- Albo to
on, albo mam jakieś przywidzenia. - szepnęła do siebie. - To nie możliwe, ten
facet jest koło sześćdziesiątki, a ten, co tam siedzi ma może trochę ponad
dwadzieścia. Gabi skup się! - mamrotała pod nosem.
- Drodzy uczniowie. Nazywam się Nostrus Medow, jestem profesorem Historii Magii. To informacja dla tych, którzy mnie nie znają. Te zajęcia organizowane są dla wszystkich poziomów. Gdyż Historii Magii tak łatwo nie idzie się nauczyć, a ostatnio przybywa nam mało nowych magów. Dlatego zaliczenie z tego przedmiotu odbywa się dopiero na zakończenie waszej edukacji. Jak wszyscy chyba wiedzą, tutaj nie zdaje się z roku na rok do klasy. Tutaj determinuje to poziom waszego talentu magicznego. Dlatego radzę wam przychodzić tutaj na zajęcia gdyż niektórzy z was mogą mieć szansę szybko zakończyć edukację a czeka was potem obszerny egzamin. Wiem, że się powtarzam, ale doszło nam parę nowych uczniów i chcę ich na to uczulić. Przejdźmy zatem do wykładu czwartego w tym miesiącu. Kto mi poda temat? - rozejrzał się po sali.
- Tematem są „ Biali magowie”. - powiedział McCartney.
- Zgadza się. Jak zwykle przygotowany. - uśmiechnął się z lekką ironią profesor Medow.
- To przecież są bajki dla dzieci. - ktoś się odezwał.
- Tak, to zwykłe legendy. - dodała kolejna osoba.
- Tak się tylko wydaje. - powiedział profesor. - Jednak oni są prawdziwi. Co słyszeliście na temat Białych Magów?
- Co roku pan o nich opowiada. - westchnął ciemnowłosy chłopak.
- To musisz coś wiedzieć. - Zaśmiał się. - Opowiadaj zatem.
- Ech... no, co tysiąc lat przebudzają się w niektórych magach moce legendarnych Białych magów. Mają moc powstrzymania zła. Dochodzi do jakiejś walki i na kolejne tysiąc lat dochodzi do panowania jednej z wielkich mocy.
- Bardzo skrótowo pan to opisał. - stwierdził Nostrus Medow. - Posłuchajcie. Możecie uważać to sobie za bajki, legendy, bujdy czy bzdury, ale nic nie zmieni tego, że w całym naszym otoczeniu dzieją się potworne rzeczy. Nie tylko na Ziemi, ale i na innych planetach dochodzi do ataku Istot. Przecież o tym wiecie. Jak zatem wytłumaczycie to, co się dzieje? Skąd one się biorą? Słucham. Ma ktoś pomysł? - zamilkł na chwilę i czekał na jakąś propozycję. - Nikt nie ma. Więc teraz proszę powstrzymać się od kąśliwych uwag i mnie wysłuchać.
- Drodzy uczniowie. Nazywam się Nostrus Medow, jestem profesorem Historii Magii. To informacja dla tych, którzy mnie nie znają. Te zajęcia organizowane są dla wszystkich poziomów. Gdyż Historii Magii tak łatwo nie idzie się nauczyć, a ostatnio przybywa nam mało nowych magów. Dlatego zaliczenie z tego przedmiotu odbywa się dopiero na zakończenie waszej edukacji. Jak wszyscy chyba wiedzą, tutaj nie zdaje się z roku na rok do klasy. Tutaj determinuje to poziom waszego talentu magicznego. Dlatego radzę wam przychodzić tutaj na zajęcia gdyż niektórzy z was mogą mieć szansę szybko zakończyć edukację a czeka was potem obszerny egzamin. Wiem, że się powtarzam, ale doszło nam parę nowych uczniów i chcę ich na to uczulić. Przejdźmy zatem do wykładu czwartego w tym miesiącu. Kto mi poda temat? - rozejrzał się po sali.
- Tematem są „ Biali magowie”. - powiedział McCartney.
- Zgadza się. Jak zwykle przygotowany. - uśmiechnął się z lekką ironią profesor Medow.
- To przecież są bajki dla dzieci. - ktoś się odezwał.
- Tak, to zwykłe legendy. - dodała kolejna osoba.
- Tak się tylko wydaje. - powiedział profesor. - Jednak oni są prawdziwi. Co słyszeliście na temat Białych Magów?
- Co roku pan o nich opowiada. - westchnął ciemnowłosy chłopak.
- To musisz coś wiedzieć. - Zaśmiał się. - Opowiadaj zatem.
- Ech... no, co tysiąc lat przebudzają się w niektórych magach moce legendarnych Białych magów. Mają moc powstrzymania zła. Dochodzi do jakiejś walki i na kolejne tysiąc lat dochodzi do panowania jednej z wielkich mocy.
- Bardzo skrótowo pan to opisał. - stwierdził Nostrus Medow. - Posłuchajcie. Możecie uważać to sobie za bajki, legendy, bujdy czy bzdury, ale nic nie zmieni tego, że w całym naszym otoczeniu dzieją się potworne rzeczy. Nie tylko na Ziemi, ale i na innych planetach dochodzi do ataku Istot. Przecież o tym wiecie. Jak zatem wytłumaczycie to, co się dzieje? Skąd one się biorą? Słucham. Ma ktoś pomysł? - zamilkł na chwilę i czekał na jakąś propozycję. - Nikt nie ma. Więc teraz proszę powstrzymać się od kąśliwych uwag i mnie wysłuchać.
Gabriela wpatrywała się
w profesora. Wyglądał dość młodo. Wydawał się być tak po czterdziestce.
Był dość charyzmatyczny, przyjemnie się go słuchało. Czuła, że wierzy w to, co
mówi, jest pewny siebie i to sprawiało, że skupiała całą swoją uwagę na jego
wykładzie.
- We wszechświecie od początku istnieją dwie siły Veritas i Tenebris. Walczą ze sobą o władzę nad całym wszechświatem gdyż to one nadają moc wszystkiemu, co tylko istnieje. Przez długi czas żyły ze sobą w harmonii. Wszystko toczyło się swoim rytmem, uniwersum rozwijało się, na planetach powstawały cywilizacje. Kiedy Veritas i Tenebris zainteresowali się nimi, zaczęło do chodzić między nimi do sporów. Każde z nich chciało popchnąć rozwój wszechświata w innym kierunku. Veritas jest pokojowe, dobre i sprawiedliwe, tworzy, rozwija i buduje. Tenebris – niszczy, degraduje, nie chce dawać swobody wyboru drogi rozwoju, sprowadza śmierć i zagładę, jest złe.
Gabriela podniosła rękę chcąc zadać pytanie. Spojrzała na profesora z ciekawością wypisaną na twarzy.
- Tak?
- Dlaczego uważa się, że Tenebris jest złe? Na początku była harmonia, ale po konflikcie stwierdzono, że Tenebris jest złe. Dlaczego? Ono po prostu miało inną wizję rozwoju wszechświata. Skoro potrafiło żyć w harmonii i w ogóle istnieje uważam, że jest ważne i potrzebne. Może to my źle rozumiemy jego intencje? - stwierdziła Gabriela.
- Hmm.- zamyślił się profesor. - Trafne pytanie i ciekawe stwierdzenie. Prawda jest taka, że bez Tenebris wszechświat by się nie rozwijał. Masz racje na początku nie było złe. Śmierć, zniszczenie, rozpad, degradacja jest naturalną koleją rzeczy. Aby mogło powstać coś nowego, to stare musi zginąć. Tenebris zaczęło niszczyć planety, całe cywilizacje z powodu gniewu. Ludzkość wybrała Veritas, jako moc, którą chcieli wykorzystać do dalszego rozwoju, a Tenebris poszło w zapomnienie. Znalazło sobie jednak rzeszę „wyznawców” obdarowało ich mocą i tak doszło do pierwszej wojny między Tenebris a Veritas. Ze względu na swoją liczebność „wyznawcy” Veritas wygrali wojnę. Veritas zamknęło Tenebris gdzieś na końcu wszechświata. Samo poświęciło wiele mocy na to by szczelnie zapieczętować to miejsce. Przez kolejne tysiąc lat jedno i drugie odzyskiwało siły. Kiedy Tenebris się przebudziło, część światów była już na to gotowa i tym razem z mniejszymi stratami zostało pokonane. Tak się dzieje co tysiąclecie już od milionów lat. Czasem zdarzało się, że Tenebris wygrało. To wtedy na Ziemi doszło do epoki lodowcowej czy wyginięcia dinozaurów. Ostatnio, po tym jak pokonane zostało Veritas, na Ziemi nastała epoka średniowiecza. Nie były to za szczególne okresy w dziejach, a nasza planeta jest stosunkowo młoda. Po średniowieczu, kiedy nastały nie ciekawe czasy dla magów, wiedźm i innych magicznych istot, utworzono Akademię. Byliśmy prześladowani, palono nas na stosach, zamykano w więzieniach, rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom. Akademia zrzeszała wszystkie istoty obdarzone magicznym talentem w każdej postaci. Wilkołaki, wampiry, centaury, wróżki, nimfy, krasnoludki i krasnoludy, elfy, smoki i wiele innych stworzeń mogło spokojnie żyć wśród ludzi dzięki Akademii. Przez ponad sto lat pracowano tam nad zaklęciami mogącymi umożliwić tym istotom normalne funkcjonowanie w świecie. Przez prawie tysiąc lat znosiliśmy wtedy te wszystkie krzywdy by po przebudzeniu Veritas pokonać Tenebris. Wtedy też Veritas pierwszy raz ukazało się śmiertelnym istotom. Podzieliło wtedy część swojej mocy pomiędzy sześcioro magów. To byli pierwsi Biali Magowie, wtedy nazywano ich inaczej. Obecna nazwa została nadana jakieś sto lat temu.
- A jak ich nazywano? - zapytała jakaś młoda dziewczyna, która wsłuchiwała się w wykładowcę jak dziecko słuchające interesującej bajki.
- Leiala.
