Hip, hip! Hurra! To już 10 rozdział. :) Nie jestem jednak z niego zadowolona. Miałam wielki problem, by napisać to, co chciałam. Wiem co ma być dalej i potrzebowałam takiego "przejścia". Kiedy znajdę czas to go poprawię. Na razie korzystam z synkiem ze słońca i nie mam potem siły, by usiąść przed komputerem. :P Z góry przepraszam za wszelkiego rodzaju "byczki", mam nadzieję, że nie pobodą XD.
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział.
Gabriela czekała przed salą, w której miały odbyć się zajęcia. Po paru minutach dołączył do niej Daniel.
- Jak myślisz, jaki posiadasz talent? – spytał.
- Nie mam pojęcia. A ty?
- Wydaje mi się, że talent do transformacji. Nie jestem jednak pewien.
- Poczekamy to się dowiemy – rzuciła. Czuła się jednak odrobinę zestresowana.
Po chwili przyszedł jakiś starszy mag. Otworzył salę i wpuścił całą grupę.
- Witam nowych uczniów – powiedział starszy mag. – Nazywam się Sigmund Karski, jestem profesorem, a przy okazji opiekunem magów na poziomie drugim. Muszę dowiedzieć się, jakie macie talenty. Czy ktoś wam mówił jak przebiega wykrywanie talentu?
Oboje w odpowiedzi pokręcili głowami. Sądzili, że to egzamin ujawni ich zdolności.
- Cóż – westchnął profesor. – W takim razie słuchajcie. Wykrywanie talentu przebiega dość prosto, aczkolwiek nie zawsze daje jednoznaczny wynik. Podchodzicie do stołu, na którym leżą zaklęcia z każdego ze znanych nam rodzajów magii. Wypowiadacie je i czekacie na efekt. Rzucacie je bez okręgu – to właśnie pozwala określić, w jakiej kategorii czujecie się najsilniejsi.
- Kiedy poddamy się temu wykrywaniu talentu? – zapytał Daniel.
- Teraz. Nie ma przecież na co czekać!
Gabrieli wydał się on bardzo energicznym mężczyzną, choć na takiego nie wyglądał. Pstryknął palcami, a na środku pomieszczenia pojawił się okrągły stół. Na jego brzegu leżały pożółkłe kartki i zwoje. Widniały na nich czary używane do wykrywania zdolności magów. Ku szczęściu Gabrieli zaklęcia były dla niej czytelne. Obawiała się, że będzie to ten dziwny język podobny do łaciny. Poznała już znaczenie niektórych słów, ale nie miała na razie czasu, by zapoznać się z nim lepiej. Oboje z Danielem podeszli do stołu. Z niecierpliwością i niepewnością chwycili po jednej z kart i zaczęli czytać tekst. Gabriela wzięła głęboki wdech i za drugim razem odczytała zaklęcie już na głos. W powietrzu było czuć drgania magicznej energii. Nagle na środku sali pojawiło się małe, dziwne, zielone stworzenie. Rozejrzało się przestraszone po wpatrujących się w nie zaskoczonych twarzach. Zapiszczało i rzuciło się do ucieczki. Po chwili przewróciło się i zajęczało przerażone. Stary mag skrępował je jakimś czarem, a potem zamknął w sporej klatce, która pojawiła się znikąd. Stworzonko miotało się po niej chwytając łapkami krat.
- Co to jest? – spytał któryś ze studentów.
- To mały żywiołak ziemi – powiedział profesor. – Wyślę go do Administracji by odesłali go do domu – dodał.
- On cierpi w tej klatce! – oburzyła się Gabriela. – Musi być w niej zamknięty?
- Chcesz żeby biegał po Akademii? Tam czeka go wiele gorszych rzeczy. Mógłby spaść ze schodów, ktoś mógłby go skrzywdzić, albo przerażony schowałby się tak, że za szybko byśmy go nie znaleźli, a żywiołaki nie mogą długo przebywać poza domem.
Gabriela zwiesiła głowę z rozczarowaniem. Profesor uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i spojrzał na chłopaka. Daniel przeczytał na głos tekst i po chwili w sali pojawił się ogromny żywiołak ognia. Wyglądał jak lew. Tyle, że zamiast futra miał płomienie w każdym możliwym kolorze. Pośród szeptów słychać było głosy zachwytu i niedowierzania. Żywiołak ognia skłonił się przed Danielem, on odpowiedział tym samym gestem i pozwolił stworzeniu odejść. Ten jednak spojrzał na małego pobratymca w klatce i odezwał się pięknym, spokojnym głosem.
- Jeśli pozwolicie, zabiorę go do domu.
Profesor zgodził się i wypuścił przerażoną istotkę. Skoczyła w stronę lwa i zniknęli tak szybko jak się pojawili.
- Gratuluję ci. – powiedział profesor. – Dawno nie widziałem, by ktoś przyzwał tak dostojnego żywiołaka ognia. Spróbuj teraz czaru tworzenia. Masz ewidentnie talent w tym kierunku. Gabrielo nie poszło ci najgorzej, ale czary przyzwania raczej nie są twoją mocną stroną, choć przyzwałaś żywiołaka, a to już coś. Niektórzy nie są tego nawet w stanie zrobić.
Daniel wziął czar tworzenia w rękę i chwilę mu się przyglądał. Po chwili odczytał go i przed nimi pojawiło się wspaniałe drzewo. Była to kwitnąca jabłoń. Jej słodki zapach wywołał na twarzach zebranych uśmiech. Po chwili Daniel wypowiedział parę słów i drzewo zniknęło.
Gabriela rozejrzała się po stole i zobaczyła zaklęcie, które ją zainteresowało. Wydawało jej się znajome. Kiedy je wypowiedziała, wokół niej zajaśniała niebieska, delikatna poświata. Przyjrzała się jej uważnie. Przypominała jej tą samą, która ponoć uchroniła ją podczas zawalenia jaskini. Ciekawe, pomyślała.
