powoli zostanie ograniczana :) Kolejny rozdział się pisze ( szkoda, że nie sam XD) i już niebawem, tzn. szybciej niż poprzedni. się pojawi.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. W końcu do Ciebie dotarłam. Naprawdę Cię przepraszam :(
    Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Tyle tu okrucieństwa, że ja nie wiem :D dobrze, że Cię poznałam i wiem, że w realu jesteś zupełnie inna, bo inaczej zaczęłabym się Ciebie bać :D
    Scena z Adriu niesamowita. Ciarki mnie przeszyły, gdy przeczytałam o Woodoo. To jak opiłaś wykręcanie ciała A, jego katusze i przede wszystkim jego oprawców, no po prosu mistrzostwo. Aż jestem ciekawa, co ty jeszcze przed nami ukrywasz ^^
    Ren trochę stracił w moich oczach. Jednak z drugiej strony podejście logiczne do zycia czasami jest najlepsze, bo się wtedy tak nie cierpi.
    Seth jak najbardziej na plus. Pokazał, że jest uczuciowy i mu zależy na Gabrieli i że zrobi dla niej wszystko. Fajnie, że da się uratować, ale dobrze, że nie do końca wiemy, czy to się stanie, bo jest dużo znaków zapytania i trudności.
    Nie podobała mi się reakcja magów na lotnisku na śmierć Gabrieli. Przejął się tylko Nataniel, Elwira w ogóle nie skomentowała, a ta trzecia to już w ogóle. Jak można być zazdrosnym, gdy się mówi o czyjeś śmierci? Nie wiem czy chciałaś to tak pokazać, ale one mnie wkurzyły ^^ Jeżeli nie to musisz to zmienić, bo błędnie zinterpretujemy twoje opowiadanie.
    Nie stac mnie chyba na nic lepszego ;/ przepraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobiłam do 2 stron rozdziału.. niby sukces, a niby klapa ;/

      Usuń
    2. Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć. :). To się cieszę, że jednak się mnie nie boisz!
      Sekretów jeszcze wiele pozostało. Część bohaterów jeszcze nieraz powinna zaskoczyć lub wzbudzić mieszane emocje.
      Co do Rena, to wydaje mi się, że za parę rozdziałów wprawi Cię w niezłe zdumienie, albo nawet w następnym ;). Jest dość nietypowym bohaterem i skrywa wiele tajemnic. Nawet sam Dyrektor nie wie na jego temat wszystkiego, choć tak mu się wydaje ( chyba, że o czymś mi nie powiedział ;)).
      Seth jest moim ulubieńcem, ale to już wiesz. Każda pochwała na jego koncie mnie cieszy. Choć jest wybrykiem swojej rasy, uważam, że jest mega uroczy. Masz rację dla Gabi zrobi wszystko, ale dla Andyego także. Tristanczycy są stali w uczuciach, a przecież A to jego najbliższy przyjaciel :). Jak się pewnie domyślasz, ratunek musi być. Co to za opowiadanie, w którym brakuje głównej bohaterki XD. Trudności z tą eskapadą nastąpią, ale inne niż mogłoby się wydawać. Ech... :(.
      Co do reakcji Trójki, to nie wiele rozumieją. Jedynie Nate to przeżył, gdyż był z nią blisko i odczuł to poprawnie. Diana uznała to za dziwaczne przywidzenie, a Elwira nie doszła nawet do głosu, gdyż Nate sądził, że powie coś niestosownego. Jednak ona była zszokowana, a wizji nie doświadczyła przecież. Dodatkowo wiele przeszli i martwili się o Andyego. Diana ma dość szczególny charakterek i dopiero pokaże co potrafi :p. ( Nie spodziewać się czegoś szczególnie złego ! XD). Interpretacja nie była zła, ale przejmować się czymś czego się nie rozumie, w sytuacji, w której nasze własne życie wisi na włosku, nie byłoby raczej szczególnie wskazane dla zachowania resztek zdrowego rozsądku ;).
      Nie musisz przepraszać :p. Komentarz satysfakcjonujący, zresztą widać po odpowiedzi! :3
      Pozdrawiam!

      PS. Zawsze najciężej jest zacząć ;) Jak już znajdziesz konkreny pomysł to pójdzie jak z płatka :).
      A ja od 2 dni staram się dodać komentarz, problemy z kompem są frustrujące :/

      Usuń

Obserwatorzy