- Z jakiego to języka? - spytała Gabriela.
- Z baskijskiego. Oznacza „sprawiedliwi”. W rejonach ludzi posługującym się tym językiem po raz pierwszy ukazało się właśnie Veritas i tam podzielił się mocą z ludźmi. Wracając do tematu. Magowie zostali obdarzeni mocą od Veritas. Każdy z nich posiadał jakiś szczególny talent, który został rozwinięty, ich moc wzrosła dodatkowo, mogli wejść na wyższy poziom mocy. Jednak zdarzyło się to może raz czy dwa razy gdyż po pokonaniu Tenebris ich moc ulegała uśpieniu. Przez te wszystkie lata walczyli z „Istotami” pod wieloma postaciami. Nigdy jednak nie zdarzyło się by było ich aż tyle przez te wszystkie lata. Dopiero za kilka lat minie kolejne tysiąclecie, a pojawia się ich coraz więcej. Tenebris przebudza się za szybko. Przez te dziesięć wieków pojawiało się kilku Leiala, jednak niektórzy szybko odchodzili z tego świata. Kiedy nie byli potrzebni odrzucali magię i żyli jak zwykli ludzie. Teraz jednak ponownie są nam potrzebni i nasza organizacja ich poszukuje.
Profesor zamilkł, bo ktoś najwyraźniej chciał zadać pytanie.
- Czy ich moc przechodzi z pokolenia na pokolenie?
- Tego dokładnie nie wiadomo. Niektórzy nie pozostawili potomków a mimo wszystko w rodzinie pojawiał się Biały Mag.
- Jakie talenty posiadali Biali Magowie?
- Z zapisek z tamtego okresu wynika, że pierwsi Leiala mieli talent do magii żywiołów, zdolność do transformacji, talent do magii bitewnej, jeden z magów posiadał chyba talent mentalisty, prawdopodobnie któryś z nich miał bardzo rzadki talent do magii czasu, ostatnim talentem był prawdopodobnie talent wiedźmiński.
- Wiedźmiński? - rozeszło się po sali.
- Tak. Taki mag potrafi sam tworzyć zaklęcia z różnych dziedzin magicznych, szybko przyswaja nowe czary, może łączyć się bez problemów z innymi magami wzmacniając ich moce. Rzadko teraz spotyka się magów z takim talentem.
- Ostatnim jest chyba Andrew. - powiedział ten sam ciemnowłosy chłopak co wcześniej narzekał na temat zajęć.
- Tu się muszę z tobą zgodzić. - uśmiechnął się tajemniczo profesor. Gabrielę zaciekawiła niewypowiedziana przez profesora myśl. Widziała dokładnie, że coś jeszcze przeszło mu przez głowę. - Profesorze. Czy odnaleźliście już jakichś Białych Magów? - spytała młoda dziewczyna, była zafascynowana tematem. To była chyba jedna z nowych studentek.
- Takich informacji nie wolno mi udzielać.
Wszyscy westchnęli głęboko.
- Co dokładnie jest ich zadaniem? Jaką mają do spełnienia misję? – zapytała ponownie Gabriela.
- Już przecież mówiliśmy, że pokonanie Tenebris. – powiedział profesor.
- To jest jak dla mnie zwykłe uogólnienie. Tak jak mówi się o superbohaterach, że ich życiowym celem jest zwalczanie zła. Mówiliśmy przecież, że Tenebris jest jednak potrzebne. Jeśli miałoby jednak zostać pokonane, ostatecznie możemy stwierdzić, że chodzi tu o unicestwienie, a chyba nie to jest ich celem. Kiedyś jednak należy zakończyć tę walkę o władzę nad wszechświatem, prawda?
- Panno….
- Bochowiecka. – podpowiedziała Gabi.
- Panno Bochowiecka, o tym to raczej nie jest dane nam decydować. To, w jakim kierunku potoczy się ta wojna nie zależy za bardzo od nas.
- Ależ ja uważam, że jak najbardziej zależy. Zastanawiając się nad tym, co pan profesor mówił stwierdzam, że to właśnie zwykli magowie mieli jak najbardziej wpływ nad kierunkiem rozwoju wszechświata a, nie te dwie mistyczne siły. Przecież to decyzje zwykłych ludzi i magów spowodowały ten rozłam w uniwersum.
- Tak, ale to moc, jaką dysponowało w danym momencie Veritas albo Tenebris decydowało o tym, kto będzie sprawował władzę przez najbliższe tysiąc lat. – oponował profesor.
- Więc, po co wciągani w to byli zwykli mieszkańcy wszechświata? – spytała.
- Jakby to wyjaśnić? – zastanawiał się profesor. – Moce wszystkich istot żyjących we wszechświecie zależne są od siebie. Jedni są silniejsi inni mniej. Zanim we wszechświecie zaczęły rozwijać się cywilizacje i istoty rozumne poznały magię, to praktycznie całą energią uniwersum dysponowali Veritas i Tenebris. Potem podzielili się swoją mocą. Dlatego aby zwyciężyć potrzebowali sprzymierzeńców nazywanych wyznawcami.
- We wszechświecie od początku istnieją dwie siły Veritas i Tenebris. Walczą ze sobą o władzę nad całym wszechświatem gdyż to one nadają moc wszystkiemu, co tylko istnieje. Przez długi czas żyły ze sobą w harmonii. Wszystko toczyło się swoim rytmem, uniwersum rozwijało się, na planetach powstawały cywilizacje. Kiedy Veritas i Tenebris zainteresowali się nimi, zaczęło do chodzić między nimi do sporów. Każde z nich chciało popchnąć rozwój wszechświata w innym kierunku. Veritas jest pokojowe, dobre i sprawiedliwe, tworzy, rozwija i buduje. Tenebris – niszczy, degraduje, nie chce dawać swobody wyboru drogi rozwoju, sprowadza śmierć i zagładę, jest złe.
Gabriela podniosła rękę chcąc zadać pytanie. Spojrzała na profesora z ciekawością wypisaną na twarzy.
- Tak?
- Dlaczego uważa się, że Tenebris jest złe? Na początku była harmonia, ale po konflikcie stwierdzono, że Tenebris jest złe. Dlaczego? Ono po prostu miało inną wizję rozwoju wszechświata. Skoro potrafiło żyć w harmonii i w ogóle istnieje uważam, że jest ważne i potrzebne. Może to my źle rozumiemy jego intencje? - stwierdziła Gabriela.
- Hmm.- zamyślił się profesor. - Trafne pytanie i ciekawe stwierdzenie. Prawda jest taka, że bez Tenebris wszechświat by się nie rozwijał. Masz racje na początku nie było złe. Śmierć, zniszczenie, rozpad, degradacja jest naturalną koleją rzeczy. Aby mogło powstać coś nowego, to stare musi zginąć. Tenebris zaczęło niszczyć planety, całe cywilizacje z powodu gniewu. Ludzkość wybrała Veritas, jako moc, którą chcieli wykorzystać do dalszego rozwoju, a Tenebris poszło w zapomnienie. Znalazło sobie jednak rzeszę „wyznawców” obdarowało ich mocą i tak doszło do pierwszej wojny między Tenebris a Veritas. Ze względu na swoją liczebność „wyznawcy” Veritas wygrali wojnę. Veritas zamknęło Tenebris gdzieś na końcu wszechświata. Samo poświęciło wiele mocy na to by szczelnie zapieczętować to miejsce. Przez kolejne tysiąc lat jedno i drugie odzyskiwało siły. Kiedy Tenebris się przebudziło, część światów była już na to gotowa i tym razem z mniejszymi stratami zostało pokonane. Tak się dzieje co tysiąclecie już od milionów lat. Czasem zdarzało się, że Tenebris wygrało. To wtedy na Ziemi doszło do epoki lodowcowej czy wyginięcia dinozaurów. Ostatnio, po tym jak pokonane zostało Veritas, na Ziemi nastała epoka średniowiecza. Nie były to za szczególne okresy w dziejach, a nasza planeta jest stosunkowo młoda. Po średniowieczu, kiedy nastały nie ciekawe czasy dla magów, wiedźm i innych magicznych istot, utworzono Akademię. Byliśmy prześladowani, palono nas na stosach, zamykano w więzieniach, rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom. Akademia zrzeszała wszystkie istoty obdarzone magicznym talentem w każdej postaci. Wilkołaki, wampiry, centaury, wróżki, nimfy, krasnoludki i krasnoludy, elfy, smoki i wiele innych stworzeń mogło spokojnie żyć wśród ludzi dzięki Akademii. Przez ponad sto lat pracowano tam nad zaklęciami mogącymi umożliwić tym istotom normalne funkcjonowanie w świecie. Przez prawie tysiąc lat znosiliśmy wtedy te wszystkie krzywdy by po przebudzeniu Veritas pokonać Tenebris. Wtedy też Veritas pierwszy raz ukazało się śmiertelnym istotom. Podzieliło wtedy część swojej mocy pomiędzy sześcioro magów. To byli pierwsi Biali Magowie, wtedy nazywano ich inaczej. Obecna nazwa została nadana jakieś sto lat temu.
- A jak ich nazywano? - zapytała jakaś młoda dziewczyna, która wsłuchiwała się w wykładowcę jak dziecko słuchające interesującej bajki.
- Leiala.
- Z jakiego to języka? - spytała Gabriela.
- Z baskijskiego. Oznacza „sprawiedliwi”. W rejonach ludzi posługującym się tym językiem po raz pierwszy ukazało się właśnie Veritas i tam podzielił się mocą z ludźmi. Wracając do tematu. Magowie zostali obdarzeni mocą od Veritas. Każdy z nich posiadał jakiś szczególny talent, który został rozwinięty, ich moc wzrosła dodatkowo, mogli wejść na wyższy poziom mocy. Jednak zdarzyło się to może raz czy dwa razy gdyż po pokonaniu Tenebris ich moc ulegała uśpieniu. Przez te wszystkie lata walczyli z „Istotami” pod wieloma postaciami. Nigdy jednak nie zdarzyło się by było ich aż tyle przez te wszystkie lata. Dopiero za kilka lat minie kolejne tysiąclecie, a pojawia się ich coraz więcej. Tenebris przebudza się za szybko. Przez te dziesięć wieków pojawiało się kilku Leiala, jednak niektórzy szybko odchodzili z tego świata. Kiedy nie byli potrzebni odrzucali magię i żyli jak zwykli ludzie. Teraz jednak ponownie są nam potrzebni i nasza organizacja ich poszukuje.