- Brawo! – uśmiechnął się profesor. – Magia bitewna, czar defensywny. Perfekcyjny! – ekscytował się staruszek. – Masz dość poszukiwany talent w ostatnich czasach. Dobrze moi drodzy próbujcie dalej. Nikt nie powiedział, że mag posiada tylko jeden talent.
***
Kiedy Gabriela szukała swojego talentu, Andrew był w dość krępującej dla siebie sytuacji. Nataniel spoglądał na niego ze złośliwym uśmieszkiem, co strasznie go irytowało.
- Co cię tak bawi? – zapytał w końcu Andy. – Nie bardzo rozumiem, z czego się tak cieszysz? Czyżby tak uradowało cię moje przybycie? Nie sądziłem, że aż tak się za mną stęskniłeś! – uśmiechnął się ukrywając swoją irytację.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. Twój widok raduje mnie jak dziura w skarpecie – rzucił Nate. – Mam za to ciekawe dla ciebie wieści. Przypuszczam, że raczej cię nie ucieszą, mnie za to cieszą one bardzo – ton jego głosu wskazywał na to, że doskonale wiedział, w jakiej sprawie mag tutaj przybył. – Zanim jednak przejdziemy do rzeczy chciałbym wiedzieć, co łączy cię z Gabi i co łączyło cię z moją siostrą staruchu! – syknął Nate.
Mag wiedział, że nie będzie to łatwa rozmowa. Westchnął ciężko i zdjął z siebie zaklęcie maskujące. Mina Nataniela zdradzała nie tyle wielkie zaskoczenie, co olbrzymi szok! Andrew postanowił zapamiętać ten widok na zawsze.
***
Seth siedział przy biurku w swoim gabinecie. Było to małe, kwadratowe pomieszczenie bez okna, jak zresztą większość pokoi w jego mieszkaniu. Stało tu tylko biurko, w jednym kącie fotel, obok którego stała lampa oraz regały z książkami na każdej z czterech ścian. Lampka na biurku dawała nikłe światło, ale była już tak stara, że nie było czemu się dziwić. Z szuflady wyjął papeterię w kremowym kolorze, umoczył pióro w kałamarzu i zaczął pisać list do Gabrieli. Wciąż był bardzo słaby. W życiu nie przypuszczał, że mógłby być tak wykończony. Minął już tydzień, a on dopiero dzisiaj podniósł się z łóżka. Bał się spojrzeć w lustro, gdyż pewnie postarzał się o kilka lat. Tristanczycy właśnie tak reagują na wyczerpanie zasobów magicznych w ciele. Takie wyczerpanie prowadzi do starzenia się. Chwilę nad tym porozmyślał. Jeśliby się trochę zmienił, urósł, zmężniał, to czułby się przy niej bardziej jak facet. Sam fakt, że byli w tym samym wzroście go lekko krępował. Mam przecież sto dwadzieścia dwa lata, dzieckiem nie jestem już od bardzo dawna, choć mój wygląd na to nie wskazywał. Kobiet w swoim życiu miałem kilka, ale z żadną nie byłem już od wielu, wielu lat. Co najmniej od trzydziestu pięciu – przypomniał sobie.
- Jak ja się stoczyłem – westchnął już na głos. – Tak w ogóle to co ja mogę jej napisać? Choć dopiero co cię poznałem, to już za tobą tęsknię? Pomyśli, że zgłupiałem. – parsknął z irytacją.
Siedział tam długo wpatrując się w pustą kartkę. Nagle uśmiechnął się do siebie z rezygnacją kiwając głową. Umoczył pióro jeszcze raz i pięknie wykaligrafował jedynie dwa zdania.
Gabrielo,
Dziękuję, że się mną wtedy zajęłaś. Zobaczymy się już wkrótce i podziękuję Ci wtedy należycie.
Pozdrawiam
Seth Northtempton
- Miałem nadzieję, że nie będę musiał na to przystawać – wymamrotał. – Może być jednak dość interesująco i zabawnie – rzucił nagle.
Wziął drugą kartkę i napisał szybko kolejną wiadomość. Obie zaadresował do Akademii.
- No dobra, to mam z głowy – przeciągnął się na krześle. – Chyba już mi trochę lepiej. Ciekawe czy trochę urosłem?
***
Gabriela obeszła ponownie stół przyglądając się poszczególnym kartkom i zwojom. Jej uwagę przykuła niewielka kartka. Wzięła ją i przeczytała w myślach. Postanowiła wypowiedzieć po chwili na głos zaklęcie. W połowie jednak przerwała i spojrzała pytająco na profesora.
- Co się stało Gabrielo? – zapytał widząc jej wahanie.
- Czy jest pan pewien, że mam rzucić ten urok? Nie wiem czy to dobry pomysł. Jednego znajomego zamieniłam w kota i tylko dzięki mojemu opiekunowi może przebywać w ludzkiej formie – westchnęła ciężko.
- Spokojnie. Rzuć ten czar – uśmiechnął się zachęcająco.
Dziewczyna zaczęła od początku. Zobaczyła rozbłysk tego samego światła jak wtedy na basenie. Rozejrzała się, ale nie zauważyła nic niepokojącego. Wszystko było tak samo jak przedtem.
- To nie był taki urok jak przedtem. Nikogo w nic nie zamieniłaś – powiedział profesor widząc jej zaskoczoną minę.
- A co tym razem się stało?
- To był urok zmieniający sposób postrzegania. Nie widzą osób w obrębie stołu. Myślą, że zniknęliśmy – starzec uśmiechnął się i wskazał na osoby siedzące przy stolikach.
Rozglądały się zaskoczone dookoła.
- Niezły czar. – stwierdził Daniel. – Daj spróbować.
Profesor znalazł w swojej księdze zaklęcie, które pozwoliło zdjąć urok i pozwolił Danielowi spróbować. Nic jednak się nie zdarzyło. Przeglądali jeszcze zaklęcia przez około godzinę. W jednych byli lepsi w innych gorsi, ale wiedzieli już, jakie mają talenty.