Profesor zamilkł, bo ktoś najwyraźniej chciał zadać pytanie.
- Czy ich moc przechodzi z pokolenia na pokolenie?
- Tego dokładnie nie wiadomo. Niektórzy nie pozostawili potomków a mimo wszystko w rodzinie pojawiał się Biały Mag.
- Jakie talenty posiadali Biali Magowie?
- Z zapisek z tamtego okresu wynika, że pierwsi Leiala mieli talent do magii żywiołów, zdolność do transformacji, talent do magii bitewnej, jeden z magów posiadał chyba talent mentalisty, prawdopodobnie któryś z nich miał bardzo rzadki talent do magii czasu, ostatnim talentem był prawdopodobnie talent wiedźmiński.
- Wiedźmiński? - rozeszło się po sali.
- Tak. Taki mag potrafi sam tworzyć zaklęcia z różnych dziedzin magicznych, szybko przyswaja nowe czary, może łączyć się bez problemów z innymi magami wzmacniając ich moce. Rzadko teraz spotyka się magów z takim talentem.
- Ostatnim jest chyba Andrew. - powiedział ten sam ciemnowłosy chłopak co wcześniej narzekał na temat zajęć.
- Tu się muszę z tobą zgodzić. - uśmiechnął się tajemniczo profesor. Gabrielę zaciekawiła niewypowiedziana przez profesora myśl. Widziała dokładnie, że coś jeszcze przeszło mu przez głowę. - Profesorze. Czy odnaleźliście już jakichś Białych Magów? - spytała młoda dziewczyna, była zafascynowana tematem. To była chyba jedna z nowych studentek.
- Takich informacji nie wolno mi udzielać.
Wszyscy westchnęli głęboko.
- Co dokładnie jest ich zadaniem? Jaką mają do spełnienia misję? – zapytała ponownie Gabriela.
- Już przecież mówiliśmy, że pokonanie Tenebris. – powiedział profesor.
- To jest jak dla mnie zwykłe uogólnienie. Tak jak mówi się o superbohaterach, że ich życiowym celem jest zwalczanie zła. Mówiliśmy przecież, że Tenebris jest jednak potrzebne. Jeśli miałoby jednak zostać pokonane, ostatecznie możemy stwierdzić, że chodzi tu o unicestwienie, a chyba nie to jest ich celem. Kiedyś jednak należy zakończyć tę walkę o władzę nad wszechświatem, prawda?
- Panno….
- Bochowiecka. – podpowiedziała Gabi.
- Panno Bochowiecka, o tym to raczej nie jest dane nam decydować. To, w jakim kierunku potoczy się ta wojna nie zależy za bardzo od nas.
- Ależ ja uważam, że jak najbardziej zależy. Zastanawiając się nad tym, co pan profesor mówił stwierdzam, że to właśnie zwykli magowie mieli jak najbardziej wpływ nad kierunkiem rozwoju wszechświata a, nie te dwie mistyczne siły. Przecież to decyzje zwykłych ludzi i magów spowodowały ten rozłam w uniwersum.
- Tak, ale to moc, jaką dysponowało w danym momencie Veritas albo Tenebris decydowało o tym, kto będzie sprawował władzę przez najbliższe tysiąc lat. – oponował profesor.
- Więc, po co wciągani w to byli zwykli mieszkańcy wszechświata? – spytała.
- Jakby to wyjaśnić? – zastanawiał się profesor. – Moce wszystkich istot żyjących we wszechświecie zależne są od siebie. Jedni są silniejsi inni mniej. Zanim we wszechświecie zaczęły rozwijać się cywilizacje i istoty rozumne poznały magię, to praktycznie całą energią uniwersum dysponowali Veritas i Tenebris. Potem podzielili się swoją mocą. Dlatego aby zwyciężyć potrzebowali sprzymierzeńców nazywanych wyznawcami.
Gabriela nie czuła się
usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, ani poprzednimi. Czuła, że ten temat jat tak
jakby okrojony do informacji, jakie można podać ogółowi. Po co zaczynać temat,
jeśli nie można powiedzieć wszystkiego, zastanawiała się.
Przypisany jej opiekun przyglądał jej się z tajemniczym uśmiechem. Wyrażała swoje zdanie bez obaw, nie bała się zadawać trudnych pytań, szybko się uczyła i zauważała różne możliwości, widziała wiele stron jednej sytuacji. Taki ktoś, jak najbardziej powinien zostać magiem.
- Na dzisiaj to wszystko. Spotykamy się za dwa dni o tej samej godzinie. Przygotujcie sobie jakieś pytania odnośnie dzisiejszego tematu oraz będziemy mówić o wojnie między angielską szlachtą a magami, w 1893, więc również proszę o zapoznanie się z tematem.
Przypisany jej opiekun przyglądał jej się z tajemniczym uśmiechem. Wyrażała swoje zdanie bez obaw, nie bała się zadawać trudnych pytań, szybko się uczyła i zauważała różne możliwości, widziała wiele stron jednej sytuacji. Taki ktoś, jak najbardziej powinien zostać magiem.
- Na dzisiaj to wszystko. Spotykamy się za dwa dni o tej samej godzinie. Przygotujcie sobie jakieś pytania odnośnie dzisiejszego tematu oraz będziemy mówić o wojnie między angielską szlachtą a magami, w 1893, więc również proszę o zapoznanie się z tematem.
Wszyscy wyszli i udali
się w stronę sali, w których miały się odbyć kolejne zajęcia. Gabriela udała
się za kilkoma magami, którzy też dopiero zaczęli się uczyć. Zauważyła, że
McCartney również szedł w tamtą stronę. Nie starała się go dogonić. „Nowi”
zatrzymali się przed salą z numerem 12. Na drzwiach widniał napis Sala
treningowa.
- Oj, coś mnie się zdaje, że czekają cię zajęcia praktyczne. – usłyszała za sobą męski głos.
- A skąd możesz to wiedzieć? Przecież też dzisiaj zaczynasz… - przerwała odwracając się, gdyż zobaczyła swojego „opiekuna”.
Uśmiechnął się do niej wesoło i wyciągnął rękę.
- Andrew McCartney. – przedstawił się.
- Po co te formalności? – spytała z lekko zirytowaną miną. – Przecież my się znamy, nieprawdaż? – stwierdziła i z tryumfalnym uśmiechem odwróciła się w stronę sali, w której miały się odbyć jej zajęcia.
- Heh, czyli mnie od razu poznałaś. – powiedział zażenowany.
- A myślałeś, że cię nie rozpoznam? – spytała rozbawiona. – Gdybyś zmienił nazwisko to może więcej czasu by mi to zajęło. Jednak twój sposób bycia mówi sam za siebie. – zachichotała. – Jednak nie podoba mi się to, że mnie oszukiwałeś, co do swojej osoby. Nie wiem, który Andrew jest prawdziwy i nie mam ochoty się dowiadywać, więc przepraszam cię teraz, ale chce poznać pozostałych nowicjuszy. – powiedziała oschle i jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma co liczyć na dalszą rozmowę.
Andrew stał zamurowany na środku korytarza. Kilka kroków dalej stała grupka osób z jego obecnego poziomu ( oczywiście chodzi tu o poziom egzaminacyjny), która przyglądała się całej rozmowie. Chłopak westchnął i ze spuszczoną głową poszedł w kierunku swojej sali.
- Czym ty się tak przejmujesz? – zapytała wysoka szatynka. – To zwykła nowicjuszka i nie ma o niczym zielonego pojęcia. Po co się z nią zadajesz?
- To jest jego podopieczna. – dodała jej koleżanka
-Hmm, skąd ona jest? – zapytała szatynka.
- Z Polski, z Kostrzynicy. – odparł Andrew.
- A jest z jakiejś znanej magicznej rodziny? – zapytał ktoś zaciekawiony.
- Nie, dopiero niedawno dowiedziała się, że posiada magiczne moce. – rzucił jakby od niechcenia.
- Skąd ty tyle wiesz na jej temat? – zapytała szatynka.
- Jestem jej opiekunem. To chyba normalne, prawda? – uśmiechnął się tajemniczo.
- W sumie racja. – stwierdził i odszedł od pozostałych.
- Oj, coś mnie się zdaje, że czekają cię zajęcia praktyczne. – usłyszała za sobą męski głos.
- A skąd możesz to wiedzieć? Przecież też dzisiaj zaczynasz… - przerwała odwracając się, gdyż zobaczyła swojego „opiekuna”.
Uśmiechnął się do niej wesoło i wyciągnął rękę.
- Andrew McCartney. – przedstawił się.
- Po co te formalności? – spytała z lekko zirytowaną miną. – Przecież my się znamy, nieprawdaż? – stwierdziła i z tryumfalnym uśmiechem odwróciła się w stronę sali, w której miały się odbyć jej zajęcia.
- Heh, czyli mnie od razu poznałaś. – powiedział zażenowany.
- A myślałeś, że cię nie rozpoznam? – spytała rozbawiona. – Gdybyś zmienił nazwisko to może więcej czasu by mi to zajęło. Jednak twój sposób bycia mówi sam za siebie. – zachichotała. – Jednak nie podoba mi się to, że mnie oszukiwałeś, co do swojej osoby. Nie wiem, który Andrew jest prawdziwy i nie mam ochoty się dowiadywać, więc przepraszam cię teraz, ale chce poznać pozostałych nowicjuszy. – powiedziała oschle i jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma co liczyć na dalszą rozmowę.