- No dobrze, wydaje mi się, że wiecie już, jakie talenty posiadacie. Gabriela – magia bitewna i uroki, Daniel – magia tworzenia i przyzwania. Gratuluję wam. Dla ciebie chłopcze mam grupę, z którą będziesz mógł ćwiczyć, niestety dla Gabrieli nie. Nikt z tych osób nie ma takich talentów. Wiem, że w następnej grupie jest parę osób. Musisz, więc jak najszybciej przejść na następny poziom, by móc swobodnie ćwiczyć – pocieszał ją profesor. – Przejdźmy zatem do zajęć. Omówimy dziś drugi podstawowy rodzaj magii – magię transformacji.
Wszyscy wyjęli zeszyty i zaczęli notować. Gabriela odepchnęła od siebie przykre myśli i skupiła się na zajęciach.
***
- Czym ty jesteś?! – wykrzyknął Nataniel. Jego mina wyrażała niedowierzanie.
- Magiem – odparł Andy.
- Dlaczego nagle zrobiłeś się taki młody? – zapytał. Nie wiedział czy wierzyć temu gościowi czy nie.
- Tak wyglądam naprawdę – powiedział wskazując na siebie ręką. – Przebywając w tym świecie zmieniam swój wygląd. Jak myślisz, komu prędzej zaufają dojrzałemu mężczyźnie czy facetowi po dwudziestce? Poza tym okazując dokumenty, na których widnieje mój rok urodzenia w tej formie, raczej nie wzięliby mnie na poważnie. Nie zawsze chcę się ujawniać jako mag – oznajmił.
- Dobra, rozumiem już. Czyli tak wyglądasz w rzeczywistości? Gabriela i Elwira o tym wiedzą, prawda?
- Tak. W Akademii pojawiam się wyłącznie w swojej prawdziwej formie. Odpowiadając też na twoje wcześniejsze pytanie, z twoją siostrą nic mnie nie łączy.
- A z Gabi?
- Można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi – powiedział troszkę niepewnie.
Nataniel spojrzał na niego wyczuwając jakieś sprzeczne uczucia. Usłyszał pewną myśl jaka błąkała mu się po głowie, nie do końca rozumiał jej przesłanie. Postanowił zapytać się bezpośrednio. O czym myśli.
- Nad czym tak rozmyślasz? – spojrzał na niego z powagą.
- Co? – nie bardzo wiedział, o co mu chodzi?
- Myślami jesteś zupełnie gdzie indziej. Słyszę je, ale dość niewyraźnie. To ma coś wspólnego z nami. Pomijam fakt, że zastanawiasz się wciąż jak sobie radzi Gabriela… - uśmiechnął się złośliwie.
Andrew skrzywił się na te słowa. Nie spodziewał się, że ten facet może mieć dar mentalisty. Jednak wtedy, gdy go dotknął pod postacią kota, poczuł coś dziwnego. To mogło być to, odzywał się w nim już dar, próbował wtargnąć do jego umysłu. Jeśli nawet przed przebudzeniem odzywały się jego moce, to ciekawe jak teraz się rozwiną. Andrew przeszył dreszcz na tę myśl, nie przepadał za magami z tymi zdolnościami. Często mają skłonności do nadużywania swojego daru.
- Nie bój się. Ja taki nie jestem i nie zamierzam być – odezwał się nagle Nate.
- Nie wstydzisz się podsłuchiwania cudzych myśli – warknął mag.
- Ja po prostu nad tym nie panuję – obruszył się chłopak. – Czasem słyszę, czasem nie. To jest mało zależne ode mnie. Wydaje mi się jednak, że mam nad tym większą kontrolę niż na początku. Jednak, gdy ktoś intensywnie się nad czymś zastanawia to wyraźniej słyszę jego myśli.
- W Akademii nauczą cię nad tym panować – odparł tylko.
Osłonił lekko swój umysł, by jego myśli stały się dla niego niesłyszalne. Miał mieszane uczucia, co do tego gościa. Nie wiedział jednak, z jakiego powodu? Czuł się przy nim jak otwarta księga. Ciężko było mu zapanować nad swoimi emocjami. Już podczas pierwszego spotkania siłą rzeczy go prowokował, jakoś nie mógł się opanować. Teraz też było mu ciężko.
Po chwili do mieszkania weszła Elwira.
- Och! Andrew McCartney. Dawno się nie widzieliśmy – powitała go wesoło. Spojrzała na stół i na brata i mina jej zrzedła. – Nie poczęstowałeś niczym naszego gościa? – zapytała ze złością w głosie.
- Zajęci byliśmy rozmową – odparował.
Elwira westchnęła ciężko, przeprosiła gościa i poszła do kuchni.
- Dzwoniłeś po Dianę? – spytała wchodząc z tacą pełną smakołyków.
- Nie jeszcze. Czekałem na ciebie – rzucił. – Już do niej dzwonię.
Szatyn wyszedł z salonu i zadzwonił do Diany. Nie było go kilka minut, w tym czasie Elwira przygotowała kawę.
- Za jakieś czterdzieści minut przyjedzie – poinformował ich chłopak. – Ty w tym czasie możesz nam powiedzieć, co cię tak trapi.
Elwira spojrzała z wyrzutem na brata, nie rozumiała, dlaczego zamęczał tak ich gościa. Wiedziała, że ma do niego pewne zastrzeżenia, ale nie sądziła, że będzie taki opryskliwy. Nie przepadała, za tą częścią jego osobowości i cieszyła się, że tak rzadko ma z nią do czynienia. Miała nadzieję, że Nataniel szybko przekona się co do McCartney ’a.
Andrew patrzył się nieprzeniknionym wzrokiem w chłopaka. Teraz wyglądał na starszego od nich. Spojrzenie miał poważne, ale jednocześnie wydawał się zupełnie nieobecny.
- Skoro musisz wiedzieć – odpowiedział w końcu. – Zostałem poinformowany, że w okolicy odnotowano obecność naszego wroga. Na szczęście nie było nic słychać o atakach Istot. Niewykluczone jednak, że zaatakują niebawem. Szukają was – ciebie i Diany. Bez szkolenia jesteście zupełnie bezbronni.
- Po co nas szukają?
- Żeby was się pozbyć, albo zwerbować w swoje szeregi – powiedział bez przekonania.
Prawda była taka, że nikt tego nie wiedział. Pierwszy raz spotykają się z tak dorosłymi osobami, w których obudziła się nagle moc. Zdarzały się nastolatki, ale nie dorośli ludzie. Dlatego są przypuszczenia, że to oni są wcieleniami Leiala. Muszą się tylko przebudzić zupełnie.
- Nie za ciekawie się to zapowiada – odparł Nataniel.
- Dlatego muszę was jak najszybciej zabrać do Akademii.
- Musimy niestety poczekać trochę na decyzję z uczelni. Mamy tu też swoje życie. Poza tym nie możemy od tak zniknąć – stwierdził Nate.
- Masz rację.
Mag wziął ze stołu małą filiżankę z kawą i upił łyk. Przyjrzał się filiżance. Miała wzór w barwinki. Małe fioletowe kwiatuszki, które kwitną na początku wiosny. Ich barwa na filiżance była zbliżona do koloru oczu Gabrieli. Ona pewnie utrzymałaby tego gościa w ryzach. Uśmiechnął się na tę myśl i upił kolejny łyk kawy.
- Nie mamy jednak zbyt dużo czasu. Kiedy będziecie mieć te decyzje?
- Jutro powinny być.
- W takim razie wylecimy pojutrze. Załatwię nam bilety, spakujcie same najpotrzebniejsze rzeczy, zadzwońcie do rodzin i takie tam. Mam przeczucie, że nie zostało nam dużo czasu – stwierdził.
Elwira spojrzała na niego. Nic się nie zmienił, choć wróciła z Akademii parę dni temu, nie widziała go przez ponad dwa lata. Załatwiał jakieś ważne sprawy dla rządu brytyjskiego. Choć dostała pracę w Agencji ze względu na swoją znajomość technologii widywali się tam bardzo rzadko, a ostatnio wręcz w ogóle. Pozostał jednak tak samo humorzasty, jego nastroje były bardzo zmienne, wręcz nieprzewidywalne. Złocista czupryna była lekko zmierzwiona, grzywka zakrywała czoło i częściowo zasłaniała oczy. Okulary zdjął na czas rozmowy, spojrzenie niebieskoszarych oczu przeszywało rozmówcę. Lubiła jego oczy, były tak odległe i zimne, a jednocześnie, kiedy tylko chciał potrafił stopić swym wzrokiem lód w czyimś sercu.
- Dlaczego ja nie dostałam żadnego zgłoszenia o zagrożeniu? – spytała nagle. – Czyżby uznali, że będąc na urlopie nie warto mnie o niczym informować. Gdybym nie znała z tuzina numerów do Akademii, pewnie za szybko byście ich nie znaleźli – parsknęła śmiechem.
- O to zapytaj się przełożonego – rzucił tylko Andy. – Ja wróciłem na Akademię jako student, więc nie bywałem tam za często – uśmiechnął się.
Nagle zadzwonił dzwonek u drzwi. Do pokoju weszła niska dziewczyna o kruczoczarnych włosach. Przywitała się nieśmiało i zajęła wskazane jej miejsce.
- Diana Kowalska? – zapytał mag. – Miło mi cię poznać.
***
Gabriela weszła do swojego pokoju i rzuciła się ze smutkiem na łóżko. Poczuła się okropnie, gdy dowiedziała się, że nie ma dla niej odpowiedniej grupy. Będzie musiała ćwiczyć sama. Znajdzie jakieś książki i podszkoli się wystarczająco. Jak się cieszyła, że chociaż ma możliwość spędzania czasu w bibliotece. Dziś już nie ma czasu na wizytę u Dyrektora, ale jutro w porze obiadowej go odwiedzi. Rozejrzała się po swoim pokoju. Był mały i strasznie ponury. Ściany i meble miały szaro-beżowe odcienie, nie było tu okna, ani żadnych ozdób. Nie miała pieniędzy, aby kupić sobie jakieś dekoracje. Na kwiatka w doniczce nie mogła liczyć, gdyż bez słońca za długo by nie pożył. Nie specjalnie lubiła siedzieć w tym pokoju. Przewróciła się na bok i poczuła coś chłodnego na szyi. To był jej Amulet. Wisiorek, jaki otrzymała od Seth’a. Zdjęła go by mu się przyjrzeć. Maleńka różyczka z zielonym oczkiem. Szmaragd mienił się wieloma odcieniami zieleni. Przypomniała jej się twarz chłopaka. Ciemnozielone włosy i oczy o parę tonów jaśniejsze. Był pierwszym Tristanczykiem, jakiego spotkała w życiu. Na myśl o tym, co się stało w Foux serce jej przyspieszyło i oblała ją fala ciepła. To, czego doświadczyła było dla niej dość silnym przeżyciem. Nic takiego nie zaszło, ale emocje i uczucia, jakie towarzyszyły temu zajściu były tak głębokie, że zupełnie inaczej na to patrzyła. Poza tym ten chłopak… był tak subtelny, czuły i delikatny, że nie sposób było mu się oprzeć. Oblała się rumieńcem na wspomnienie tamtego zajścia i schowała wisiorek pod bluzkę. Jakby chciała, żeby ktoś z nią teraz tu był. W sumie jest tu dopiero od tygodnia. Nie miała szans, by zapoznać się z wieloma osobami. Większość czasu spędzała na nauce, za jakiś czas ma egzamin pozwalający na wyrobienie przepustki. Jest on co jakiś czas, ale ona postanowiła przystąpić do niego jak najszybciej. Miała ku temu swoje powody. Było kilka zagadek, które chciała wyjaśnić i wiedziała, że nie znajdzie tych odpowiedzi tutaj – w Akademii. Poza tym zamierzała wygrzebać w bibliotece jakiś czar, który odwróciłby urok rzucony na Nataniela. Chciała jeszcze raz udać się do Faux. Czuła, że na Czarnym Rynku znalazłaby potrzebne jej informacje. Nie mogła jednak udać się tam sama. Jeśli talent oraz umiejętności magiczne mogła rozwinąć dość szybko to, poznanie jej obyczajów, stosunków panujących między różnymi światami raczej nie wchodziło w grę. Na to trzeba lat i doświadczeń, a ona czuła, że nie ma na to czasu.