Andrew stał zamurowany na środku korytarza. Kilka kroków dalej stała grupka osób z jego obecnego poziomu ( oczywiście chodzi tu o poziom egzaminacyjny), która przyglądała się całej rozmowie. Chłopak westchnął i ze spuszczoną głową poszedł w kierunku swojej sali.
- Czym ty się tak przejmujesz? – zapytała wysoka szatynka. – To zwykła nowicjuszka i nie ma o niczym zielonego pojęcia. Po co się z nią zadajesz?
- To jest jego podopieczna. – dodała jej koleżanka
-Hmm, skąd ona jest? – zapytała szatynka.
- Z Polski, z Kostrzynicy. – odparł Andrew.
- A jest z jakiejś znanej magicznej rodziny? – zapytał ktoś zaciekawiony.
- Nie, dopiero niedawno dowiedziała się, że posiada magiczne moce. – rzucił jakby od niechcenia.
- Skąd ty tyle wiesz na jej temat? – zapytała szatynka.
- Jestem jej opiekunem. To chyba normalne, prawda? – uśmiechnął się tajemniczo.
- W sumie racja. – stwierdził i odszedł od pozostałych.
Gabi poznawała właśnie
nowych kolegów. Dowiedziała się, że większość osób w Akademii pochodzi z rodzin
o tradycjach magicznych. Poza tym, na razie jest chyba jedyną osobą uczącą się tutaj,
która nigdy wcześniej nie miała styczności z magią osobiście. W jej miejscowości
nie ma zbyt wielu magów, a na studiach też nikogo takiego nie spotkała. W ostatnich
czasach magowie raczej rzadko mieszkają wśród zwykłych ludzi, tak przynajmniej
jej się zdawało. Właśnie mieli wchodzić do sali na zajęcia. Odwróciła się i
zobaczyła Andrew stojącego pod filarem obok swojej sali. Wydawał się zamyślony.
Zobaczył, że się mu przygląda i pomachał jej wesoło. Uśmiechnęła się krzywo i
energicznie z dumną miną odwróciła się. Andrew zachichotał i podszedł do swojej
grupy. Gabriela i pozostała czwórka nowych uczniów weszła do sali za swoim
nauczycielem. W grupie było dwóch chłopaków i trzy dziewczyny. Sala była spora,
więc mag, który prowadzić miał te zajęcia kazał wziąć im krzesła i usiąść na
środku blisko siebie.
- W porządku. Wszyscy są na miejscu, więc możemy zacząć. Nazywam się Olaf Swertsweld i mam zapoznać was z podstawami magicznymi. Od razu informuje was, że na koniec tygodnia odbędzie się test waszych umiejętności i talentu magicznego. Musimy wiedzieć, czego się po was spodziewać, na co położyć nacisk a z czego raczej zrezygnować. Teraz zajęcia macie wszyscy razem. Kiedy przejdziecie na wyższe poziomy to będziecie przyłączani do grupek kilku osobowych o podobnym talencie. Tym sposobem łatwiej jest nam prowadzić zajęcia, a wy możecie otrzymać wsparcie od kolegów z grup. Aktualnie w Akademii uczy się sto czternaście osób. To dość nie dużo zważając na to, że poziomów podstawowych jest osiem i są dwa zaawansowane.
- A na tych najwyższych poziomach ile jest aktualnie osób? – zapytała Karolina.
- Hmmm, z tego, co kojarzę, na dziewiątym i dziesiątym są chyba trzy albo cztery osoby. Na ósmym jest chyba dziesięć osób, na siódmym z osiem, na szóstym z dwadzieścia, na piątym siedemnaście, na czwartym piętnaście, na trzecim osiemnaście, na drugim trzynaście, na pierwszym dziewięć. No i na poziome startowym, czyli zero, który nie zalicza się do podstawowego jest pięć osób. Uśmiechnął się wesoło. Nie jestem pewien czy dobrze podałem te liczby, ale to ciągle się wszystko zmienia. Dodatkową sprawą jest, że z zerowego możecie od razu awansować na drugi, a nie na pierwszy poziom. Wszystko zależy od tego, jaki posiadacie potencjał. Na poziomie wstępnym jesteście w sumie tylko przez tydzień. Jeśli nie będziecie się czuć gotowi do podejścia do testu to możemy go przesunąć. Jest was tylko pięć osób, więc powinno wszystko pójść sprawnie. Te zajęcia, na które teraz uczęszczacie, mają was przygotować do zdania testu.
- A co będziemy musieli zrobić na tym zaliczeniu? – spytał Daniel.
- Czy będziemy musieli pokazać jakieś zaklęcie? – dołączył się Henry.
- A może to będzie zwykły test? – zapytała Mandy.
- Będzie część praktyczna i teoretyczna. Nie martwcie się, bo każdy z was go zda. Jednak ci najlepsi trafią na poziom drugi, a ci słabsi na pierwszy. Próg, od którego trafia się na poziom drugi to osiemdziesiąt procent ogólnej możliwej ilości punktów.
- A można jakoś ćwiczyć poza zajęciami? – spytała Gabriela.
- Od tego macie swoich opiekunów. Są wam przydzielani na pierwsze dwa miesiące pobytu tutaj. W tym czasie musicie się dostatecznie oswoić z sytuacją, czyli nauczyć podstawowych zaklęć, zaznajomić z Akademią oraz przejść przez egzamin pozwalający na wyrobienie przepustki pozwalającej na wstęp na teren Akademii, jeśli chcielibyście wrócić na trochę do domu lub musicie załatwić jakieś sprawy nie ma problemu, jednak, aby tutaj wejść potrzebna wam będzie przepustka. Jest wiele wejść, ale wy możecie poruszać się tylko jednym znajdującym się wyłącznie na terenie Akademii. Mam nadzieję, że to jasne. Przejdźmy zatem do pierwszych ćwiczeń.
- Kto z was zna jakieś podstawowe zaklęcie?
- Jest ich kilka, na przykład zaklęcia przyzywające jakiś żywioł jak ogień czy wodę. – powiedziała Mandy.
- Dobrze, a jeszcze jakieś.
- Zaklęcia pozwalające przemieszczać przedmioty. – stwierdził Henry.
- Nieźle. Ktoś ma jeszcze jakiś pomysł? Nie. No to w porządku. Podstawowe zaklęcia są to głównie czary opierające się na waszej sile woli. Wy nie musicie zmieniać materii, czy zakrzywiać przestrzeni, wy swoją silną wolą nadajecie chwilowo wolę, na przykład przedmiotowi, którego chcecie przesunąć. Wysyłacie ją do danej materii i sprawiacie, że wprawia ją w ruch. Inna sprawa jest z zaklęciami przyzywającymi żywioły. Tutaj musicie otworzyć bramę przywołania. Na podstawowym poziomie są to właśnie żywioły im wyższy poziom maga tym coraz bardziej skomplikowana staje się ta magia. W brew pozorom jest ona jedną z trudniejszych. Dziś nie będziemy ćwiczyć. Chcę byście zapoznali się z teorią. Ćwiczenia zaczniemy jutro a do nich potrzebować będziecie Amuletów.
- Po co nam amulety? – spytał Daniel.
- Amulety, są to przedmioty, które pomagają magom magazynować i uwalniać moce. Najistotniejsze są dla nowicjuszy gdyż kontrolują one przepływ magii przez ciało. Inne własności Amuletu zależą od talentu, jaki posiada mag. Są to zazwyczaj przedmioty codziennego użytku, które można nosić ze sobą bez obaw, że ktoś je zauważy. Jeśli Amulet maga wpadnie w ręce wroga może się to źle skończyć. Im dłużej mag posiada dany przedmiot tym bardziej jest z nim związany i skutki mogą stać się tragiczne. – oznajmił to dość poważnym tonem. – Niech nawet przez myśl wam nie przejdzie by ruszać czyjś Amulet. – jego słowa zabrzmiały groźnie.
- Skąd my weźmiemy takie coś? – zapytała Karolina.
- Na dziś są to wasze ostatnie zajęcia. Dzisiejszym zadaniem, jakie macie wykonać, jest udanie się z waszymi opiekunami na szukanie odpowiedniego dla was Amuletu. Oni potrafią doskonale ocenić jaki przedmiot będzie się do tego nadawał i wyjaśnią wam resztę spraw z nimi związanych. Niestety czas tych zajęć dobiegł już końca. Widzimy się jutro o tej samej porze w tej sali. Do zobaczenia. - powiedział uprzejmie mag Olaf Swertsweld i wyszedł czekając przy drzwiach jak za resztą.
- W porządku. Wszyscy są na miejscu, więc możemy zacząć. Nazywam się Olaf Swertsweld i mam zapoznać was z podstawami magicznymi. Od razu informuje was, że na koniec tygodnia odbędzie się test waszych umiejętności i talentu magicznego. Musimy wiedzieć, czego się po was spodziewać, na co położyć nacisk a z czego raczej zrezygnować. Teraz zajęcia macie wszyscy razem. Kiedy przejdziecie na wyższe poziomy to będziecie przyłączani do grupek kilku osobowych o podobnym talencie. Tym sposobem łatwiej jest nam prowadzić zajęcia, a wy możecie otrzymać wsparcie od kolegów z grup. Aktualnie w Akademii uczy się sto czternaście osób. To dość nie dużo zważając na to, że poziomów podstawowych jest osiem i są dwa zaawansowane.
- A na tych najwyższych poziomach ile jest aktualnie osób? – zapytała Karolina.
- Hmmm, z tego, co kojarzę, na dziewiątym i dziesiątym są chyba trzy albo cztery osoby. Na ósmym jest chyba dziesięć osób, na siódmym z osiem, na szóstym z dwadzieścia, na piątym siedemnaście, na czwartym piętnaście, na trzecim osiemnaście, na drugim trzynaście, na pierwszym dziewięć. No i na poziome startowym, czyli zero, który nie zalicza się do podstawowego jest pięć osób. Uśmiechnął się wesoło. Nie jestem pewien czy dobrze podałem te liczby, ale to ciągle się wszystko zmienia. Dodatkową sprawą jest, że z zerowego możecie od razu awansować na drugi, a nie na pierwszy poziom. Wszystko zależy od tego, jaki posiadacie potencjał. Na poziomie wstępnym jesteście w sumie tylko przez tydzień. Jeśli nie będziecie się czuć gotowi do podejścia do testu to możemy go przesunąć. Jest was tylko pięć osób, więc powinno wszystko pójść sprawnie. Te zajęcia, na które teraz uczęszczacie, mają was przygotować do zdania testu.