Przewróciła się parę razy z boku na bok. Spojrzała na bransoletkę na prawej ręce. Wyglądała jak zwykła, sznurkowa bransoletka, jaką wręczają sobie dzieci na znak przyjaźni. Tę dostała od Andrew. Osobiście ją zawiązał na jej ręce, ona zrobiła dla niego to samo. Miały informować ich, gdyby któremuś coś się stało poprzez zmianę koloru. Gdy ktoś był w wielkim niebezpieczeństwie, bransoletka robiła się czerwona i drgała, gdy ktoś umierał – czarna. Specjalnie szukała wczoraj książki na ten temat. Miała też inne właściwości. Dzięki niej można kogoś szybciej znaleźć, dawała też dodatkową ochronę, leczyła poważniejsze rany i wiele innych w zależności od zaklęć, jakie na nią nałożono. Gabriela uśmiechnęła się do siebie i zasnęła. Czuła się jednak trochę samotna…
***
Andrew, Nataniel, Elwira i Diana czekali właśnie na odprawę na lotnisku. Mag zjednał sobie trochę przychylności ze strony chłopaka. Cieszył się z takiego obrotu sprawy, gdyż obawiał się, że może stać się jego groźnym wrogiem. Nagle jednak, w holu lotniska, rozległ się wielki huk. Dookoła unosił się pył i kurz.
- Coś musiało wybuchnąć – stwierdził Andrew. – Osłoń ich tarczą Elwiro.
Dziewczyna wymówiła zaklęcie i Nate z Dianą poczuli jak zmniejszyła się wokół nich ilość pyłu. Chłopak pierwszy raz zobaczył jak jego siostra używa magii. Spojrzał na maga, wyglądał na zdenerwowanego. Wydawał się być niebywale czujny, nawet zdjął z siebie zaklęcie maskujące. Po chwili przeszył go niebywały dreszcz. Całe jego ciało dygotało.
- Zbliża się coś niebezpiecznego! – zawołał.
Andrew spojrzał na niego i wyraz jego twarzy przybrał bardziej przerażoną formę. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Czyli jednak ich szukali, pomyślał.
- Ukryjcie się! – wrzasnął. – Uciekajcie wszyscy! Nadchodzą Istoty!
Ludzie zebrani na lotnisku rozbiegali się na wszystkie strony krzycząc, wrzeszcząc i popędzając się nawzajem. Chaos tylko sprzyjał wrogowi. Andrew miał nadzieję, że nikogo nie zaatakują bez powodu, że przybyli tu tylko ze względu na nich. Rozejrzał się i zobaczył, że Nataniel z Dianą ukryli się za ladą kasjerek. Zastanawiał się skąd nagle wziął się tak silny wiatr? Przypomniał sobie o prawdopodobnym talencie dziewczyny. Skrzywił się ze złości i zdenerwowania. Jeśli się nie uspokoi, to tylko ich zdradzi. Łatwo ją będzie wykryć skoro używa magii. On nie ma teraz czasu się na tym skupiać. Po chwili w holu zrobiło się cicho. Ludzie opuścili teren holu, a tumany kurzu opadły. McCartney stał na środku wpatrując się w dostrzegalny teraz otwór w ścianie. Nikogo jednak tam nie było. Starając się opanować nerwy, rozejrzał się na boki chcą znaleźć coś niepokojącego. Nagle poczuł silny cios zadany w plecy. Obrócił się szybko i zobaczył czarny cień wijący się po ziemi.
- Co to jest do cholery?! – syknął.
Nagle cień uniósł się i ponownie zamierzył się na maga. Tym razem Andrew zdążył uskoczyć. Coś jednak zaatakowało go z drugiej strony. Upadł na ziemię porządnie obijając sobie rękę. Zobaczył jak Elwira stara się rzucić zaklęcie blokujące z ukrycia. Musiał zagrać w tym momencie na czas. Musiał myśleć o tamtej dwójce. Jego obowiązkiem było dowieźć ich cało do Akademii. Podniósł się i zaatakował cień eksplozją. Nie było to silne zaklęcie, ale na moment ogłuszyło jednego z napastników. Nie widział, ani nie słyszał drugiego. Nagle usłyszał przeraźliwy krzyk Elwiry. Drugi z napastników zaatakował ją w chwili, w której chciała rzucić zaklęcie. Teraz mógł dojrzeć jak wygląda. Tak jak tamten był ożywionym cieniem. Mógł przybierać różne formy, ten zamienił się w węża i trzymał Elwirę w silnym uścisku. Powoli zaczynała tracić dech.
- Nie mam wyjścia – powiedział bezgłośnie.
Dookoła zerwał się silny wiatr. Strach Diany dawał o sobie znać coraz bardziej. Nie dziwił jej się, sam był przerażony. Miał na głowie troje ludzi, a jedno z nich było teraz w „łapach” wroga. Wyprostował się i wziął głęboki wdech.
- Anielska forma! – zawołał.
Rozbłysk światła oślepił Nataniela i Dianę. Poczuli odurzenie ogromnej, przeszywającej mocy. Kiedy spojrzeli ponownie na Andrew niedowierzali swoim oczom. Ogromna para skrzydeł lśniła się złocistym blaskiem. Emocje, jakie odczuwał teraz Nate, były zbyt chaotyczne do opisania. Pochodziły od Diany, Andy’ego oraz jego siostry. Nie mógł ich zablokować i rozgraniczyć. Chaos, jaki panował w jego głowie, zaczynał wprawiać go we wściekłość. Głowa zaczęła pulsować mu od bólu.