- A co będziemy musieli zrobić na tym zaliczeniu? – spytał Daniel.
- Czy będziemy musieli pokazać jakieś zaklęcie? – dołączył się Henry.
- A może to będzie zwykły test? – zapytała Mandy.
- Będzie część praktyczna i teoretyczna. Nie martwcie się, bo każdy z was go zda. Jednak ci najlepsi trafią na poziom drugi, a ci słabsi na pierwszy. Próg, od którego trafia się na poziom drugi to osiemdziesiąt procent ogólnej możliwej ilości punktów.
- A można jakoś ćwiczyć poza zajęciami? – spytała Gabriela.
- Od tego macie swoich opiekunów. Są wam przydzielani na pierwsze dwa miesiące pobytu tutaj. W tym czasie musicie się dostatecznie oswoić z sytuacją, czyli nauczyć podstawowych zaklęć, zaznajomić z Akademią oraz przejść przez egzamin pozwalający na wyrobienie przepustki pozwalającej na wstęp na teren Akademii, jeśli chcielibyście wrócić na trochę do domu lub musicie załatwić jakieś sprawy nie ma problemu, jednak, aby tutaj wejść potrzebna wam będzie przepustka. Jest wiele wejść, ale wy możecie poruszać się tylko jednym znajdującym się wyłącznie na terenie Akademii. Mam nadzieję, że to jasne. Przejdźmy zatem do pierwszych ćwiczeń.
- Kto z was zna jakieś podstawowe zaklęcie?
- Jest ich kilka, na przykład zaklęcia przyzywające jakiś żywioł jak ogień czy wodę. – powiedziała Mandy.
- Dobrze, a jeszcze jakieś.
- Zaklęcia pozwalające przemieszczać przedmioty. – stwierdził Henry.
- Nieźle. Ktoś ma jeszcze jakiś pomysł? Nie. No to w porządku. Podstawowe zaklęcia są to głównie czary opierające się na waszej sile woli. Wy nie musicie zmieniać materii, czy zakrzywiać przestrzeni, wy swoją silną wolą nadajecie chwilowo wolę, na przykład przedmiotowi, którego chcecie przesunąć. Wysyłacie ją do danej materii i sprawiacie, że wprawia ją w ruch. Inna sprawa jest z zaklęciami przyzywającymi żywioły. Tutaj musicie otworzyć bramę przywołania. Na podstawowym poziomie są to właśnie żywioły im wyższy poziom maga tym coraz bardziej skomplikowana staje się ta magia. W brew pozorom jest ona jedną z trudniejszych. Dziś nie będziemy ćwiczyć. Chcę byście zapoznali się z teorią. Ćwiczenia zaczniemy jutro a do nich potrzebować będziecie Amuletów.
- Po co nam amulety? – spytał Daniel.
- Amulety, są to przedmioty, które pomagają magom magazynować i uwalniać moce. Najistotniejsze są dla nowicjuszy gdyż kontrolują one przepływ magii przez ciało. Inne własności Amuletu zależą od talentu, jaki posiada mag. Są to zazwyczaj przedmioty codziennego użytku, które można nosić ze sobą bez obaw, że ktoś je zauważy. Jeśli Amulet maga wpadnie w ręce wroga może się to źle skończyć. Im dłużej mag posiada dany przedmiot tym bardziej jest z nim związany i skutki mogą stać się tragiczne. – oznajmił to dość poważnym tonem. – Niech nawet przez myśl wam nie przejdzie by ruszać czyjś Amulet. – jego słowa zabrzmiały groźnie.
- Skąd my weźmiemy takie coś? – zapytała Karolina.
- Na dziś są to wasze ostatnie zajęcia. Dzisiejszym zadaniem, jakie macie wykonać, jest udanie się z waszymi opiekunami na szukanie odpowiedniego dla was Amuletu. Oni potrafią doskonale ocenić jaki przedmiot będzie się do tego nadawał i wyjaśnią wam resztę spraw z nimi związanych. Niestety czas tych zajęć dobiegł już końca. Widzimy się jutro o tej samej porze w tej sali. Do zobaczenia. - powiedział uprzejmie mag Olaf Swertsweld i wyszedł czekając przy drzwiach jak za resztą.
Przed salą stały
cztery osoby, które okazały się być opiekunami pozostałej czwórki. Gabriela nie
zauważyła nigdzie Andrew i ruszyła w kierunku, z którego przyszła tu przed
zajęciami. Chciała znaleźć swój pokój. Po drodze zaczęła się zastanawiać czy
bez niego będzie w stanie znaleźć ten cały Amulet dla siebie. Aby to zrobić
będzie musiała dowiedzieć się o nim coś więcej, ale gdzie znaleźć takie
informacje?
- No jasne! – zawołała do siebie. – Biblioteka. Muszę znaleźć bibliotekę.
Tylko jak ją tu znaleźć, skoro nie potrafię trafić do swojego pokoju, rozmyślała. Rozglądała się dookoła i zauważyła, że na ścianach wiszą tabliczki, które przypominają znaki na ulicach informujące, co na niej się znajduje. Jednym problemem było to, że zapisane były w nieznanym jej języku. Obok napisu widniał rysunek, gdy dłużej się mu przyglądała wydawało jej się, że zaczyna go rozpoznawać i język też zaczynał jej się wydawać znajomy. Może nie do końca rozumiem co tu jest napisane, ale tu na pewno nie będzie biblioteki, pomyślała i poszła dalej. Przyglądała się nazwom na każdym skrzyżowaniu korytarzy aż zauważyła symbol książki i napis, który wyglądał mniej więcej jak słowo „libris”, co kojarzyło jej się z biblioteką.
- No jasne! – zawołała do siebie. – Biblioteka. Muszę znaleźć bibliotekę.
Tylko jak ją tu znaleźć, skoro nie potrafię trafić do swojego pokoju, rozmyślała. Rozglądała się dookoła i zauważyła, że na ścianach wiszą tabliczki, które przypominają znaki na ulicach informujące, co na niej się znajduje. Jednym problemem było to, że zapisane były w nieznanym jej języku. Obok napisu widniał rysunek, gdy dłużej się mu przyglądała wydawało jej się, że zaczyna go rozpoznawać i język też zaczynał jej się wydawać znajomy. Może nie do końca rozumiem co tu jest napisane, ale tu na pewno nie będzie biblioteki, pomyślała i poszła dalej. Przyglądała się nazwom na każdym skrzyżowaniu korytarzy aż zauważyła symbol książki i napis, który wyglądał mniej więcej jak słowo „libris”, co kojarzyło jej się z biblioteką.
Ci, co znali Gabrielę
wiedzieli jak mądrą i inteligentną jest osobą. Natomiast ci, co nie znali jej
dobrze często twierdzili, że to zamiłowanie do nauki i książek jest tylko pozą,
bo co może wiedzieć studentka wydziału Wychowania Fizycznego. Ona natomiast
dostała się na każdy wydział, na jaki złożyła podanie, Pedagogika, Polonistyka,
Biochemia i nawet na Matematyczno- Fizyczne wydziały gdyż bała się, że nie
dostanie się na wydział sportowy, ponieważ posiada lęk wysokości a ona pragnęła
być na kierunku gimnastycznym. Jej marzenie się spełniło, ale nie do końca.
Jest na wydziale sportowym, jednak na kierunku lekkoatletycznym. Nie żałuje, bo
wierzy, że pewnego dnia przestanie bać się wysokości na tyle by zdać egzamin na
gimnastykę. To, że dostała się na wymarzony wydział nie sprawiło, że przestała
czytać książki, czy pogłębiać swoją wiedzę, ona po prostu kocha to robić. Zna trochę
łacinę, bo uczyła ją babcia. Przedmiotów ścisłych uczył ją tata, a zamiłowanie
do sportu ma po mamie, która jest nauczycielką wf’u. Tym wszystkim nasiąknęła
już w dzieciństwie i tak już jej pozostało.
Kiedy doszła do
ogromnych stalowych drzwi zobaczyła nad nimi napis, który zidentyfikowała, jako
oznaczenie biblioteki. Pchnęła je i pod jej naciskiem ustąpiły. W środku
panował zaduch i było dość ciemno. Podeszła do wysokiej lady, która kojarzyła
jej się z ladami, za którymi pracował bibliotekarz. Poczekała kilka minut, ale
nikt się nie pojawił, więc postanowiła się rozejrzeć.
- Dość ponura ta biblioteka. Myślałam, że będzie tu pełno ludzi? – mówiła na głos by dodać sobie odwagi. – Poszukam może czegoś pod „A”.
Zobaczyła, że na regałach są oznaczenia alfabetyczne i udała się pod wybraną literę. Szybko znalazła odpowiednią półkę i zaczęła przeglądać książki. Po kilkunastu minutach usłyszała łomot, który prawdopodobnie spowodowały książki. Postanowiła, sama nie wiedząc czemu, sprawdzić skąd dobiegł ten hałas. Odłożyła książkę na półkę lekko ją wysuwając zaznaczając tym samym miejsce, na którym skończyła i poszła w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk. Zobaczyła jak wielka sterta książek porusza się, bluzgając pod nosem. Zaśmiała się w głos, choć z całych sił próbowała się powstrzymać.
- Ktoś tu jest? – zapytał stłumiony przez książki męski głos.
- Może pomogę? – zaproponowała hamując napad śmiechu.
- Było by miło. – usłyszała.
Ukucnęła przy stercie książek i zaczęła je odgarniać na bok. W końcu po chwili dokopała się do niego i pomogła wstać.
- Nic ci nie jest? – powiedziała nieformalnie gdyż zauważyła, że chyba są w tym samym wieku. Chyba…, pomyślała.