Andrew cisnął pociskiem energii w cień. Elwira upadła na ziemię ledwo oddychając. Andrew zabrał ją i zaniósł do brata. Kiedy zobaczył, w jakim jest stanie, przeszedł go strach. Nate zaciskał ręce na głowie chcąc się skoncentrować.
- Uspokój się. Musisz mi pomóc – polecił mu mag.
Chłopak wziął parę głębokich wdechów, po czym zamarł na chwilę. Przeczucie mówiło mu, że zbliża się coś gorszego.
- Tam – wskazał na pas lotniczy. – Nadchodzi – rzucił.
Andrew spojrzał na we wskazanym kierunku. Za oknem było już szaro. Niebo było pochmurne, ale dostrzegł ciemny punkt, który zbliżał się do nich dość szybko.
- Zostańcie tu – polecił i wzbił się w powietrze.
Punkt widoczny na horyzoncie zbliżał się stopniowo. Mag dostrzegł parę dużych skrzydeł. Nie wyczuwał jednak aury takiej jak przy Istotach. To było coś innego, gorszego, bardziej świadomego. Kiedy stanął twarzą w twarz z tym nieznanym mu osobnikiem – zamarł. To był człowiek! Do tego uskrzydlony mag. Nie był jednak jak on Leiala, emanowała od niego inna energia.
- Kim ty jesteś? – zapytał.
Jego przeciwnik wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
- Ta informacja już raczej do niczego ci się nie przyda – odparł.
Andrew, w tym samym momencie, przeszył ogromny ból i poczuł, jak jego bezwładne ciało spada.
W tym samym czasie Elwira, dostrzegając co się wydarzyło, złapała brata i dziewczynę za ręce i wyciągnęła ich z lotniska. Biegli przed siebie, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca i znaleźć jakiekolwiek schronienie. Muszę zabrać ich jak najszybciej do Akademii, postanowiła z łzami w oczach.
Gabriela usiadła z sykiem na łóżku. Obudziło ją silne pieczenie na nadgarstku. Zapaliła lampkę i ujrzała, że jej bransoletka zmieniła barwę na krwiście czerwoną. Zerwała się na równe nogi i pobiegła do gabinetu Dyrektora. Stąpając po schodach nie myślała o wysokości. Kiedy stanęła przed drzwiami bransoletka ponownie zmieniła kolor, tym razem na biały. Rozżarzyła się niczym rozgrzany metal. Waliła z całych sił w drzwi, aż w końcu ktoś jej otworzył. To był Alan.
- Co ty tu robisz o tej porze! – warknął na nią.
- Spójrz! – podetknęła mu nadgarstek pod nos. – Gdzie Dyrektor?
Alan zadzwonił po Dyrektora. Kiedy ten przyszedł, bransoletka zaczęła robić się czarna…
Opowiadanie bardzo mi się podoba. Świetnie dopracowane, pisane z profesjonalizmem, ale lekko dzięki temu nie męczysz czytelnika. No i oczywiście zawiera świetne opisy dzięki czemu wszystko można sobie dokładnie wyobrazić. Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się kolejny rozdział. nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie na zyjaca-dla-atona.blogspot.com - mam nadzieję, że zerkniesz. :) pozdrawiam i życzę weny.
Dziękuję za miły komentarz. Chętnie odwiedzę Twojego bloga.
UsuńPozdrawiam
Powie ci, że jest bardzo dobrze, Wprowadzasz opisy, co się chwali. No i jest też akcja ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że wprowadzasz powolutku nas w ten świat magii. Nie za szybko, nie za wolno, akurat. Pokazałaś nam talent GAbrieli, co przekonuje mnie w fakcie, że ona może pomóc w walce ze "złem" ;D A apropo zła to ta ackja bardzo fajna. Wprowadzasz anielską formę, która jeszcze nie wiem czy ma każdy czy też tylko ci wybrani, ale wiem kto jeszcze ją ma, pamietam z rysunków twoich ^^ Chcesz zabić Andrew'a? MAm nadzieję, że tego nie zrobisz (bo jak zaznaczyłam w opowiadaniu to jednak jego lubię najbardziej, a nie Setha :D Jak dla mnie on byłby dobry kochankiem, ale nie mężem :D). Więc nie rób mu krzywdy. Pokazał też że mimo swoich uprzedzeń chroni Natalniela, więc ma u mnie wielki plus ;)
Fajnie, że Seth napisał do niej list, ale coś czuje że wybrał zły moment, bo teraz najważniejszy będzie Andrew, bo dzieje mu się krzywda. Fajny pomysł z tymi bransoletkami, ale coś mi się zdaje, że wspomniałaś już wcześniej o nich, nie? Co oznacza biały kolor? Jego transformację w anioła, czy cokolwiek to jest? ;>
I przepraszam, że tak długo czekałaś na mój komentarz ;)
Cieszę się, że wreszcie udało mi się zachować jakoś równowagę między opisami a dialogiem. Kiedy wracam do pierwszych rozdziałów to aż mi gęsia skórka wychodzi. Sam dialog! XD
UsuńGabriela będzie mieć w tym spory udział :p Nie tylko ze względu na swój talent magiczny ;).
Co do anielskiej formy to nie będę ubiegać faktów i tak uchyliłam Ci już rąbka tajemnicy :). A jak podobał Ci się jej opis?
Jednak przekonałaś się do Andrew? Heh, no fajnie. On tak łatwo się nie podda, ale czy to on zdobędzie serce Gabi to się okaże :). Najpierw musi przeżyć. Czy mu się uda? Zobaczymy.
Seth wybrał dość dobry moment. Zobaczysz dlaczego i o co chodzi z drugą wiadomością. To ona jest ważniejsza ;).
O bransoletkach wspominałam gdy Andrew znalazł Gabi jak wyszła z biblioteki. Wtedy spóźnił się na ich spotkanie i musiał jej szukać. :). Bransoletka zmieniła kolor z czerwonego na biały. Oznacza to, że bardzo cierpiał. Stąd porównanie do rozgrzanego metalu. Jak myślisz, co znaczy czerń?