- Nie, raczej nie.... – podniósł wzrok i zaczerwienił się widząc ciepłą, uśmiechniętą twarz Gabrieli, na której widniały jeszcze rumieńce od śmiechu. – Ekhm… - odchrząknął.
- Czy na pewno nic panu nie jest? – postanowiła tym razem nie ryzykować z nieformalnym odnoszeniem się do nieznanej jej osoby. – Nie wygląda pan najlepiej. – stwierdziła.
- Nie, wszystko w porządku. Tylko dawno tu nikogo nie było i trochę się zdziwiłem widząc taką śliczną dziewczynę. – zarumienił się znowu.
Dawno tu nikogo nie było, zastanowiła się przez moment i stwierdziła, że to miejsce rzeczywiście jest trochę podejrzane. Zresztą, jeśli mówi to osoba, która tak wygląda to chyba coś tu jest na rzeczy. Muszę chyba stąd zwiewać, pomyślała.
- To się cieszę. Proszę mi wybaczyć, ale muszę uciekać już. Mam pracę domową do odrobienia. – zaśmiała się nerwowo i zaczęła wycofywać.
- Wystraszyłem cię, prawda? – powiedział z żalem w głosie.
W tym świetle trudno było dostrzec jego wyraz twarzy gdyż schowany był w cieniu a ona stała teraz dalej. Zresztą, gdy stała obok nie przyjrzała mu się zbyt dobrze.
- Nie… naprawdę.
- Heh, to zabawne. Pierwszy raz od ponad pół roku ktoś zagląda do biblioteki a ja go płoszę. – westchnął.
Postanowiła być szczera, bo zauważyła, że jest on bystrzejszy niż by się wydawało.
- No trochę mnie pan przeraził.
- Nie musisz się mnie obawiać. Pracuję tu od roku. Zacząłem po skończeniu akademii, kocham książki i chciałem pomóc mojemu profesorowi, ale odkąd wyjechał nie za dobrze sobie radzę, brakuje mi pomocy. Poza tym zbyt wielu uczniów już nie korzysta z tradycyjnych źródeł. Książki jednak dostarczam na zajęcia a potem je stamtąd odbieram i po trzech takich dniach nie mam kiedy ich ułożyć poza weekendami, właśnie widzisz część książek, jakie odebrałem po piątkowych zajęciach bo spóźniłem się i sale były już zamknięte.
Gabriela zobaczyła w nim zmęczonego i osamotnionego chłopaka. Postanowiła, że zostanie i mu pomoże, może on potem pomoże jej?
- Czyli niedawno skończył pan Akademię? – spytała naprawdę zainteresowana. Była ciekawa na jakim poziomie skończył mag-bibliotekarz. Pewnie nie był na bardzo wysokim, ale za szybko było, żeby o to pytać. Tak nie wypadało.
- Mniej więcej rok temu. - Uśmiechnął się uprzejmie. – Nie mów do mnie na pan. Nie jest taki stary. – zobaczyła błysk inteligencji w jego oku, trochę ją to zaniepokoiło, ale jednocześni coś mówiło jej, że nie musi się go obawiać. – Poza tym dopiero co przybyłaś do Akademii, to dość nie typowe, rzadko się zdarza, aby osoba która nie miała styczności z magią od razu trafiała do Akademii. Musisz być wyjątkowa.
Zastanowiło ją to trochę, ale postanowiła się nad tym teraz nie rozwodzić. Jej celem jak na razie było jak najszybsze ukończenie tej szkoły i odczarowanie Nataniela.
- Raczej nie uważam się za wyjątkową…
- Kto został twoim opiekunem?
- Ekhm… - zawahała się. – Eeee… Andrew McCartney. – powiedziała niepewnie.
-….- zamilkł i spojrzał na nią zaskoczonym, wręcz zdumionym wzrokiem. – Chyba wiesz kim on jest?
- Szczerze mówiąc średnio. Wiem, że niezłe z niego ziółko, że nie jest odpowiedzialny, że lubi sobie stroić z innych żarty, ale przy okazji los obdarzył, go niezwykłym talentem magicznym bo jakoś wszyscy na około się nim zachwycają, a ja jakoś nie widzę powodu jak na razie, choć dziewczynom dziwić się nie mogę bo jest przystojny, ale ja wiedząc, że ma on z dobre sześćdziesiąt lat, jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jakoś jest chore.
Mag zaśmiał się w głos.
- Czyli sporo o nim już wiesz.
- To pan… znaczy się, znasz go?
- Tak poznałem go jakieś kilkanaście lat temu, jak zaczynałem naukę w Akademii. – zamyślił się na chwilę. – Tak w ogóle nie przedstawiłem się. Mam na imię Ren.
- Jestem Gabriela.
- Piękne imię. Pasuje do ciebie.
Powiedział to w taki sposób, że nie mogła się nie zarumienić. W trakcie tej rozmowy posegregowali większość książek. Czas w jego towarzystwie szybko jej mijał. Jednak od jakiegoś czasu trzymał się on w półcieniu i nie mogła mu się przyjrzeć, w tedy straciła okazję, a teraz gdyby chciała zobaczyć jak jej rozmówca wygląda nie miała szansy.
- Tak w ogóle nie zapytałem co sprowadziło cię do biblioteki, a jestem przecież bibliotekarzem.
- Szukałam czegoś na temat Amuletów. Muszę na jutro jakiś zdobyć ale chciałabym wiedzieć więcej niż to, że pomagają kontrolować przepływ mocy.
- Bardzo mi pomogłaś i teraz spokojnie sobie poradzę. – spojrzał na sterty książek. – Chodź za mną, pokażę ci książki o Amuletach.
Ruszyła za nim, a on cały czas trzymał się w cieniu. Zaczęła być coraz bardziej pewna, że jego zachowanie jest celowe.
- Cóż… zawsze trafiam na dziwaków. – westchnęła.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic.
Doszli do regału przy którym szukała.
- Tutaj szukałam, gdy usłyszałam łomot spadających książek. – uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ekhm… no tak, rzeczywiście musiało być głośno. – zawstydził się odrobinę. – Proszę oto książka o Amuletach. Znajdziesz w niej wszystko co powinno cię teraz interesować. Jest to streszczenie najważniejszych informacji o nich. Od historii ich pochodzenia, po właściwości jakie mogą zdobyć w zależności od talentu jaki posiada mag. Czy może jeszcze interesuje cię jakaś książka?
- W sumie to tak. Dzisiaj na historii magii profesor Nostrus Medow opowiadał o Białych Magach oraz Veritas i Tenebris. Czy znajdzie się tu coś na ten temat? Nie interesują mnie jednak bajki albo historie stworzone dla dzieci by z nimi zapoznać młodsze pokolenia. Interesują mnie informacje jak najbardziej wiarygodne.
- Hmm. To może być trudne. Takich książek nie ma w tym dziale biblioteki. Książki jakie byś chciała dostać są w działach dla pracowników i studentów z poziomów zaawansowanych, jednak, że jesteś w sumie moim „ pierwszym klientem” od bardzo dawna postaram się coś na jutro załatwić. Zajrzyj tu jak będziesz miała czas. – uśmiechnął się pogodnie.
W sumie jedyną rzecz jaką widzę na jego twarzy to uśmiech i wtedy ten błysk w oku. Tajemnicza z niego osoba. Mam jednak przeczucie, że ta znajomość może okazać się dla mnie korzystna.
- W porządku. Wydaje mi się, że nie miałbyś problemu aby znaleźć mi ją teraz. Nie widzę jednak przeszkód by i jutro cię odwiedzić. – uśmiechnęła się przebiegle.
Zauważyła, że trochę go zaskoczyło jej stwierdzenie. Najwyraźniej trafiła w sedno.
- Czyli jestem taki przewidywalny? – powiedział nieśmiało zakładając rękę za głowę.
- Tego bym nie powiedziała. Po prostu nie dziwię ci się, że chcesz mieć tutaj jakieś towarzystwo. – powiedziała to tak jakby była to najzwyklejsza na świecie rzecz.
- Jeśli nie chcesz tu jutro przychodzić to poczekaj a ja przyniosę ją za parę minut.
- Ja naprawdę chętnie jutro przyjdę. Nie tylko po książkę.
Ren spojrzał na nią zaskoczony.
- Na pewno znajdę trochę czasu by doprowadzić to miejsce z tobą do porządku.
- Acha… no cóż, przyda mi się pomoc.
- W takim razie do jutra. – powiedziała wesoło. – Miło było cię poznać Ren.
- Wzajemnie Gabrielo.
- Dość ponura ta biblioteka. Myślałam, że będzie tu pełno ludzi? – mówiła na głos by dodać sobie odwagi. – Poszukam może czegoś pod „A”.
Zobaczyła, że na regałach są oznaczenia alfabetyczne i udała się pod wybraną literę. Szybko znalazła odpowiednią półkę i zaczęła przeglądać książki. Po kilkunastu minutach usłyszała łomot, który prawdopodobnie spowodowały książki. Postanowiła, sama nie wiedząc czemu, sprawdzić skąd dobiegł ten hałas. Odłożyła książkę na półkę lekko ją wysuwając zaznaczając tym samym miejsce, na którym skończyła i poszła w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk. Zobaczyła jak wielka sterta książek porusza się, bluzgając pod nosem. Zaśmiała się w głos, choć z całych sił próbowała się powstrzymać.
- Ktoś tu jest? – zapytał stłumiony przez książki męski głos.
- Może pomogę? – zaproponowała hamując napad śmiechu.
- Było by miło. – usłyszała.
Ukucnęła przy stercie książek i zaczęła je odgarniać na bok. W końcu po chwili dokopała się do niego i pomogła wstać.
- Nic ci nie jest? – powiedziała nieformalnie gdyż zauważyła, że chyba są w tym samym wieku. Chyba…, pomyślała.
- Nie, raczej nie.... – podniósł wzrok i zaczerwienił się widząc ciepłą, uśmiechniętą twarz Gabrieli, na której widniały jeszcze rumieńce od śmiechu. – Ekhm… - odchrząknął.
- Czy na pewno nic panu nie jest? – postanowiła tym razem nie ryzykować z nieformalnym odnoszeniem się do nieznanej jej osoby. – Nie wygląda pan najlepiej. – stwierdziła.
- Nie, wszystko w porządku. Tylko dawno tu nikogo nie było i trochę się zdziwiłem widząc taką śliczną dziewczynę. – zarumienił się znowu.
Dawno tu nikogo nie było, zastanowiła się przez moment i stwierdziła, że to miejsce rzeczywiście jest trochę podejrzane. Zresztą, jeśli mówi to osoba, która tak wygląda to chyba coś tu jest na rzeczy. Muszę chyba stąd zwiewać, pomyślała.
- To się cieszę. Proszę mi wybaczyć, ale muszę uciekać już. Mam pracę domową do odrobienia. – zaśmiała się nerwowo i zaczęła wycofywać.
- Wystraszyłem cię, prawda? – powiedział z żalem w głosie.
W tym świetle trudno było dostrzec jego wyraz twarzy gdyż schowany był w cieniu a ona stała teraz dalej. Zresztą, gdy stała obok nie przyjrzała mu się zbyt dobrze.
- Nie… naprawdę.
- Heh, to zabawne. Pierwszy raz od ponad pół roku ktoś zagląda do biblioteki a ja go płoszę. – westchnął.
Postanowiła być szczera, bo zauważyła, że jest on bystrzejszy niż by się wydawało.
- No trochę mnie pan przeraził.
- Nie musisz się mnie obawiać. Pracuję tu od roku. Zacząłem po skończeniu akademii, kocham książki i chciałem pomóc mojemu profesorowi, ale odkąd wyjechał nie za dobrze sobie radzę, brakuje mi pomocy. Poza tym zbyt wielu uczniów już nie korzysta z tradycyjnych źródeł. Książki jednak dostarczam na zajęcia a potem je stamtąd odbieram i po trzech takich dniach nie mam kiedy ich ułożyć poza weekendami, właśnie widzisz część książek, jakie odebrałem po piątkowych zajęciach bo spóźniłem się i sale były już zamknięte.
Gabriela zobaczyła w nim zmęczonego i osamotnionego chłopaka. Postanowiła, że zostanie i mu pomoże, może on potem pomoże jej?
- Czyli niedawno skończył pan Akademię? – spytała naprawdę zainteresowana. Była ciekawa na jakim poziomie skończył mag-bibliotekarz. Pewnie nie był na bardzo wysokim, ale za szybko było, żeby o to pytać. Tak nie wypadało.
- Mniej więcej rok temu. - Uśmiechnął się uprzejmie. – Nie mów do mnie na pan. Nie jest taki stary. – zobaczyła błysk inteligencji w jego oku, trochę ją to zaniepokoiło, ale jednocześni coś mówiło jej, że nie musi się go obawiać. – Poza tym dopiero co przybyłaś do Akademii, to dość nie typowe, rzadko się zdarza, aby osoba która nie miała styczności z magią od razu trafiała do Akademii. Musisz być wyjątkowa.
Zastanowiło ją to trochę, ale postanowiła się nad tym teraz nie rozwodzić. Jej celem jak na razie było jak najszybsze ukończenie tej szkoły i odczarowanie Nataniela.
- Raczej nie uważam się za wyjątkową…
- Kto został twoim opiekunem?
- Ekhm… - zawahała się. – Eeee… Andrew McCartney. – powiedziała niepewnie.
-….- zamilkł i spojrzał na nią zaskoczonym, wręcz zdumionym wzrokiem. – Chyba wiesz kim on jest?
- Szczerze mówiąc średnio. Wiem, że niezłe z niego ziółko, że nie jest odpowiedzialny, że lubi sobie stroić z innych żarty, ale przy okazji los obdarzył, go niezwykłym talentem magicznym bo jakoś wszyscy na około się nim zachwycają, a ja jakoś nie widzę powodu jak na razie, choć dziewczynom dziwić się nie mogę bo jest przystojny, ale ja wiedząc, że ma on z dobre sześćdziesiąt lat, jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jakoś jest chore.
Mag zaśmiał się w głos.
- Czyli sporo o nim już wiesz.
- To pan… znaczy się, znasz go?
- Tak poznałem go jakieś kilkanaście lat temu, jak zaczynałem naukę w Akademii. – zamyślił się na chwilę. – Tak w ogóle nie przedstawiłem się. Mam na imię Ren.
- Jestem Gabriela.
- Piękne imię. Pasuje do ciebie.
Powiedział to w taki sposób, że nie mogła się nie zarumienić. W trakcie tej rozmowy posegregowali większość książek. Czas w jego towarzystwie szybko jej mijał. Jednak od jakiegoś czasu trzymał się on w półcieniu i nie mogła mu się przyjrzeć, w tedy straciła okazję, a teraz gdyby chciała zobaczyć jak jej rozmówca wygląda nie miała szansy.
- Tak w ogóle nie zapytałem co sprowadziło cię do biblioteki, a jestem przecież bibliotekarzem.
- Szukałam czegoś na temat Amuletów. Muszę na jutro jakiś zdobyć ale chciałabym wiedzieć więcej niż to, że pomagają kontrolować przepływ mocy.
- Bardzo mi pomogłaś i teraz spokojnie sobie poradzę. – spojrzał na sterty książek. – Chodź za mną, pokażę ci książki o Amuletach.
Ruszyła za nim, a on cały czas trzymał się w cieniu. Zaczęła być coraz bardziej pewna, że jego zachowanie jest celowe.
- Cóż… zawsze trafiam na dziwaków. – westchnęła.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic.
Doszli do regału przy którym szukała.
- Tutaj szukałam, gdy usłyszałam łomot spadających książek. – uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ekhm… no tak, rzeczywiście musiało być głośno. – zawstydził się odrobinę. – Proszę oto książka o Amuletach. Znajdziesz w niej wszystko co powinno cię teraz interesować. Jest to streszczenie najważniejszych informacji o nich. Od historii ich pochodzenia, po właściwości jakie mogą zdobyć w zależności od talentu jaki posiada mag. Czy może jeszcze interesuje cię jakaś książka?
- W sumie to tak. Dzisiaj na historii magii profesor Nostrus Medow opowiadał o Białych Magach oraz Veritas i Tenebris. Czy znajdzie się tu coś na ten temat? Nie interesują mnie jednak bajki albo historie stworzone dla dzieci by z nimi zapoznać młodsze pokolenia. Interesują mnie informacje jak najbardziej wiarygodne.
- Hmm. To może być trudne. Takich książek nie ma w tym dziale biblioteki. Książki jakie byś chciała dostać są w działach dla pracowników i studentów z poziomów zaawansowanych, jednak, że jesteś w sumie moim „ pierwszym klientem” od bardzo dawna postaram się coś na jutro załatwić. Zajrzyj tu jak będziesz miała czas. – uśmiechnął się pogodnie.
W sumie jedyną rzecz jaką widzę na jego twarzy to uśmiech i wtedy ten błysk w oku. Tajemnicza z niego osoba. Mam jednak przeczucie, że ta znajomość może okazać się dla mnie korzystna.
- W porządku. Wydaje mi się, że nie miałbyś problemu aby znaleźć mi ją teraz. Nie widzę jednak przeszkód by i jutro cię odwiedzić. – uśmiechnęła się przebiegle.
Zauważyła, że trochę go zaskoczyło jej stwierdzenie. Najwyraźniej trafiła w sedno.
- Czyli jestem taki przewidywalny? – powiedział nieśmiało zakładając rękę za głowę.
- Tego bym nie powiedziała. Po prostu nie dziwię ci się, że chcesz mieć tutaj jakieś towarzystwo. – powiedziała to tak jakby była to najzwyklejsza na świecie rzecz.
- Jeśli nie chcesz tu jutro przychodzić to poczekaj a ja przyniosę ją za parę minut.
- Ja naprawdę chętnie jutro przyjdę. Nie tylko po książkę.
Ren spojrzał na nią zaskoczony.
- Na pewno znajdę trochę czasu by doprowadzić to miejsce z tobą do porządku.
- Acha… no cóż, przyda mi się pomoc.
- W takim razie do jutra. – powiedziała wesoło. – Miło było cię poznać Ren.
- Wzajemnie Gabrielo.
Gabi wyszła z
biblioteki i przypomniała sobie, że zapomniała go zapytać o kierunek w jakim
należy się udać do części z pokojami dla studentów. Kiedy się odwróciła
zobaczyła, że ktoś biegnie w jej kierunku.
- Nareszcie cię znalazłem. – wysapał Andrew. – Gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? Jest prawie piąta.
- To nie było mnie aż tyle czasu? – zapytała zdziwiona.
- Szukam cię od co najmniej trzech godzin.
- No w sumie to trochę długo. – odparła jakby nic się w sumie nie stało.
- Nie powiedziałaś mi co robiłaś przez ten czas.
- Byłam w bibliotece. – rzuciła i odwróciła się.
- W bibliotece? Po co?
- Bo skoro cię nie było i nie miałam skąd dowiedzieć się o tych całych Amuletach postanowiłam skorzystać z innych źródeł wiedzy.
Czasem jej słowa są strasznie jadowite, pomyślał.
- Byłem tam piętnaście minut po zakończeniu twoich zajęć. Nie mogłaś chwilę poczekać? Musiałem iść do Dyrektora bo mnie wezwał. – powiedział.
- Skąd miałam wiedzieć co robiłeś, albo czy przyjdziesz? Ja do dzisiaj nawet nie wiedziałam jak wyglądasz naprawdę.
Andrew spuścił wzrok.
- Tak. Masz rację. Przepraszam, mogłem się jakoś z tobą skontaktować.
Gabriela, uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Ja też mogłam chociaż chwile poczekać. To tak samo moja wina. Przepraszam, że musiałeś się martwić.
- Andrew! – usłyszeli czyjeś wołanie. – Znalazłeś ją?