Nie przepraszaj. Wiem, że masz sporo na głowie teraz. Mam nadzieję, że niebawem coś napiszę. W tym rozdziale sporo poruszyłam tematów i będę musiała jakoś je ładnie rozwinąć.
Pozdrawiam. :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNominuję cie do Liebster Award, wiecej informacji na moim blogu http://przeznaczeniezakazane.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJuż, naprawiłam ;) odpisałam ci u mnie ;)
OdpowiedzUsuńAgatko, ślicznie teraz u Ciebie. Mam tylko taką małą uwagę, byś usunęła ten obrazek z pandą odnośnie szablonu ;)
OdpowiedzUsuńNie zwróciłam uwagi. Poprawka wprowadzona :p
UsuńMiałam zabrać się za lekturę tego opowiadania już jakiś czas temu, ale zapomniałam zapisać link do twojego bloga, więc wyszło, jak wyszło. :)
OdpowiedzUsuńPierwsze rozdziały nie przypadły mi do gustu, bez urazy. Brak w nich jakichś szerszych opisów. Tekst głównie składa się z dialogów. Nie było by to wcale takie złe, ale skoro zamierzasz napisać porządne opowiadanie - jak zdążyłam przyuważyć po treści - z gatunku urban fantasy (chyba, że coś mi się, za przeproszeniem, pochrzaniło), to jak najbardziej potrzebne są tu szersze opisy.
Nie piszesz źle. Trzeba przyznać iż z każdym kolejnym rozdziałem coraz lepiej ci wychodzi. :) Jednak wciąż czuję niedosyt. Jako czytelnik chciałabym dosłownie zobaczyć przed oczyma podświadomości wykreowane przez ciebie postacie. Niestety by to uczynić muszę wiedzieć co dana osoba, w danej chwili robi. Ważne są tu jakieś przyzwyczajenia, nawyki. Jednym słowem, spraw by te postacie żyły, stały się realne. Chodzi mi głównie o drobnostki typu: "(...) Masz straszną chrypę od tego kurzu – zaproponował i zaprowadził ją do pokoju dla pracowników. " < mogłaś to trochę rozwinąć. Przykładowo, że Gabi wstała nieco chwiejnym krokiem próbując nie potknąć się przypadkiem o którąś z leżących na kamiennej podłodze ksiąg. Następnie widząc w jakim stanie jest jej ubranie, niezdarnie próbowała otrzepać się z cienkiej warstwy kurzu, który ją pokrył. < Coś w tym stylu, mam nadzieję, że wiesz o co mi mniej więcej chodzi. Podsumowując; opisy, opisy i jeszcze raz wyczerpujące aż do bólu opisy. :)
Jeśli chodzi o stylistykę, proszę, wyjustuj tekst. Wtedy całość będzie się lepiej prezentować. Przydałyby się też jakieś akapity na dialogi, no i przede wszystkim odstępy między zmianą narracji (chodzi mi o poprzednie rozdziały).
Na wyłapaniu możliwych błędów w tekście tym razem się nie skupiłam, chociaż kilka takowych widziałam w poprzednich postach, ale o tym to może następnym razem.
Tak, czy inaczej rozdział dziesiąty jest chyba najlepszy ze wszystkich. :)
Przechodząc do części mniej formalnej...
Miałaś ciekawy pomysł na opowiadanie.
W pierwszych rozdziałach spodobał mi się zamysł mężczyzny zmieniającego się w kota. Zaiste była to interesująca wizja. ^_^ Poza tym, Nataniel - jakie cudowne imię! *_* Sama kiedyś nazwałam tak jednego z głównych bohaterów mojego niedoszłego opowiadania. Niestety w moim wydaniu Nataniel nie był człowiekiem, a chomikiem (pisałam ten twór, gdy miałam niespełna dwanaście lat, więc...). =_=
Wiesz, tak się właśnie zastanawiałam czemu w poprzednim i tym szablonie pojawił się motyw skrzydeł skoro bohaterowie ponoć są magami. :)
Nie powiem, robi się coraz ciekawiej.
Mam nadzieję, że Gabi jednak zdąży, nim Andrew umrze. Szkoda byłoby takiej ciekawej postaci. ^_^
Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak wyczekiwać tu nowego rozdziału.
Na chwilę obecną dodaje do linków i obserwuję. ^_^
Pozdrawiam,
Blacky
Jeśli jesteś zainteresowana, to serdecznie zapraszam do siebie.
http://zapach-strachu.blogspot.com/
Co prawda dopiero startuje z tym opowiadaniem, ale kto wie, może coś z tego wyjdzie. ;)
Jak miło widzieć takie komentarze! Cieszę się, że zyskałam nowego czytelnika.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pierwsze rozdziały, to sama dostaję dreszczy kiedy czasem do nich wracam. Nad opisami, jak sama zauważyłaś, wciąż pracuję. Staram się dokładniej opisywać świat i postaci w nim żyjące. Mam nadzieję, że będzie mi to szło z każdym rozdziałem coraz lepiej.
Tekst wyjustuję i z czasem poprawię poprzednie rozdziały. Chętnie przyjmuję dobre rady, więc jeśli widzisz jeszcze jakieś niedociągnięcia, to wal śmiało! :).
Nataniel - też je bardzo lubię. Ma takie delikatne brzmienie. Jego kocia wersja jest tak samo urocza, jak jego imię. Prawdopodobnie jeszcze się pojawi w opowiadaniu.
Co do anielskich skrzydeł, to w tym rozdziale pojawiły się po raz pierwszy.
Czy Andrew umrze? Zobaczymy. Jego fanki na pewno by się załamały, tak w opowiadaniu jak i te prawdziwe :)
Chętnie zajrzę też do Ciebie:)
Pozdrawiam!
Agata
W takim razie cieszę się, że moja opinia zamiast podburzyć twoje fundamenty pisarskie, w pewnym stopniu je wzmocniła. :)
UsuńNawiązując do poprzednich rozdziałów, jeśli chciałabyś je poprawić, to nie śpiesz się. Ważne jest byś najpierw odnalazła swój "stały" styl, bo tak naprawdę, po co cokolwiek poprawiać skoro kilka rozdziałów później i tak te efekty nie przypadną ci do gustu? Sama niejednokrotnie przerabiałam ten etap, więc co nieco na ten temat wiem. ;)
Jeśli chodzi jeszcze o drobne uwagi, w zakładce "Bohaterowie" moim zdaniem podałaś zbyt wiele informacji. Wygląd twoich postaci postaraj się wpleść w opisy, w treści rozdziałów. Taki sposób opisywania wizerunku lepiej podziała na wyobraźnie czytelników. ^_^
Uff... Czyli jeśli dobrze zrozumiałam pan A. jednak będzie miał szczęście w tak beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazł. Kamień z serca (tak jego postać też polubiłam, chociaż mógłby od czasu do czasu wykazać się nieco ostrzejszym temperamentem - przecież ma już swoje lata...).^_^ Poza tym proponuje byś pomyślała nad dodaniem do opowiadania trochę intryg, korupcji, czy czegoś, dzięki czemu akcja stałaby się bardziej... żywsza? Hm... Niemniej jednak, mam nadzieję, że zrozumiałaś mniej-więcej co miałam na myśli (bo ja czytam i trochę powątpiewam w swoje rozumowanie =_=).
No nic, by uniknąć wszelkich nieporozumień, bądź moich coraz to dziwniejszych pomysłów, kończę pisać ten komentarz. :)
Czy McCartney przeżyje? To tajemnica zawodowa ;) Jeśli chodzi o ożywienie akcji, to ja bardzo wolno rozkręcam to opowiadanie. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Wprowadziłam teraz, że tak się wyrażę, czarne charaktery :D One na pewno sprawią, że całość nabierze rumieńców.
UsuńCo temperamentu Andy'ego to wydaje mi się, że nie miał szansy jeszcze się zbytnio wykazać. Może i ma swoje lata, ale w stosunku do innych magów to jeszcze szczeniak :p
Pozdrawiam.
Zazdroszczę... długości rozdziału. : ) Owszem, początek odrobinę ciężko się czytało, jednak zakończenie było już bardziej przyjemne w odbiorze. Jeżeli chodzi o ogólne wrażenie, jakie wywarł na mnie rozdział, to jest dobrze. Podobają mi się Twoje pomysły na rozwój wydarzeń, chociaż może ta ciągła zmiana miejsca i bohaterów jest dla mnie trochę męcząca. Sądzę, że to jednak bardziej subiektywne odczucie. Interpunkcja w pewnych momentach odrobinę mnie przeraziła - nie pamiętam, żebyś wcześniej miała z tym jakieś szczególne problemy. Co by tu jeszcze...? Już mam. Na przykład w tym zdaniu: "Stało tu tylko biurko, w jednym koncie fotel(...)". Koncie? Bankowym? : ) Wydaje mi się, że na myśli miałaś jednak coś innego. To zapewne zwykłe przeoczenie, wywołane szybkim stukaniem w klawiaturę komputera, ale jednak nieco odstrasza czytelnika. Coś się tam jeszcze pojawiło, ale przy takiej zachwycającej długości musiało zaginąć. Ogólnie rozdział się podobał i jestem zachwycona talentami, jakie posiada Gabriela. Chętnie bym je jej odebrała. Muszę się też dołączyć do zachwytów nad imieniem Nathaniel. Ach, ostatnio jestem nim po prostu zauroczona. Szczególnie takim jednym... ;p No nic, pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że jeszcze pamiętałaś o moim blogu.
OdpowiedzUsuńCo do początku rozdziału, to nawet bardzo ciężko mi się do pisało. Prawdopodobnie z tego powodu jest taki... nieprzystępny. Co do tego zdania, oczywiście chodziło mi co coś innego :). Jaki wstyd. Zaraz go poprawię oraz poszukam tych byków interpunkcyjnych.
UsuńCieszę się, że jednak nie zniechęciło Cię to wszystko do mojego opowiadania i mimo błędów, rozdział przypadł Ci do gustu.
Co do Twojego bloga, to zaglądałam co jakiś czas i sprawdzałam, czy nic nowego się nie pojawiło. :)
Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że następny rozdział obędzie się bez takich wpadek.
Cześć Agato ;) Udało mi się w końcu wpaść na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze wspaniała muzyka, która niesamowicie tu pasuje i od razu wpada w ucho.
Faktycznie, przez pierwszą chwilę czytał mi się odrobinkę gorzej, ale za to później płynęłam po napisanych przez Ciebie słowach. Szczególnie urzekło mnie wybieranie przez Gab i Daniela mocy. A Seth... ohh podoba mi się i to jak. Już nie mogę doczekać się jego spotkania z Gabriellą.
Wydarzenia na lotnisku mnie zaskoczyły, choć też gdzieś tam spodziewałam się ataku Istot. Poruszyłaś mnie, zaciekawiłaś i z pewnością skuszę się, do przeczytania poprzednich części.
Zapraszam też do siebie, jakbyś miała chwilkę czasu. ;) http://www.everything-is-im-possible.blogspot.com/
Bardzo się cieszę. :D Mam tylko taką cichą prośbę nie przeraź się kilkoma pierwszymi rozdziałami. Ja strasznie powoli się rozkręcam! :p Cieszę się, że muzyka Ci się spodobała. Uważam, że podkład muzyczny tworzy niezły klimat i uprzyjemnia czytanie.
UsuńMam nową fankę Seth'a! :3 W takim razie polecam Ci rozdziały 6 i 7. Są głównie o nim i Gabi ;).
Co prawda, można było się tego ataku domyślić, bo o Istotach wspominałam na początku rozdziału, ale co do reszty, to chyba było zaskoczeniem. Mam przynajmniej taką nadzieję. ;>
Oczywiście, gdy znajdę chwilę to zajrzę. Cieszę się, że mnie odwiedziłaś.
Pozdrawiam ciepło.