- Tak Alan. Już ją znalazłem. Możesz wracać do swoich obowiązków. Dziękuję za pomoc. – odpowiedział Andrew.
- To aż takie zamieszanie się z tego zrobiło? – spytała zawstydzona. Aż tak się o mnie martwił, zastanawiała się.
- Nie, nie aż takie. Po prostu Alan się martwił, że nie zdążył cię zawiadomić, że się spóźnię. Gdy byłem u Dyrektora ktoś zatrzymał go jak miał wyjść i nie zdążył. Poczuł się trochę winny. – uśmiechnął się przepraszająco.
- Dobrze. To już nie ważne. Musimy mieć ze sobą jakiś kontakt. – powiedziała roztropnie.
- Hmm. Telefony tu nie działają. Można korzystać tylko z wewnętrznej sieci telefonicznej by nikt nas nie namierzył. Więc raczej nie ma możliwości aby mieć taki kontakt. Latające listy się nie sprawdzają, bo ludziska są zbyt ciekawscy. – myślał na głos. – Mam! – zawołał. – Magiczne bransoletki.
- Co?
- Magiczne bransoletki. Gdy będziemy chcieli się znaleźć zaczną błyszczeć na złoto kiedy zaczniemy się zbliżać do siebie. Gdyby komuś działa się krzywda zaczną drżeć i błyszczeć na czerwono.
- To brzmi trochę jak bransoletki przyjaźni. – skrzywiła się trochę.
- Na razie nie mam lepszego pomysłu.
- A co z tymi całymi Amuletami? Jak mam go znaleźć, zdobyć, zrobić?
- Chodź ze mną. To zobaczysz. Znam świetne miejsce skąd można wziąć taki który będzie do ciebie pasował. – uśmiechnął się przebiegle.
- Coś mnie się zdaje, że to może być trochę nielegalne i niebezpieczne. – powiedziała niepewnym głosem.
- Cóż, nie dajesz mi większego wyboru, gdyż nie mamy już zbyt wiele czasu. – żachnął się. – Teraz nie marudź, tylko się pospiesz bo pozamykają wszystkie przejścia.
- Nareszcie cię znalazłem. – wysapał Andrew. – Gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? Jest prawie piąta.
- To nie było mnie aż tyle czasu? – zapytała zdziwiona.
- Szukam cię od co najmniej trzech godzin.
- No w sumie to trochę długo. – odparła jakby nic się w sumie nie stało.
- Nie powiedziałaś mi co robiłaś przez ten czas.
- Byłam w bibliotece. – rzuciła i odwróciła się.
- W bibliotece? Po co?
- Bo skoro cię nie było i nie miałam skąd dowiedzieć się o tych całych Amuletach postanowiłam skorzystać z innych źródeł wiedzy.
Czasem jej słowa są strasznie jadowite, pomyślał.
- Byłem tam piętnaście minut po zakończeniu twoich zajęć. Nie mogłaś chwilę poczekać? Musiałem iść do Dyrektora bo mnie wezwał. – powiedział.
- Skąd miałam wiedzieć co robiłeś, albo czy przyjdziesz? Ja do dzisiaj nawet nie wiedziałam jak wyglądasz naprawdę.
Andrew spuścił wzrok.
- Tak. Masz rację. Przepraszam, mogłem się jakoś z tobą skontaktować.
Gabriela, uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Ja też mogłam chociaż chwile poczekać. To tak samo moja wina. Przepraszam, że musiałeś się martwić.
- Andrew! – usłyszeli czyjeś wołanie. – Znalazłeś ją?
- Tak Alan. Już ją znalazłem. Możesz wracać do swoich obowiązków. Dziękuję za pomoc. – odpowiedział Andrew.
- To aż takie zamieszanie się z tego zrobiło? – spytała zawstydzona. Aż tak się o mnie martwił, zastanawiała się.
- Nie, nie aż takie. Po prostu Alan się martwił, że nie zdążył cię zawiadomić, że się spóźnię. Gdy byłem u Dyrektora ktoś zatrzymał go jak miał wyjść i nie zdążył. Poczuł się trochę winny. – uśmiechnął się przepraszająco.
- Dobrze. To już nie ważne. Musimy mieć ze sobą jakiś kontakt. – powiedziała roztropnie.
- Hmm. Telefony tu nie działają. Można korzystać tylko z wewnętrznej sieci telefonicznej by nikt nas nie namierzył. Więc raczej nie ma możliwości aby mieć taki kontakt. Latające listy się nie sprawdzają, bo ludziska są zbyt ciekawscy. – myślał na głos. – Mam! – zawołał. – Magiczne bransoletki.
- Co?
- Magiczne bransoletki. Gdy będziemy chcieli się znaleźć zaczną błyszczeć na złoto kiedy zaczniemy się zbliżać do siebie. Gdyby komuś działa się krzywda zaczną drżeć i błyszczeć na czerwono.
- To brzmi trochę jak bransoletki przyjaźni. – skrzywiła się trochę.
- Na razie nie mam lepszego pomysłu.
- A co z tymi całymi Amuletami? Jak mam go znaleźć, zdobyć, zrobić?
- Chodź ze mną. To zobaczysz. Znam świetne miejsce skąd można wziąć taki który będzie do ciebie pasował. – uśmiechnął się przebiegle.
- Coś mnie się zdaje, że to może być trochę nielegalne i niebezpieczne. – powiedziała niepewnym głosem.
- Cóż, nie dajesz mi większego wyboru, gdyż nie mamy już zbyt wiele czasu. – żachnął się. – Teraz nie marudź, tylko się pospiesz bo pozamykają wszystkie przejścia.
Widzę, że wprowadzasz nas powoli w ten cały świat magów ;) Interesująca historia Tenebris i Veritas. Fajnie by było, gdybyś też coś poprzez tych 6 białych magów i Tenebris będzie uważane za dobre ;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że dziewczyna szybko kojarzy fakty i Andrew jest zadowolony z jej postępów. Widać też, że albo jest tak bardzo ważna lub coś do niej czuje. Może też być połączenie tych 2 opcji jeżeli tak się o nią martwił jak zniknęła ^^
Powiem Ci tak, że jakbyś w pewnych momentach skupiła się na uczuciach osób to by było jeszcze lepiej ;))
Spokojnie, na uczuciach się jak najbardziej skupie, ale uważałam, że ważne też jest aby przedstawić świat w jakim akcja sie dzieje i w tym rozdziale zabrakło mi miejsca ;).
OdpowiedzUsuńWidzę moja droga, że pragniesz romansu. Mam pewną wizję i mam nadzieję, że Cię ona nie rozczaruje :p
a czy uczucia to tylko romans? Chodziło mi bardziej przypuśćmy o sytuację na wykładzie. Opisać trochę bardziej uczucia, które nią ogarnęły, gdy dowiedziała się o białych magach, bo po wypowiedzi widać było, że bardzo się tym zainteresowała ;) A nie romans od razu ^^
UsuńTo też miałam na myśli w pierwszym zdaniu ;) ale zazwyczaj kiedy już zacznie się pokazywać uczucia jakiś bohatrerów to w powietrzu wisi romansik (przynajmniej tak jakoś zazwyczaj w moich historyjkach wychodzi XD ).
UsuńAle zwróciłaś uwagę na to, że wypowiedzią dała znać o swoich odczuciach względem tematu ;). Tak też można przekazać emocje:) Ale masz rację, muszę popracować nad opisem stanów emocjonalnych. Czasem mam ich za dużo a czasem za mało,albo wcale.
a ja przyszłam tylko powiedzieć, że przeczytam jutro ;P
OdpowiedzUsuńHmm... Właściwie to nie wiem od czego zacząć...
OdpowiedzUsuńNo więc tak: gdy czytałam o Veritas i Tenebris, a dokładniej ten fragment o powstaniu itp. to cały czas miałam przed oczami Zielone i Czerwone Latarnie xD Nie wiem, o co chodzi, ale to najprawdopodobniej moje skrzywienie. W każdym razie brzmi to podobnie.
Po drugie: Ren. Wiesz, że przez to imię kojarzy mi się z Rin Kamine? A to dziewczyna. Dobrze, że ma brata bliźniaka o imieniu Len xD Więc wyobraziłam sobie go właśnie jako wydoroślałego Lena, skrytego w cieniu, bo ma jakąś bliznę... Lub bo nie do końca jest człowiekiem. Mam nadzieję, że rozkręcisz ten wątek.
Po trzecie: w końcu lepsze opisy! No zaciesz! Teraz to wygląda genialnie... no prawie. Wciąż zdarzają się zdania, które po prostu źle brzmią. Wyglądają, jak oderwane z kontekstu i nie ma pomiędzy nimi płynnego przejścia z resztą. Ale widać poprawę, więc jest dobrze. Aż strach się bać, co to będzie jak dojdę do aktualnego rozdziału ^.^
Pozdrawiam vocaloidalnie :D
Cieszę się, że opisy Ci się podobają. Co do Rena to zobaczysz, co ma tak właściwie do odegrania. Może się rozczarujesz, a może nie. Staram się jak najlepiej rozwijać. Jednak jakość rozdziałów często zależy od mojego nastroju. Czasem są lepsze, a czasem gorsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ps. Zielona latarnia kojarzy mi się z komiksem, ale o czerwonych to ja nic nie wiem :p. Heh, interesujące skojarzenie. Nazwy tych mocy wzięłam z łaciny, więc mają konkretne znaczenia. :) Chciałam by było dość symboliczne.
To dobrze kojarzysz z Zielonymi Latarniami ^.^ A Czerwone Latarnie ot ich najzacieklejsi wrogowie. Zieloni naprawiają, Czerwoni są destrukcją. A wiem to, bo obejrzałam całkiem przypadkiem kilka odcinków dość nowego serialu animowanego. Jak bym jeszcze pamiętała tytuł, to bym poleciła bo całkiem fajny ^.^
UsuńSerialu nie oglądałam, ale widziałam film Green Lathern :). Niestety tam z tego co pamiętam tych czerwonych nie było:p Chyba, że coś przeoczyłam?
Usuń